sobota, 31 marca 2018

Od Lunaver

Nudziło mi się. Strasznie mi się nudziło. Kompletnie nie miałam co robić ponieważ moja uczennica Thalia miała wolne i zgłosiła się na ochotnika do dekoracji sali balowej. O mojej obecności tam nikt nie chciał nawet myśleć, a co dopiero słyszeć czy mnie tam zobaczyć. No przepraszam bardzo! Co ja mogę poradzić na to że nie mogę żyć bez swatania innych? Po prostu to jest już takie moje uzależnienie, co widzę jakieś psy czy wilki to od razu układam w myślach plan wyswatania ich. Vlad też ma coś takiego tyle że u niego zamiast planów swatania powstają plany ataku. To już chyba taka rodzinna przypadłość. Wracając jednak do mojego nudzenia się. Postanowiłam wyskoczyć poza mury zamku i przewietrzyć się a przy okazji poszukać następnego celu bo kto wie? A nóż widelec trafi się jakiś samotny samiec bądź samica, którego będę mogła komuś wyswatać. Pocieszywszy samą siebie ruszyłam w drogę rozglądając się uważnie za odpowiednimi kandydatami. Nagle dostrzegłam jakiegoś psa.
- Cześć jestem Lunaver. Mam do Ciebie szybki pytanie. Masz może kogoś? W sensie dziewczynę, żonę, partnerkę?- Zapytałam szybko.
- Nie?
- Ok. To się świetnie składa.- Powiedziałam i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Corynth jestem.- Przedstawił się pies na co ja kiwnęłam głową.
- Dobra to chodź ze mną, muszę Cię komuś przedstawić.- Nie czekając na odpowiedź pociągnęłam psa za sobą i zatrzymałam się dopiero gdy zobaczyłam Peachy Woman.
- Peachy chciałabym przedstawić Ci Coryntha, Corynth to jest nasza gamma Peachy Woman poznajcie się.- Powiedziałam już układając plan wyswatania tej dwójki.
<Corynth albo Peachy?>

250 słów

Od Luny Cd Gales

Właśnie przechodziłam wzdłuż zamkowego korytarza, aż nagle zauważyłam zdyszanego Galesa.
- Co się stało?- Zapytałam chcąc pomóc.
- Eee.. nic.- Gales chyba chciał coś przed mną ukryć.
- To skąd masz ten bukiet?- Nie dałam za wygraną.
- Chciałem się spotkać z Mirvą ale ona chyba tego nie chciała.- W końcu odpowiedział Gales.
- Nie martw się, może ciebie nie słyszała chociaż trudno było ciebie nie usłyszeć- Próbowałam pocieszyć Galesa.
-To może spotkam się z tobą?- zapytał Gales.
- Już się ze mną spotkałeś więc dokończymy to.- Oczywiście się zgodziłam bo już dawno chciałam się spotkać i porozmawiać z Galesem.
- Ale wyjdźmy z zamku- Zadecydował Gales. Kiedy byliśmy na zewnątrz zamku kontynuowaliśmy rozmowę.
<Gales?>

Od Vlada CD Peachy Woman

Coś z tym gobelinem było stanowczo nie tak. Nie raz zdarzyło mi się być przygniecionym przez różnego rodzaju tkaniny jednak żadna nie była aż tak ciężka, nawet te arrasy, które mój ojciec zamówił dwa lata temu na ślub Mirczy nie były tak ciężkie mimo że wszyto w nie całą masę złotej i srebrnej nici. Dopiero po kilku minutach z pomocą dekoratorów udało mi się wyjść spod zwojów materiału. Okazało się, że razem z gobelinem na moją głowę spadła również nasza gamma - Peachy Woman.
- Stanowczo bardziej powinnaś uważać.- Powiedziałem rozprostowując się. Peachy tymczasem rozmasowywała plecy krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
- Dobra koniec zabawy. Ja dokończę wieszanie gobelinów.- Powiedziałem i chwyciwszy za kraniec materiału zacząłem wchodzić na drabinę. Kiedy byłem już na jej szczycie szybko podwiązałem tkaninę do odpowiednio wcześniej przygotowanych haczyków i zacząłem schodzić na dół by zająć się kolejnym gobelinem.
- Panie musimy Ci coś pokazać.- Nagle zza moich pleców rozległ się głos jednego z strażników.
- Już idę.- Powiedziałem gdy znalazłem się na ziemi i podążyłem za strażnikiem. Pies szybko zaprowadził mnie do głównej bramy prowadzącej na zamkowy dziedziniec.
- Panie znaleźliśmy je podczas obchodu wokół Ruin Poenari. Szwendały się  bez opieki więc zabraliśmy je ze sobą.- Powiedział jeden z stojących przy bramie psów wskazując na trzy szczeniaki. Były to dwa pieski i jedna suczka, czarny owczarek niemiecki, wilczak czechosłowacki i biały owczarek szwajcarski.
- To co z nimi mamy zrobić panie?- Zapytał kolejny strażnik, który właśnie pojawił się koło mnie.
- Na pewno je przygarniemy do sfory jednak o tym kto się nimi będzie zajmował zdecyduje rada. Na razie Jacob, Enrique i Stefan zanieście je do sali narad a ty Marco znajdź wszystkich członków rady i zwołaj ich na kolejną naradę.- Zakomenderowałem i ruszyłem w stronę sali narad a za mną trzej strażnicy niosąc na rękach śpiące szczeniaki. Kiedy dotarliśmy do sali obrad cała rada już na nas czekała.
- Przepraszam za zwołanie rady w tak ekspresowym tempie ale mamy tutaj sprawę  niecierpiącą zwłoki. Nasi strażnicy znaleźli trzy błąkające się po naszym terytorium szczeniaki i przynieśli je do zamku. Oczywiście zdecydowałem, że zostaną już z nami jednak pytani brzmi, kto byłby gotowy się nimi zająć.- Szybko przedstawiłem sprawę szczeniąt i rozejrzałem się po mojej radzie.
- Myślę że zbyteczne jest przekazywanie ich pod opiekę indywidualnym osobom. Wystarczy jedynie zakwaterować je w sierocińcu, który zaraz możemy otworzyć. Wyszłoby to na dobre i sforze i im.- Powiedział Perykles, czym znów mnie zdenerwował.
- Jeśli masz mi udzielać takich rad to lepiej zamilcz.- Warknąłem mimowolnie ukazując kły.
- Jeśli nikt nie złoży sprzeciwu popartego racjonalnymi argumentami to sam chciałbym się nimi zająć.- Powiedziałem spoglądając na siedzących obok siebie doradców mego ojca.
<Peachy Woman?>

443 słowa

Od Galesa

- Mirva! Mirva!- Wrzeszczałem biegnąc przez korytarz i usiłując dogonić umykającą przede mną waderę. W prawej ręce niosłem sporych rozmiarów bukiet róż, który, całe szczęście, wciąż był w całości mimo wszystkich moich zderzeń z innymi mieszkańcami zamku. Oczywiście jednak nie mogłem dogonić białej wadery, która, mimo że obiecała się ze mną umówić najwyraźniej nie miała zamiaru dotrzymać słowa. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia dlaczego aż tak za nią szalałem. Było to co najmniej dziwne, ponieważ oprócz urody nie miała nic godnego uwagi. Bynajmniej nie była miła, ba większość mieszkańców królestwa uważała ją za osobę strasznie wredną. Nawet Vlad, który wiele zazwyczaj wybacza nie lubił jej i na wszelkie sposoby usiłował pomóc mi otrząsnąć się z tego zauroczenia ale nie był w stanie. A ja bynajmniej tego nie chciałem. W końcu Mirva zniknęła mi z oczu a w jej miejsce pojawiło się rozwidlenie.
- Cholera.- Zakląłem i niemal rzuciłem bukietem o ścianę kiedy nagle zza moich pleców dobiegł damski głos.
- Coś się stało?
<Luna?>

163 słowa

Elisabetha

black wolf
Imię: Elisabetha 
Skróty:  Eli, Lisa, Lisabeth 
Data urodzenia: 10 kwietnia
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera
Stanowisko: Zielarka
Charakter:  Elisabetha to miła i pomocna wadera, która uwielbia spotykać się i rozmawiać z innymi osobami. Nie uważa, że jest najmądrzejszą osobą na świecie, wprost przeciwnie twierdzi, że jeszcze wielu rzeczy musi się dowiedzieć. Jej największym marzeniem jest posiadanie dużej rodziny, kochającego męża, który by się nią zaopiekował i gromadki dzieci, które wspierały by ich na starość a z czasem i wnuków. Elisabetha potrafi być niezwykle stanowcza i jeśli już sobie coś postanowi to stara się dążyć do celu wytrwale i nie przejmuje się drobnymi niepowodzeniami. Nie idzie jednak do celu po trupach, jeśli ma świadomość że coś nie jest dla niej osiągalne to z tego rezygnuje nawet jeśli bardzo by jej na tym zależało.
Rodzina: 
  • Nikotris - Matka, została zamordowana 
  • Osman - Ojciec Elisabethy, zginął podczas wojny 
  • Omar - Starszy brat, zginął podczas wojny
  • Olaf - Młodszy brat, zamordowany 
  • Ofelia - Młodsza siostra, zamordowana 
  • Eupraksja - Młodsza siostra, zamordowana 
  • Thomas - Wuj Elisabethy, brat jej ojca. Zmarł ze starości. 
Zakochana w: Vladzie 
Mąż: Vlad
Ex: Brak
Potomstwo: Bardzo chciałaby mieć ale na razie nie ma 
Uczniowie:
  • Byli: Brak
  • Obecni: Brak
Aparycja:
  • Rasa: Wilk czarny 
  • Wysokość: 75 cm
  • Waga: 45 kg
  • Wysokość po przemianie: 185 cm
  • Cechy szczególne: Brak
  • Wygląd zewnętrzny: Elisabetha ma czarną, dość długą sierść i brązowawe oczy. 
  • Głos: Romy Jaquet
Historia: Elisabetha urodziła się w sforze za panowania Vlada II Diabła. Jej ojciec był ważnym urzędnikiem na jego dworze. Wadera miała nie tylko kochających rodziców ale również czwórkę wspaniałego rodzeństwa. Kiedy wadera miała rok ojciec wysłał ją do swego brata Thomasa aby mogła poznać większą część swojej rodziny. Podczas jej pobytu tam w sforze Vlada II wybuchła wojna. Jej starszy brat i ojciec polegli podczas niej a cała reszta rodziny została zamordowana przez wrogie wojska. Elisabetha została pod opieką wuja i spędziła z nim trzy lata. Któregoś dnia jednak Thomas zmarł a młoda wadera postanowiła wrócić do domu, który tak dawno temu opuściła.    
Autor: Elisabetha

Corynth

Oh my! I absolutely LOVE those sunflowers! And then to add an adorable dog in the middle! Lol!❤
Imię: Poznajcie Coryntha. Jego imię wzięło się od tego, że jego sierść jest koloru przepięknych pozostałości po starożytnym Koryncie.
Skróty: Wszystko co uda ci się wymyślić. Byle nie obraźliwe
Data urodzenia: 1 minuta 1 dnia 1 miesiąca w roku - 1.01
Wiek: Całe, caluteńkie, pełne, pełniusieńskie 8 lat
Płeć: Samiec. Basior. Pies. Płeć męska.
Stanowisko: Morderca. Wspaniały. Zabójczy. Morderczy. Morderca. Z krwi i kości.
Charakter: Corynth jest towarzyskim psem. Uwielbia się bawić. Potrafi znakomicie polować, ale nie ma zamiaru się trudzić. Jedyne do czego przykłada się cały czas jest jego praca. Corynth woli iść na łatwiznę. Mimo to w razie potrzeby potrafi włożyć w to co robi serce. Łatwo zawiązuje nowe znajomości i bez problemu potrafi się dogadać z większością psów. Niestety również bardzo łatwo o to, aby wpadł w złość. Nienawidzi porażek, ale duma nie pozwala mu na wybuchy agresji. Lepiej nie mieć z nim na pieńku, bo wtedy albo ci wybaczy, albo cały czas będzie chciał cię poważnie uszkodzić. To drugie jest bardziej prawdopodobne. Jest niezwykle wierny swojemu zawodowi. Za zleceniem zamorduje nawet członka swojej rodziny. Bardzo trudno mu jest wybaczyć, jeśli ktoś mu coś zrobi.
Rodzina:

  • Matka - Solution (nie żyje)
  • Ojciec - Calvin (żyje w lesie wraz z rodzeństwem Coryntha)
  • Macocha - Valia (zmieniła imiona wszystkim z jego rodzeństwa, a potem chciała ich zabić, ale Corynth zabił ją zanim to zrobiła)
  • Cotty - brat (żyje z ojcem w lesie, macocha nazwała go Cough)
  • Tessy - siostra (żyje z ojcem w lesie, macocha nazwała ją Tissue)
  • Dusia - siostra (żyje z ojcem w lesie, macocha nazwała ją Dung) 
Zakochany w: Brak
Partnerka: Cieszyłby się gdyby jakąś miał.
Ex: -
Potomstwo: -
Uczniowie:
  • Byli: -
  • Obecni: -
Aparycja:

  • Rasa: Piękna mieszanka husky, wilka, golden retrievera, labradora, mudi, kilku wyżłów, basenjia, lapphundów i kilku innych ras.
  • Wysokość: 72 cm
  • Waga: 32kg
  • Wysokość po przemianie: 172 cm
  • Cechy szczególne: Nie ma w nim nic szczególnego
  • Wygląd zewnętrzny: Corynth jest szczupłym psem. Jego mięśnie wyraźnie widać mimo gęstej sierści.
  • Głos: O-Zone

Historia: Urodził się w lesie wraz z trójką rodzeństwa. Jego matka zmarła przy porodzie. Kiedy Corynth miał trzy lata jego ojciec znalazł sobie nową partnerkę - Valię. Ta chciała zmienić Corynthowi i jego rodzeństwu imiona na takie, przez które jej przybrane dzieci byłyby doręczone przez rówieśników, a później je zabić. Corynth dowiedział się tego, gdy podsłuchał rozmowę Valii i jakiegoś psa. Usłyszał też wtedy, że po wszystkim macocha zamierzała też zabić ojca. Nim jednak Valia zdążyła zmienić Corynthowi imię, ten zabił ją. Ojciec dowiedział się jakimś cudem, że to właśnie on zabił jego żonę. Mimo tłumaczeń wszystkich swoich dzieci wygnał Coryntha. Ten po niedługiej wędrówce trafił tu, do Wallachia Dogs.
Autor: Azor (howrse), Rotterdam (doggi)

Od Luny - Konkurencja #1

Wielkanoc postanowiłam spędzić z rodziną. Wróciłam do domu a tam na mnie czekała niespodzianka.
-Luna, wróciłaś! Choć, mamy dla ciebie niespodziankę!- przywitał mnie tata.
- Jaką niespodziankę?!- sama się dowiedziałam co to za niespodzianka.
- Awww! Jakie to słodkie!- w norze leżała mama z małymi szczeniakami.
- To twoje rodzeństwo.- oznajmiła mama, przytulając mnie.
- To siostry czy bracia?- spytałam się rodziców.
- To brat i siostra.- odpowiedział tata, a mama dodała:
- A dokładnie Molly i Dragon.
- Oni są moim biologicznym rodzeństwem? - ponownie spytałam się rodziców.
- Tak. No i święta będziemy świętować całą rodziną!- odpowiedział szczęśliwy tata.
Później pomogłam tacie przy polowaniu i dekorowaniu. Kiedy już wszystko było gotowe, poświęciliśmy posiłek i zjedliśmy rodzinne śniadanie. Potem były zabawy np. zabawa, która jest naszą tradycją, a ta zabawa to szukanie wielkanocnego zajączka, czyli polowanie na zająca. Śpiewaliśmy tradycyjne piosenki i recytowaliśmy wiersze wielkanocne. Ja z Molly i Dragonem poszli spać, a mama z tatą coś tam jeszcze rozmawiali. Następnego dnia był lany poniedziałek. Rodzice obudzili nas w nietypowy sposób, a mianowicie ochlapali nas wodą, a potem my ich. Ja razem z Molly i Dragonem pobawiliśmy się wodą. Zjedliśmy śniadanie, które było pyszne! Po południu po obiedzie poszliśmy na spacer. A na spacerze mnóstwo się działo. Molly i Dragon w kółko zadawali pytania na przykład:

- Czemu niebo jest niebieskie?
- Czemu kwiaty pachną?
- Co to motyl?
- Po co mamy ogony?
I to ja miałam na nie odpowiadać! Kiedy przyszedł wieczór, zjedliśmy kolację, i poszliśmy spać. Ale rodzice tak jak wczoraj coś tam jeszcze rozmawiali. To chyba na zawsze pozostanie zagadką. A może jednak.
Następnego dnia postanowiłam jeszcze zostać, bo to miało wiele plusów. Zjedliśmy razem śniadanie i poszliśmy uczyć Dragona i Molly polowań, mogę przyznać, że nieźle im szło. Po lekcji polowania była lekcja zielarstwa i uzdrowicielstwa, a potem przerwa. Na obiad zjedliśmy ptaki, które upolowali Dragon z Molly na lekcji. Po obiedzie poszliśmy na spacer do lasu. Przed kolacją zdecydowałam, że pora wracać do sfory.
- Murze już wracać- powiedziałam rodzicom.
- Naprawdę? Myśleliśmy, że już tu zostaniesz.- zmartwili się rodzice.
- Nie mogę zostać. Tam mam miłość i przyjaźń.- próbowałam im wytłumaczyć.
- Ale powiem wam, gdzie to jest. Kilka kilometrów na północ. Możecie mnie odwiedzać, a ja będę was.- pocieszyłam trochę rodziców. Pożegnałam się z nimi i z Molly i Dragonem, ale oni już spali. Kiedy wróciłam do sfory, była 20:30, więc poszłam spać.

KONIEC
Zaliczone
402 słowa

piątek, 30 marca 2018

Od Vlada Konkurencja#1

Wielki Czwartek... Dla sporej części sfory dzień jak każdy inny, jednak nie dla mnie. Po pierwsze musiałem załatwić jeszcze całą masę spraw związanych z przygotowaniem świąt Wielkanocnych dla sfory a po drugie w mojej rodzinie obchodzenie świąt w mojej rodzinie rozpoczyna się już w Wielki Czwartek. Nie ma to jak pościć przez trzy dni prawda? Nigdy jakoś nie sprawiało mi to żadnych problemów więc i tym razem od rana zabrałem się za wypełnianie tradycji. Co prawda post zwyczajowo obowiązywał dopiero od wieczora ale wolałem zacząć go już rano. Szybko wypiłem szklankę wody i po ubraniu się wyszedłem z komnaty. Przygotowywania miały się już ku końcowi więc dużo pracy nie miałem. W kuchni wszyscy kucharze dwoili się i troili by oficjalna Wielkanocna uczta wypadła pomyślnie. Nad wszystkim pieczę trzymała moja matka, która pilnowała by każdy pies mógł zjeść potrawy z swojego rodzinnego kraju i zgodne z rodzinną tradycją. Podczas wizyty w kuchni siedziałem cicho jak mysz pod miotłą, byleby tylko królowa matka mnie nie zauważyła. Wolałem nie pokazywać się jej na oczy by nie musieć pomagać kucharzom. Nie raz zdarzało mi się to w wcześniejszych latach jednak w tedy nie byłem ani następcą tronu anie tym bardziej alfą. Całe szczęście inspekcję w kuchni udało mi się przeprowadzić nawet na sekundę nie pokazując się matce więc spokojnie udałem się na inspekcje kolejnych pomieszczeń. Nagle znikąd pojawił się przede mną jeden z kucharzy.
- Panie królowa matka wzywa Cię do siebie.- Powiedział skłaniając się. W duchu westchnąłem ponieważ wiedziałem, że jednak nie uda mi się uniknąć pomagania w kuchni. Po dotarciu do pomieszczenia cierpliwie wysłuchałem reprymendy od matki  po czym zająłem się wyznaczonymi mi pracami i niemal do końca dnia zagniatałem ciasto na placki, obierałem jajka na sałatki, kroiłem warzywa lub patroszyłem ryby. Praca skończyła się około osiemnastej, kiedy to trzeba było iść na kilkugodzinne nabożeństwo. Do swojej komnaty wróciłem około północy, wziąłem szybki prysznic i wypiłem szklankę wody po czym poszedłem spać. Rano znowu zadowoliłem się jedynie szklanką wody i ruszyłem dokończyć pracę w kuchni. Co prawda bolały mnie wszystkie mięśnie jednak jak mus to mus prawda? Po południu wedle zwyczaju znowu było nabożeństwo ciągnące się przez kilka godzin. Wreszcie przyszła Wielka Sobota i na dzień dobry świecenie pokarmów. Ciekawe może okazać się to, że wedle naszej tradycji nie czekamy z ich zjedzeniem do następnego dnia, ale już tego samego. Po śniadaniu w gronie rodziny poszedłem na cmentarz porozmawiać chwilę z Mirczą i zanieść mu część jedzenia. Znowu obudził się mój zły humor ale Gales szybko go przepędził sprowadzając całą sforę w odwiedziny. Nie wypadało przecież żeby Alfa czymś się martwił lub smucił. Zawsze miał być idealny. W niedzielę po kolejnym strasznie długim nabożeństwie około południa rozpoczęła się wspaniała uczta. Wszyscy świetnie się bawili.
Zaliczone
452 słowa

Od Peachy Woman CD Vlada

- Ja tu jestem hospodarem i skoro mówię, że w kwestii pieczęci zadecydują moi poddani to tak będzie. Nie jestem moim ojcem ani żadnym z moich poprzedników. To że proszę was o radę jest jedynie moją dobrą wolą, tym bardziej że obaj powinniście siedzieć na emeryturze.- warknął zdenerwowany alfa.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Czasami obaj byli doradcy czuli się zbyt pewnie i byli niezwykle irytujący. Nie tylko teraz. 
***
Po skończonej naradzie udałam się zobaczyć jak tam idą przygotowania do Wielkanocy. Wszystko szło dobrze dopóki nie runęła przede mną drabina. Chwilę później na ziemię spadł zwój materiału. Jęczał. Jak materiał może jęczeć? Dziwne. Podeszłam do niego i rozwinęłam go. Pod spodem spoczywała jakaś suczka. Z jej łapy sączyła się krew, więc to ona musiała być źródłem tych dźwięków. Rozpoznałam w niej Thalię.
-Hani! - powiedziałam głośno, aby stojący na czubku sąsiedniej drabiny doberman dobrze mnie usłyszał. - Zabierz proszę Thalię do medyka - poprosiłam. - Ja zajmę się dokańczaniem jej zadania. 
-Dobrze - pies zszedł z drabiny i pochwili wychodził już na korytarz prowadząc obok siebie kulejącą suczkę. Ja tymczasem postawiłam drabinę, chwyciłam materiał i wdrapałam się na sam czubek. Dokończyłam zawieszać ozdobną tkaninę, która powoli odpinała się od ściany i zabrałam się za przyczepianie kolejnej. Nagle zbyt mocno uwiesiłam się na materiale, który runął na ziemię. Drabina zaczęła się przewracać i upadła na parapet znajdując się poza moim zasięgiem. Ja ledwo uczepiłam się zębami czegoś w rodzaju karnisza.
- Co się dzieje?-  zapytał ktoś uwięziony pod zwojem tkaniny.
- Czy mógłby mi ktoś pomóc? - wysapałam w odpowiedzi, ledwo nie otwierając pyska. Rozległ się odgłos przesuwanego materiału. Z pod płachty wyszedł jakiś osobnik. Pies, wilk, a może nawet kot? Nie widziałam.
<Vlad? Przepraszam. Za. To. Gówno.>
282 słowa

Od Luny

Członkowie sfory mile mnie ugościli. Wyznaczyli mi miejsce do spania.
Następnego dnia nie czułam się za dobrze. Bolała mnie łapa. Było to pewnie spowodowane tym że jak uciekałam przed wilkami zaplątałam się w krzaki z ostrymi kolcami. Na szczęście nie trwało to długo. Zrobiłam z wcześniej zebranych ziół opatrunek. Wiedziałam że się przydadzą. Zjadłam śniadanie i poszłam trochę porozmawiać z innymi. Też chciałam być dla nich miła. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam basiora Galesa odrazy go pokochałam. Zjadłam obiad. Pospacerowałam jeszcze trochę. Nadszedł wieczór. Zjadłam kolację i poszłam spać. Miałam sen. O tym jak tu trawiłam. To nie był sen, to był koszmar! Wilki które mnie goniły wyglądały strasznie. Aż się obudziłam. Kiedy znów poszłam spać koszmaru już nie było.
Noc przebiegła szybko. Słońce było dziś jasne, a niebo bezchmurne. Byłam głodna, chciałam coś zjeść. Ale w zapasach nic nie było, nawet jednego okruszka. Więc wybrałam się na łowy, złapałam dorodnego zająca. Gdy zjadłam posiłek nabrałam ochoty do zabawy. Poszłam pobawić się z szczeniakami. Po zabawie nie byłam zmęczona. Ani trochę! Postanowiłam zbudować mini tor przeszkód, kiedy był gotowy przeszłam go.
- Nareszcie się zmęczyłam!- uradowana poszłam utnąć drzemkę. Kiedy się obudziłam była pora obiadowa, i tak jak wszystkie psy zjadłam obiad. Po obiedzie nauczyłam się trochę od szamana. Poszłam na dłuuugi spacer. Na spacerze przy polanie kogoś spotkała.
- Luna! Szukamy ciebie! Gdzieś ty była?- to był jej ojciec. Na początku nie chciałam nic mówić ale przecież to mój tata.
- Bo wiesz, na tym spacerze goniły mnie wilki, zgubiłam się, i spotkałam kolejnego wilka a ten wilk mnie zaprowadził mnie do sfory psów i wilków.- odpowiedziałam niechętnie.
- Jesteś bardzo odważna! Ale wracajmy już do domu.- Tata był że mnie dumny.
- Nie mogę!- I uciekłam od niego. Uciekając do sfory słyszałam tylko - Luna!
Kiedy wróciłam do sfory poszłam spać, na początku nie dałam rady zasnąć, ale w końcu zasnęłam.

313 słów

Od Luny

-Mamo, idę na spacer!- oznajmiłam mamie po czym pobiegłam na polane.
- Dobrze kochanie. Tylko wróć na obiad!- odpowiedziała Moon. Ja już jej nie słyszałam bo byłam daleko od domu. Po drodze znalazłam kilka ziół które mogły się przydać więc je zebrałam. Jak byłam na polanie zauważyłam wilki. One też mnie zauważyły. Zaczęły mnie gonić. Uciekałam. Kiedy je zgubiłam zobaczyłam że jestem w zupełnie nieznanym dla mnie miejscu. Zgubiłam się. Wtedy podszedł do mnie jakiś kolejny wilk.
- Jestem Luna. A ty?- przedstawiłam się.
-...- Nic nie odpowiedział. Poruszył się. Ponieważ jestem ciekawska poszłam za nim. A on mnie zaprowadził do tej sfory.

103 słowa

Luna

Znalezione obrazy dla zapytania black german shepherd
Imię: Luna
Skróty: Lunia Munia, Lunia
Data urodzenia: 29 marca
Wiek: 5 lat
Płeć: Suka 
Stanowisko: Pielęgniarka
Charakter: Luna jest miłym i dobrym psem. Jest energiczna. Uwielbia szczeniaki. Jest też lojalna, ciekawska, inteligentna, posłuszna, pewna siebie i odważna. Jej mama uczyła ją zielarstwa i uzdrowidzielstwa. I dzięki temu teraz wie jakie zioło jest jakie i jakie choroby można nim leczyć. Sporo też wie od ojca na temat polowania. Potrafi złapać naprawdę dobrą sztukę. Jest niemiła i surowa dla obcych, ale szybko się zaprzyjaźnia. A jak już się zaprzyjaźni to staje się bardzo wierna i opiekuńcza. Może na początku się wydawać że Luna jest bardzo miła a czasami nie. Ale też ma swoje uczucia i emocje dlatego jest wrażliwa.
Rodzina: Mama Luny to Moon. Moon jest dobrą mamą, bardzo dba o swoje szczeniaki. Tata Luny to Geralt. Geralt jest wojowniczy. Uczył Lunę polowań. Rodzeństwo Dragon i Molly. 
Zakochana w: Krystianie 
Partner: Brak
Ex: Brak
Potomstwo: Brak
Uczniowie:
  • Byli: Brak
  • Obecni: Brak
Aparycja:
  • Rasa: Owczarek niemiecki 
  • Wysokość: 56 cm
  • Waga: 23 kg
  • Wysokość po przemianie: 156 cm 
  • Cechy szczególne: Brak
  • Wygląd zewnętrzny: Ogon położony do dołu, maść czarna, oczy brązowe, uszy do góry
  • Głos: Iselin Solheim
Historia: Urodziłam się w mojej rodzinie. Rodzice byli dla mnie mili. Praktycznie każdy dzień wyglądał tak samo. Mama uczyła mnie zielarstwa i uzdrowidzielstwa, a tata polowań. Oto mój plan dnia:
1. Pobudka
2. Śniadanie
3. Lekcja zielarstwa
4. Lekcja uzdrowidzielstwa
5. Przerwa
6. Lekcja polowań
7. Czas wolny
8. Kolacja
9. Mycie się
10. Spać
Kiedy byłam starsza mogłam oddalać się od naszej kryjówki więc śmiało chodziłam na spacery.
Pewnego dnia jak byłam na spacerze nagle zaczęły mnie gonić wilki. Wyglądały na złe więc zaczęłam ucieczke. Kiedy je zgubiłam zobaczyłam że się zgubiłam. Próbowałam znaleźć dom ale mi się nie udało. Wtedy spotkałam sforę psów w której teraz mieszkam. 
Autor: natalia k.

Od Amane

Noc minęła mi dość szybko. Od dawna nie spało mi się tak dobrze. Jak zwykle jednak obudziłam się chyba jako pierwsza z wszystkich członków sfory. Jak tylko otworzyłam oczy, poczułam wewnętrzny zew natury. Mimo że słońce jeszcze nie wzeszło w pełni, zdecydowałam, że muszę sobie dziś zapolować. I to jak najszybciej.Upewniwszy się, że nie mam nic innego do roboty i nikt niczego ode mnie nie chce, spakowałam potrzebne rzeczy. Wzięłam sznurek, coś ostrego do przecięcia go, kilka drutów i parę innych rzeczy, które mogłyby mi się przydać. Planowałam zbudować jakąś pułapkę, gdyż całkiem nieźle sobie w tym radziłam. Następnie opuściłam teren Zamku Viitor o świcie i udałam się do Lasu. Zrezygnowałam dziś ze śniadania, gdyż nie czułam się głodna. Udało mi się zbudować tam małą pułapkę, w którą dość szybko złapał się zając. Postanowiłam jednak przejść się nieco, a potem dopiero po niego wrócić. Miałam iść na polowanie, a zamiast tego szlajam się po lesie-pomyślałam, ganiąc samą siebie w myślach. Skierowałam swoje kroki w stronę Jeziora. Kiedy tylko się nad nim znalazłam, napiłam się nieco wody. Następnie położyłam się na brzegu. Przez jakiś czas tak sobie leżałam. W końcu odnalazłam w sobie energię, aby wstać i ruszyć dalej. Wróciłam do Lasu. Droga zleciała mi nad wyraz szybko. Ponownie zaczęłam się przechadzać między drzewami, których korony niemal w całości zakrywały niebo. W końcu jednak zdecydowałam, że czas wracać. Zawróciłam w miejsce, gdzie zostawiłam uwięzionego w pułapce zająca. Po odnalezieniu drogi szybko dotarłam do celu. Ku mojemu zaskoczeniu, spotkałam tam kogoś. Przy mojej pułapce z jeszcze żywym królikiem, stała jakaś wilczyca. Trudo ocenić, o czym właściwie myślała, gdyż patrzyła tylko z nutką zaciekawienia na próbującego się wyswobodzić z pułapki zająca. Nie znałam jej, ale musiałam do niej podejść. Należało się upewnić kto to i jakie ma zamiary. Nie miałam zamiaru ukrywać swojej obecności, więc wilczyca niemal od razu mnie usłyszała i odwróciła się w moją stronę.
-Kim jesteś?-spytałam, nie pozwalając wilczycy nic powiedzieć. Na chwilę zapanowała cisza. Obie mierzyłyśmy się podejrzliwymi spojrzeniami.
-Niedawno dołączyłem do tutejszej sfory. Nazywam się Charlene. A ty kim jesteś?-powiedziała w końcu nieznajoma. Tak, nieznajoma. To, że znałam jej imię, nie oznaczało jeszcze nic. Równie dobrze nawet ono mogłoby być fałszywe, ale w to raczej wątpiłam.
-Chodzi ci o Sforę Raadu I?-spytałam, by się upewnić.
-Tak-odparła Charlene.
-Także do niej należę. Nazywam się Amane. Mogę wiedzieć, co tak urzekło cię w złapanym przeze mnie w pułapkę zającu?-spytałam, podchodząc do Charlene i wspomnianego zwierzęcia. Wilczyca spojrzała na nie na chwilę, potem na mnie. Ja zaś schyliłam się, by odciąć sznurek, którym był przywiązany zając. Musiałam go w końcu jakoś ze sobą zabrać. Charlene skupiła wzrok na czynności, którą wykonywałam.-Nie patrz tak, nie lubię, gdy ktoś obserwuje jak coś robię. To jak, odpowiesz mi na pytanie?-odparłam.
<Charlene?>


456 słów

czwartek, 29 marca 2018

Od Vlada Konkurencja#5

Wielkanocny wyścig... Bezpardonowo zostałem zmuszony do wzięcia w nim udziału. Gales mnie zapisał i już nie było innej opcji a jedynie w nim wystartować. Ustawiłem się na starcie, który miał miejsce w zamku i wyruszyłem w drogę. Trasa wyścigu prowadziła najpierw przez cmentarz. Oprócz porozrzucanych wszędzie jajek, narzędzi i kwiatów nie było na nim żadnych przeszkód. Kolejnym punktem na trasie był las. Las, jak to las wiadomo co jakiś czas występował jakiś powalony pień, czasem jakaś dziura w ziemi, przez którą trzeba było przeskoczyć. Tutaj, tak samo jak na cmentarzu była cała masa jajek w różnej formie: przywiązane do drzew na sznurkach, porozkładane na ziemi i konarach drzew czy też na krzewach. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym ile roboty będzie miała ekipa sprzątająca. Porozkładać dekoracje oczywiście jest łatwo ale ze sprzątaniem zawsze są jakieś problemy. Po opuszczeniu lasu dotarłem do jeziora. Trasa wyścigu prowadziła przez jego środek, więc musiałem szybko wykombinować jak dostać się na drugi brzeg. Z jednej strony mogłem je obejść dookoła jednak zajęło by mi to strasznie dużo czasu. Mogłem spróbować przepłynąć wpław jednak nie miałem pojęcia czy dam radę to zrobić. W końcu postanowiłem zbudować tratwę. Szybko zebrałem potrzebne materiały i szybko połączyłem tworząc improwizowaną tratwę. Nie wyglądała ona może zbyt dobrze ale co tam. Ważne żeby spełniła swoje zadanie. Zepchnąłem ją na wodę i wskoczyłem na nią. Całe szczęście utrzymywała się na wodzie i mogłem bezpiecznie dotrzeć na drugi brzeg. Niestety jak wiadomo zawsze coś musi pójść nie tak. Mniej więcej w połowie jeziora moja improwizowana tratwa uderzyła w coś i zaczęła się rozpadać. Nie myśląc wiele wskoczyłem do wody i zacząłem płynąć do brzegu. Kiedy już wyszedłem z jeziora i obejrzałem się za siebie nie mogłem uwierzyć własnym oczom. W miejscu zatonięcia mojego środka transportu pływała wielka ryba, która beztrosko pożerała resztki tratwy. Nie miałem pojęcia, że w tym jeziorze żyją takie olbrzymy. Ryba bez problemu mogłaby pożreć niejednego członka sfory w całości. Postanowiłem, że po zakończeniu wyścigu wyślę do jeziora jakąś grupę, która pozbędzie się zagrożenia, a przy okazji dostarczy wspaniałą potrawę na świąteczny stół. Po chwili oderwałem się od przyglądania się rybie i pobiegłem dalej. Kolejnym punktem do odwiedzenia były góry. Tym razem nie było żadnych przeszkód, tylko znowu cała masa jajek. W końcu dotarłem do linii mety, która tak samo jak start była na zamkowym dziedzińcu. Byłem strasznie ciekawy tego jak mi poszło i jak inni poradzili sobie w wyścigu, tak samo jak tego jakie mieli podczas niego przygody.
Zaliczone
410 słów

Od Vlada Cd Peachy Woman

Wreszcie pojawił się ktoś myślący. Spojrzałem na waderę i skinąłem głową.
- Zrobimy tak jak mówi nasza gamma Peachy Woman. Gales przygotuj proszę referendum na jutro.- Powiedziałem i rozejrzałem się po mojej radzie.
- Ale panie! Przecież coś takiego jest niezgodne z protokołem. Nie było takiego przypadku od co najmniej czterystu lat!- Oburzył się szacowny Perykles, jeden z starszych doradców mojego ojca. W skład królewskiej rady Vlada II Diabła wchodzili: bety Amon i Kebi, gammy: Samuel i Ana, delty: Jacob i Kate a oprócz nich kanclerz John i trzech doradców: Platon, Perykles i Sokrates. Większa część rady dziś już nie żyła, Platon zupełnie odciął się od polityki stając się filozofem a jedynie Perykles i Sokrates mieli jeszcze ochotę męczyć się w mojej radzie.
- Perykles ma rację wasza wysokość. Jest to bardo nieodpowiednie działanie, które w przyszłości może skutkować zmniejszeniem autorytetu hospodara. Kiedy Ci, którym masz przewodzić uznają, że mogą narzucić Ci panie swoją wolę stwierdzą, że nie potrzebny jest im władca bo sami mogą dokonywać wyborów a wtedy nastąpi destabilizacja. Twój ojciec nigdy nie podjąłby takiej decyzji, myślę że żaden z twoich poprzedników nie zrobił by czegoś takiego.- Powiedział Sokrates czym doprowadził mnie do szewskiej pasji. Huknąłem pięścią w stół tak, że aż zatrząsł się a kilka świec przewróciło się. Gales od razu skoczył i zaczął z powrotem je ustawiać by wyciekający wosk nie zrobił żadnych szkód.
- Ja tu jestem hospodarem i skoro mówię, że w kwestii pieczęci zadecydują moi poddani to tak będzie. Nie jestem moim ojcem ani żadnym z moich poprzedników. To że proszę was o radę jest jedynie moją dobrą wolą, tym bardziej że obaj powinniście siedzieć na emeryturze.- Warknąłem na co obaj doradcy skulili się w sobie i skłonili głowy, byleby tylko nie patrzyć na mnie.
- Koniec narady. Gales zajmij się wszystkim.- Powiedziałem i wyszedłem z sali. Musiałem dopilnować jeszcze przygotowywań do Wielkanocy, roboty była cała masa. Wszedłem do sali balowej gdzie wyznaczone psy przygotowywały dekoracje. Pomieszczenie to było ostatnim w kolejce do dekoracji, cały zamek był już gotowy na święta.
- Jak wam idzie?- Zapytałem przechodzącego obok mnie psa. Samiec przystanął i skłonił się nisko po czym lekko uśmiechnął się.
- Już kończymy panie. Stoły zostały już ustawione, teraz zawieszamy łańcuchy z pisanek i specjalnie przygotowane wielkanocne gobeliny.- Powiedział pies uśmiechając się od ucha do ucha.
- To dobrze. Przyjdę do was później zobaczyć jak wam poszło.- Powiedziałem ruszyłem do wyjścia. Kiedy już miałem opuścić salę spadła na mnie jakaś ciężka tkanina przewracając mnie.
- Co się dzieje?- Zapytałem usiłując się wydostać.
- Czy mógłby mi ktoś pomóc?
<Peachy?

427 słów

środa, 28 marca 2018

Od Vlada Konkurencja#4

Wielkanoc... Ech... Nie to że jej nie lubię czy coś jednak po wydarzeniach zeszłego roku, kiedy to święta Wielkanocne zbiegły się z kolejną wojną i śmiercią Mirczy jakoś niespecjalnie się na nie cieszyłem. Ba żeby tylko. Po prostu miałem ochotę zaszyć się gdzieś i nie wychodzić dopóty dopóki całe to świętowanie się nie skończy czyli biorąc pod uwagę to że jesteśmy w Rumunii a moja rodzina od lat wychowywana jest w wierze dawnych wołoskich hospodarów czyli prawosławiu, mniej więcej na prawie dwa tygodnie - od Wielkiego Czwartku do pierwszej niedzieli po Wielkiejnocy. Któregoś dnia po moim porannym obchodzie znikąd pojawił się Gales szczerząc się od ucha do ucha.
- A ty co tak się szczerzysz?- Zapytałem niestety już dość mocno zirytowany. Wszystko tego dnia się sypało.
- A bo widzisz przyjacielu... Mirva w końcu się ze mną umówiła.- Mruknął puszczając do mnie oko. Westchnąłem ciężko kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Dlaczego mój najlepszy przyjaciel i doradca musi być aż takim kobieciarzem? Chociaż... Za Mirvą to on już chodzi od dobrego roku.
- A poza tym mam dla Ciebie wiadomość. Ponoć Zając ukrył jajka na Złamanym Kle, w tej dolinie jak ją tam zwą... Zapomnianej czy jakoś tak.- Kolejny raz puścił do mnie oko.
- Po pierwsze co ty masz z tym okiem? Po drugie wiesz przecież że nie uczestniczę w takich zabawach. Po trzecie wreszcie wiesz dobrze że na Złamanym Kle żyją białe niedźwiedzie. Wcale nie uśmiecha mi się zostać obiadem któregoś z nich.- Powiedziałem na co wilk jedynie ramionami i uśmiechnął się.
- Ja tylko mówię co słyszałem. Wcale nie musisz tam iść. Nikt Ci przecież nie każe.- Gales odwrócił się i wyszedł z mojej komnaty. Zamyśliłem się na chwilę. Z jednej strony co prawda istniało dość spore ryzyko jednak zabawić się zawsze można. Przez kilka minut zastanawiałem się co zrobić. W końcu postanowiłem, że mimo wszystko spróbuję. Może być nawet ciekawie. Szybko ruszyłem w stronę góry, do której podnóża dotarłem po kilku godzinach marszu. Spojrzałem na Złamany Kieł i rozpocząłem wspinaczkę. Nie było to jakoś szczególnie kłopotliwe ponieważ swego czasu dość dużo czasu spędzałem na spacerach o górach. Znacznie ułatwiało to przygotowywanie strategii ataku i znakomicie wyciszało. Po jakimś czasie dotarłem do miejsca zwanego Zapomnianą Doliną. Dość szybko zauważyłem spore jajko. Uśmiechnąłem się do siebie bo wyglądało na to że wszystko pójdzie bez zbędnych problemów. Już miałem ruszyć po moją zdobycz kiedy nagle kamień na którym stałem oderwał się od góry i zaczął spadać w dół tak samo jak ja. Wiedziałem, że nie powinienem tutaj leźć po to jajko. Do ziemi zostało zaledwie kilka metrów i już zaczynałem żegnać się z życiem kiedy nagle ktoś mnie złapał. W pierwszej chwili pomyślałem, że to może Gales za mną poszedł i teraz mnie ocalił. Jednakże jak wiadomo zawsze coś musi iść nie tak. Okazało się że to jednak nie mój doradca uratował mi życie a biały niedźwiedź. Próbowałem się mu wyszarpnąć ale misiek zdzielił mnie łapą w głowę, przez co straciłem przytomność. Obudziłem się w jakiejś jaskini. Wyjście było zatarasowane przez ogromny, lodowy głaz. Całe szczęście miałem przy sobie mój amulet, dzięki któremu byłem w stanie panować nad magią ognia i udało mi się stopić lód. Niedźwiedzia nigdzie nie było widać więc szybko wydostałem się z jaskini. Po odejściu na bezpieczną odległość zacząłem orientować się w terenie. Okazało się, że jaskinia niedźwiedzia była kilka kilometrów poniżej doliny w której ukryto jajko. Do wyboru miałem dwie opcje - iść po jajko albo wrócić do zamku. Odległość do podnóża góry była taka sama jak do dolinki więc w końcu postanowiłem że zdobędę to jako. A co! Raz kozie śmierć. Szybo ruszyłem w stronę szczytu, tym razem uważając na wszystkie luźne kamienie. Jednak gdy dotarłem do doliny okazało się że oprócz jajka w dolinie jest smok. Czy dzisiaj wszystko musi iść aż tak źle? Zrezygnowany już miałem wracać do domu kiedy nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wziąłem w dłoń kamień i rzuciłem go w jedną z ścian doliny. Gdy uderzył on o nią posypała się mała lawina śniegu i mniejszych kamyczków. Smok skierował się w tamtą stronę a ja szybko pobiegłem w stronę jajka. Niestety stworzenie zauważyło mnie i ruszyło w moją stronę. Nie wiedząc co zrobić szybko z pomocą amuletu rozpaliłem dookoła siebie i jajka krąg ognia. Gdy smok zbliżył się zbytnio ryknął z bólu. No jasne przecież lodowe smoki nie znoszą ognia. Po kilku minutach smok zniechęcił się i odszedł szukać zapewne łatwiejszego obiadu. Podszedłem do jajka i przyjrzałem mu się dokładnie. Było całe czerwone, z roślinnymi wzorami wymalowanymi złotą farbą. Nie przypominało jajka kury, raczej może smoka lub jakiegoś innego dużego stworzenia ponieważ jego rozmiary były całkiem pokaźne. Wpakowałem je do torby i zacząłem schodzić z góry. Całe szczęście droga powrotna obyła się bez żadnych niespodzianek. Po powrocie do komnaty wyciągnąłem jajko z torby i położyłem je na komodzie w swojej komnacie.
Zaliczone
803 słowa

wtorek, 27 marca 2018

Od Peachy Woman CD Vlada

Koniec zimy był zwykle przepiękną porą. Pokrywająca ziemię przez długi czas śniegowa pierzyna, roztapiała się tworząc niewielkie, białe wysepki na morzu zieleni. No właśnie. Zwykle. Tym razem nie budziło to we mnie takiego zachwytu. Przecież świat wyglądał tak z pół zimy. Mimo tego postanowiłam przejść się po terenach sfory, po między świecie. Zachęcało mnie do tego świecące delikatnie słońce i radosny śpiew ptaków za zamkowym oknem. Z uśmiechem na pysku odrzuciłam kołdrę. Szybkim skokiem podniosłam się z łóżka. Szybko pościeliłam posłanie i ledwo powstrzymując się od radosnych podskoków zaczęłam schodzić po schodach. Kiedy mijałam stołówkę w moje nozdrza dostała się kusząca woń pieczonego mięsa. No tak! Śniadanie! Cofnęłam się o kilka kroków, a następnie zwróciłam się w stronę jadalni. Z radosnym uśmiechem podeszłam do lady, na której serwowano posiłki, a następnie poprosiłam o śniadanie. Otrzymałam ogromny kawałek pieczonej baraniny, polanej sosem o niezidentyfikowanych składnikach. Mimo wszystko i tak smakował wspaniale. Nie potrafiłam delektować się doskonałym smakiem potrawy i już po chwili wszystko znalazło się w moim brzuchu. Odniosłam talerz i jak najszybciej ruszyłam do wyjścia. Niedługo potem mój pysk owiał lekki, ciepły wietrzyk symbolizujący zbliżającą się już wiosnę. Kontemplując piękno otaczającego mnie krajobrazu ruszyłam przed siebie. Skocznym krokiem udałam się na małą łąkę obok jeziora, by sprawdzić, czy rosną tam jakieś krokusy, przebiśniegi czy jakiekolwiek inne kwiaty. Kiedy chodziłem po, póki co, porośniętym jedynie trawą i kilkoma krokusami terenie ktoś mnie zawołał.
-Peachy! Alfa cię wzywa! Podobno jest jakaś narada. - rozległ się zgrzytliwy głos, który brzmiał jak źle naoliwione zawiasy. Odwróciłam głowę. Źródłem dźwięków był Ash, któremu najwyraźniej nie pasowało, że posłużył za gońca. Patrzył na mnie jakby na coś czekał, a potem wymruczał coś pod nosem i odszedł naburmuszony. Ja za to we wciąż doskonałym humorze ruszyłam w stronę sali narad, bo chyba tam miałam się udać. Weszłam do środka. Czekał tam alfa wraz z Gales'em, Amane i jeden z doradców Vlada II Diabła. Zajęłam jedno z pustych miejsc i, jak to miałam w zwyczaju, uważnie lustrując otoczenie zastanawiałam się nad celem narady. Po chwili drzwi otworzyły się i do środka wszedł drugi z doradców byłego alfy.
- Zapewne wiecie, że każdy alfa po objęciu władzy obiera swoją pieczęć, która pod jego rządami będzie symbolem watahy. Zdecydowałem, że naszym symbolem będzie smok. Teraz proszę o radę odnośnie wyglądy smoka na pieczęci. Jak na razie mamy trzy wzory do wyboru.- posiedział Vlad. Wymienił jakieś gesty ze swoim doradcą, po czym spojrzał na zebranych. Jako pierwszy zabrał głos jeden z emerytowanych już pomocnikiem Vlada II Diabła.
-Czy moglibyśmy wpierw zobaczyć dostępne wzory? - spytał.
-Tak, oczywiście - lekko zmieszany alfa skinął na Gales'a i podał mu pieczęcie. Basior zaczął podchodzić do wszystkich zgromadzonych i pokazywać im trzy pieczęcie.
-Moim zdaniem najbardziej odpowiednia jest pieczęć odbita na czerwonym wosku. Budzi z wszystkich największy respekt, co jest istotne dla gospodarki - wyraził swoją opinię wilk, który poprzednio prosił o pokazanie pieczęci.
-Chciałabym zauważyć, że padły dzisiaj słowa mówiące, że każdy alfa po objęciu władzy obiera swoją pieczęć, która pod jego rządami będzie symbolem watahy. A sfora jest nie tylko radą lecz również innymi członkami. Uważam, że każdy z należących do sfory wilków oraz psów powinien móc wybrać tą, która według niego byłaby najlepsza - spojrzałam na Vlada czekając co odpowie.
<Vlad? Przepraszam za gniota>
538 słów

Od Vlada Cd Charlene

Spojrzałem na stojącą przede mną waderę. Wyraźnie widać było, że zanim tu dotarła dużo podróżowała. Cisza zalegająca dookoła zrobiła się przytłaczająca, nie tylko z powodu milczenia mojego, Galesa i Charlene ale również dlatego, że wszyscy mieszkańcy zamku do tej pory krzątający się po nim i wykonujący swoje codzienne obowiązki przystanęli by popatrzyć i dowiedzieć się co ciekawego dzieje się na dziedzińcu. Uśmiechnąłem się lekko, niemal niezauważalnie i rozejrzałem się dookoła po czym skierowałem swój wzrok na waderę.
- Możesz dołączyć.- Powiedziałem po chwili milczenia, którą zastosowałem w celu podniesienia napięcia. Charlene uśmiechnęła się a po chwili skłoniła się lekko.
- Jakie stanowisko chciałabyś piastować?- Zapytałem spoglądając na waderę.
- Chciałabym zostać łowcą i...- Urwała na chwilę po czym zaczęła rozglądać się po całym dziedzińcu.
- Słucham. Na każdym stanowisku będziesz mile widziana.- Powiedziałem również podążając za jej wzrokiem. Nagle spojrzenie Charlene padło na niewielki pień z wbitym w niego toporem. Zazwyczaj służył on do rąbania drewna jednak kilka razy zdarzyło mu się służyć za narzędzie kata.
- Alfo pragnę zostać łowcą i katem.- Powiedziała wadera znów spoglądając na mnie.
- Oczywiście, nie ma problemu. Charlene od dziś jesteś jednym z łowców i katem Wallachia Dogs.- Powiedziałem na tyle cicho aby usłyszeć mnie mogli jedynie Gales i wadera, do której skierowane były te słowa.
- Powitajcie serdecznie nową członkinię Wallachia Dogs i mieszkankę Zamku Viitor Charlene. Będzie ona od dziś pełnić funkcję łowcy i kata.- Dodałem, tym razem głośniej aby wszyscy obecni mogli to usłyszeć. Po chwili rozległy się ogłuszające brawa. Nie minęło jednak nawet kilka minut a cały tłum rozszedł się w swoje strony i na dziedzińcu pozostała jedynie nasza trójka: Charlene, Gales i ja.
- A teraz kilka spraw organizacyjnych. Idziemy znaleźć dla Ciebie komnatę.- Powiedziałem i odwróciłem się w stronę wejścia do zamku po czym potruchtałem przed siebie. Mój doradca oraz Charlene podążyli za mną. Na samym początku udaliśmy się do pokoju sprzątaczy aby zabrać z niego klucz do nowej komnaty wadery.
- Sylvain podaj proszę klucz do jednej z komnat.- Poprosiłem gdy zobaczyłem jednego z sprzątaczy. Pies ukłonił się lekko po czym kiwnął głową i szybko zniknął wewnątrz kantorka. Po kilku minutach, podczas których zza drzwi dobiegały różnorakie odgłosy pies wyszedł z pomieszczenia i podał mi klucz z maleńkim numerkiem.
- Twoja komnata ma numer dwieście czterdzieści jeden.- Powiedziałem podając jej klucz.
- Teraz idziemy do Merlina.- Zakomenderowałem i ruszyłem w stronę pracowni starego psa.
- Przynieś proszę moje ubranie.- Powiedziałem szeptem do Galesa. Mój doradca kiwnął głową i pobiegł w stronę mojej komnaty. Ja tymczasem poprowadziłem Charlene do Merlina.
- Witaj Merlinie. Przyprowadziłem nową członkinię. Prosiłbym żebyś przydzielił jej amulety.- Powiedziałem spoglądając na szamana. Był on w swojej pół ludzkiej, pół zwierzęcej formie i mieszał jakieś zioła.
- Jak zawsze Schimbare dla nowego członka i jeszcze dla niej może... Invizibil.- Powiedział pies kładąc dwa amulety na stole. W tym samym czasie do sali wszedł przemieniony Gales niosąc moje ubrania. Szybko wszedłem za kotarę, za którą Merlin zazwyczaj badał swoich pacjentów, po czym przemieniłem się i ubrałem.
- Charlene możesz już iść do swojej komnaty. W szafie powinno być kilka sukienek oraz zapewne jakieś spodnie i koszule. Gales zaprowadzi Cię do twojej komnaty a później oprowadzi Cię po terenach. Miłego dnia życzę.- Powiedziałem wychodząc i posyłając przyjacielowi rozbawione spojrzenie. Oj... stanowczo za dużo czasu spędzam w towarzystwie Lunaver.
<Charlene?>

552 słowa

Od Charlene

Dzień zapowiadał się zwyczajnie, szłam przez niewielką równinę, przeciskałam się przez kępy krzaków rosnących tu i tam. Wciąż w głowie od długiego czasu, miałam widok mojej martwej matki, wykrwawiającej się na śmierć, i mojego ojca, który stał i patrzył na to z uśmiechem. Zacisnęłam zęby i odepchnęłam tą myśl. Po jakimś czasie zmusiłam się do biegu, burczało mi w brzuchu. Schyliłam głowę i zaczęłam tropić jakąś zwierzynę. Po krótkim czasie, na horyzoncie, pokazał się królik. Przyjęłam łowiecką postawę, i czekałam, czekałam.. aż w końcu w dzikiej szybkości, dopadłam nieszczęśnika i ugryzłam. Królik leżał martwy, a ja miałam chociaż coś do jedzenia. Wyszarpałam całe mięso i ruszyłam do najbliższego strumyka, żeby obmyć pysk. Strumyk ukazał się dość niedaleko, podbiegłam i zamoczyłam pysk w wodzie, przyjemna, choć jeszcze lodowata woda, uderzyła mnie z dużą siłą. Chwilę tak stałam, a potem wyjęłam pysk. Było mi trochę zimno, dobrze, że niedługo będzie Wiosna, już praktycznie jest. Byłam podróżniczką, zatrzymywałam się w jakichś gospodach itp. W torbie skończyło mi się jedzenie, dlatego zjadłam tamtego królika, nie chciałam, ale nie miałam wyboru. Z daleka zobaczyłam jakiegoś psa, siedział na werandzie domku i obserwował mnie z daleka. Podeszłam.
-Zmierzasz do Zamku Viitor? –spytał pies.
-Że co? –spytałam, nigdy w życiu o nim nie słyszałam.
-Duży Zamek, jest on niedaleko stąd.. odparł na moje słowa wilk.
-To coś w rodzaju sfory? –spojrzałam we wskazaną przez niego stronę.
-Tak –odpowiedział wilk- Żegnaj, muszę się zająć własnymi sprawami. Popatrzyłam za znikającym, we wnętrzu domu psem. Wtedy ruszyłam do Zamku.

*Przy Zamku*

W końcu go znalazłam, trochę zmęczona weszłam na dziedziniec, rozejrzałam się. Było tam dość dużo psów i wilków. Jednak moim głównym celem było spotkanie się z Alfą. Zobaczyłam jakiegoś wilka i podeszłam.
-Um, cześć. Szukam tutejszej Alfy –powiedziałam powoli.
-Tak przy okazji, nazywam się Gales, a ty kim jesteś? –spytał Gales.
-Nazywam się Charlene, jestem właściwie.. podróżniczką, chciałam dołączyć do sfory. –powiedziałam rozglądając się.
-Hm.. rozumiem.. –odparł na to wilk, po czym zaprowadził mnie do Alfy. Skinęłam głową.
-Witaj, czy jesteś władcą tego zamku? –spytałam z wymuszonym szacunkiem.
-Tak jestem –odpowiedział- Nazywam się Vlad III Palownik Dracula, a ty kim jesteś i co Cię tu sprowadza? –zapytał Alfa.
-Nazywam się Charlene, chciałam dołączyć o sfory, czy istnieje taka możliwość? –popatrzyłam na niego wyczekująca, miałam nadzieję, że mnie nie odrzuci.

<Vlad?>

380 słów

poniedziałek, 26 marca 2018

Ramzes

Imię: Ramzes
Skróty: Brak
Data urodzenia: 13 grudnia
Wiek: 2 lata
Płeć: Pies
Stanowisko: 
Charakter: Ramzes jest psem zazwyczaj miłym i bardzo pomocnym. Lubi się bawić i zaczepiać inne psy a czasem swoim gadulstwem odciągać je od ważnych zajęć. Niestety później czasem obrywa mu się po uszach od ojca. Ramzes bywa roztrzepany i zdarza mu się zapominać o różnych rzeczach. Mimo wszystko jest również dobrym słuchaczem i chętnie uczy się różnych rzeczy. Marzy o zostaniu wojownikiem lub strategiem dlatego też dużo czasu spędza z ojcem i wojownikami układając plany ataków, które później testuje na starszym bracie Aresie. Uwielbia długie spacery po lesie i pływanie. Ramzes szanuje suczki i nie pozwala by ktoś w jego obecności je obrażał. Za młodszą siostrę Lidię skoczyłby w ogień.
Rodzina: 

  • Saba - Matka Ramzesa, którą pies bardzo kochał
  • Melchior - Ojciec, za którym raczej nie przepadał
  • Lucy - Młodsza biologiczna siostra
  • Kacper - Młodszy biologiczny brat
  • Baltazar - Młodszy biologiczny brat
  • Vlad III Palownik Dracula - Przybrany ojciec, którego Ramzes uwielbia
  • Elisabetha - Przybrana matka
  • Ares - Starszy, przybrany brat
  • Lidia - Młodsza, przybrana siostra
Zakochany w: Brak
Partnerka: Brak
Ex: Brak
Potomstwo: Brak
Aparycja:

  • Rasa: Wilczak czechosłowacki 
  • Wysokość: 80 cm 
  • Waga: 40 kg 
  • Wysokość po przemianie: 190 cm
  • Cechy szczególne: Brak
  • Wygląd zewnętrzny: Ramzes to pies mocno zbudowany jednak szczupły. Ma krótką sierść o charakterystycznym wilczym umaszczeniu. 
  • Głos: Anthony Kavanagh
Historia: Ramzes urodził się u bogatego człowieka, który mieszkał na Słowackiej granicy. Szczeniak był najstarszym z miotu jednak nie cieszył się miłością ojca. Gdy miał miesiąc Melchior wyniósł go z domu i porzucił w górach. Szczeniak jakoś sobie radził aż któregoś dnia znalazł Lidię z którą bardzo się zaprzyjaźnił. Dwa szczeniaki od tej pory trzymały się razem. Któregoś dnia spotkały Vlada, który je zaadoptował.
Autor: Zoltan

Lidia

Imię: Było i pozostanie takie samo Lidia 
Skróty: Brak 
Data urodzenia: 5 stycznia 
Wiek: 2 lata
Płeć: Suka
Stanowisko: Lekarz
Charakter: Lidia to suczka miła i spokojna. Lubi przebywać w towarzystwie innych psów jednak zdarzają się jej dni gdy woli posiedzieć sama, ewentualnie z ojcem lub którymś z braci. Na co dzień, gdy nie jest zaabsorbowana jakąś myślą jest bardzo pomocna i wystarczy poprosić by udzieliła komuś pomocy. Za ojcem i braćmi lub ogólniej mówiąc rodziną wskoczyłaby w ogień. W uczuciach jest stała, nie skacze jak niektóre z suczek od jednego psa do drugiego. Kiedy znajdzie już tego jedynego będzie mu wierna aż do śmierci. Jest bardzo honorową suczką, która potrafi poświecić się dla bliskich. Nie lubi gdy ktoś kłamie i ubliża innym.
Rodzina: 

  • Biologicznej rodziny nie pamięta
  • Vlad III Palownik Dracula - Przybrany ojciec, którego Lidia bardzo kocha
  • Elisabetha - Przybrana matka
  • Ramzes - Starszy, przybrany brat, opiekował się Lidią od kiedy się poznali
  • Ares - Starszy, przybrany brat
  • Cała masa młodszego rodzeństwa 
Zakochana w: Brak
Partner: Brak
Ex: Brak
Potomstwo: Brak
Aparycja:

  • Rasa: Owczarek szwajcarski 
  • Wysokość: 60 cm 
  • Waga: 35 kg
  • Wysokość po przemianie: 170 cm
  • Cechy szczególne: Różowy nos
  • Wygląd zewnętrzny: Lidia ma długą, śnieżnobiałą sierść, jest szczupła 
  • Głos: Indila
Historia:  Lidia urodziła się w hodowli psów z której została zabrana mając niespełna tydzień. Została porzucona w lesie gdzie przygarnęła ją jakaś wilczyca. Kiedy miała miesiąc jej opiekunka zniknęła a Lidia spotkała Ramzesa, który się nią zaopiekował. Razem wędrowali przez miesiąc jakoś żyjąc aż któregoś dnia szczęście się do nich uśmiechnęło i znalazł ich Vlad, który ich przygarnął.
Autor: Zoltan

Ares

Imię: Ares
Skróty: Brak 
Data urodzenia: 5 października
Wiek: Rok
Płeć: Pies
Przyszłe stanowisko: Wojownik
Charakter: Kilka słów o tymże psie. Określić go jest dość trudno bo jest dość zmienny. Zazwyczaj miły i towarzyski bywa że zmienia się nie do poznania w kilka sekund i staje się oschłym i gardzącym towarzystwo innych psem. Nie lubi mówić po próżnicy jeśli ma coś do zrobienia to robi to raz i porządnie. Zazwyczaj można z nim pogadać, wysłucha problemu ze zrozumieniem i doradzi jednak jakiego rodzaju to rada będzie już nie wie nikt. Nie zadziera nosa przy byle okazji, wszystkich traktuje równo. Zdarza mu się zamykać w sobie i nie dopuszczać nikogo do jego samotni. W takie dni naprawdę ciężko się z nim rozmawia i lepiej raczej unikać wtedy drażliwych tematów bo potrafi wtedy rzucić się do gardła. Z rodzeństwem utrzymuje przyjazne stosunki, nie wywyższa się. Na wszelkiego rodzaju uszczypliwości nie zwraca uwagi i wciąż rozmawia z ich autorami, nie bacząc na żadne nieprzyjemności, które go od takich osób spotkały. Bywa gwałtowny i zwłaszcza pod wpływem emocji coś robi a później żałuje swoich czynów.
Rodzina: 

  • Alba - Matka, która porzuciła małego Aresa
  • Vlad III Palownik Dracula - Przybrany ojciec i największy autorytet
  • Ramzes - Młodszy, przybrany brat
  • Lidia - Młodsza przybrana siostra

Historia: Ares urodził się na granicy Polski, Czech i Słowacji. Jego matka była czystej krwi owczarkiem niemieckim, zapewne tak samo jak ojciec, którego Ares nigdy nie poznał. Matka porzuciła go kiedy miał miesiąc. Długo błąkał się po lesie aż znaleźli go jacyś ludzie. Przygarnęli go jednak już po kilku tygodniach znowu błąkał się sam. Wtedy znalazł go Vlad i przygarnął.
Autor: lunaver@interia.pl

Od Vlada

Znalezione obrazy dla zapytania wax seal with a dragonPrzeciągnąłem się i ziewnąłem głośno po czym spojrzałem w stronę drzwi zza których dobiegał podniesiony głos a co jakiś czas ktoś uderzał w dębowe drewno.
- Vlad! Wstawaj wreszcie!- Gales od kiedy mianowałem go swoim doradcą bardzo wziął do siebie nową rolę.
- Nie możesz dać mi się wyspać? Przecież jest dopiero szósta rano.- Odkrzyknąłem wstając z łóżka.
- Dałbym Ci gdybyś jakiś czas temu, dokładnie przed czterema dniami, nie kazał mi pilnować żebyś nie zaspał dzisiaj. Przecież umówiłeś się na dobieranie pieczęci na szóstą trzydzieści.- Byłem pewien, że teraz Gales uśmiecha się wyobrażając sobie moją reakcję. Wcale bym mu się nie dziwił, zwłaszcza, jeśli wyobraził sobie to co się działo na prawdę w mojej komnacie. Kiedy tylko usłyszałem powód tak wczesnej pobudki momentalnie poderwałem się z łóżka i doskoczyłem do szafy wyciągając z niej szerokie, czarne spodnie i czerwoną koszulę. Niby nie było to potrzebne jednak przezorny zawsze ubezpieczony, a nigdy nie wiadomo kiedy diabli kogoś przyniosą. Strój był nie tylko wygodny ale również praktyczny, zwłaszcza gdy trzeba było szybko przemienić się w stu procentach w pierwotną formę. Butów z zasady nie nosiłem tak samo jak właściwie wszyscy członkowie stada, po prostu były one zbędne i niewygodne. Kiedy już ubrałem się podszedłem do drzwi i zacząłem ściągać z nich wszystkie zasuwy. Osobiście zabezpieczyłem swoją komnatę w sposób gwarantujący bezpieczeństwo nie tylko od wrogów materialnych ale również od wszelakich demonów. Srebro, sól i żelazo chronią przed wszystkim. Kiedy uporałem się już ze wszystkimi zabezpieczeniami wybiegłem z komnaty wprost na Galesa, który stał tuż przed drzwiami.
Znalezione obrazy dla zapytania wax seal with a dragon- To co idziemy?- Zapytał zgrabnie odsuwając się i tym samym unikając zderzenia.
- I to biegiem.- Mruknąłem dopinając jednocześnie guziki koszuli. Po kilku minutach biegu i wyminięciu całych hord sprzątaczek dotarliśmy do pracowni jubilera.
- Witaj panie. Przygotowałem kilka wzorów pieczęci, o które prosiłeś.- Powiedział samiec gnąc się w ukłonach i rozkładając przed nami pieczęci.
- Mam tutaj trzy pieczęci w pierścieniach: smoka, gryfa i wilka. Oprócz tego mam jeszcze przygotowane trzy wzory oficjalnej pieczęci smoka, tak jak chciałeś panie.- Jubiler wskazał mi na trzy pieczęci z wzorem smoka odciśnięte w laku a po chwili pokazał również pierścienie. Szczerze mówiąc wszystkie wyglądały ciekawie i oryginalnie, nie byłem w stanie zdecydować się na jedną.
- Gales co radzisz?- Zapytałem spoglądając na przyjaciela. On jednak jedynie wzruszył ramionami.
- Dobra zwołaj naradę. W końcu to ma być oficjalna pieczęć sfory.- Gales kiwnął głową i pobiegł zwołać radę. Jak na razie nie była ona liczna, jedynie ja, Gales, Peachy Woman, Amane i dwóch doradców mojego ojca. Jubiler wyciągnął zza lady małe pudełeczko, do którego włożył wszystkie pieczęci. Podziękowałem mu i ruszyłem w stronę sali narad.
- Zapewne wiecie, że każdy alfa po objęciu władzy obiera swoją pieczęć, która pod jego rządami będzie symbolem watahy. Zdecydowałem, że naszym symbolem będzie smok. Teraz proszę o radę odnośnie wyglądy smoka na pieczęci. Jak na razie mamy trzy wzory do wyboru.- Powiedziałem pokazując mojej radzie pieczęci. Gales spojrzał na mnie tak jakby wyczekująco ale nie miałem pojęcia o co może mu chodzić. Wzruszyłem jedynie ramionami i rozejrzałem się po wszystkich.
<Peachy?>

517 słów

Charlene

Znalezione obrazy dla zapytania волк фото
Imię: Jak każdy posiada ona imię, została nazwana Charlene (czyt. Szarlin)
Skróty:  Pozwala mówić na siebie Charle, Lene, nieznajomi mogą dostać w łeb, jeżeli wypowiedzą to bez jej pozwolenia, pozwala na siebie mówić tylko przyjaciołom i bliskim.
Data urodzenia: 21 Kwietnia
Wiek: Za pasem już 5 lat!
Płeć: Płeć piękna, oczywiście, że samica.
Stanowisko: Łowca, Kat, tak wybrała, i tak pozostawiła.
Charakter: Charlene to na pierwszy rzut oka, wadera milutka i grzeczna, ale pozory mylą. Jest ona zabójczo niebezpieczna oraz ostra. Cechuje ją duża determinacja oraz wiara w marzenia. Jest ona wybuchowa, łatwo wyprowadzić ją z równowagi, jest twarda i wytrzymała psychicznie, nie cierpi nad śmiercią i dość lubi zadawać krzywdę. Jednak pod tą grubą warstwą nienawiści kryje się miła i przyjazna wilczyca. Zawsze pomoże, jeżeli jest wielka potrzeba, jest lojalna i wierna. Nie zdradza przyjaciół ani rodziny. Ma ona swoje racje, w które twardo wierzy. Otwarcie wyraża swoje poglądy, co tworzy z niej dobrą Strategiczkę, jednak wybrała Kata, bo to bardziej ją kierowało. Cechuje ją także troskliwość, choć nienawidzi szczeniąt, stara się zapewnić im bezpieczeństwo. Jest ona bardzo żywa i energiczna, aczkolwiek zdarzają się chwile smutku i bezsilności, gdyby miała rodzinę, mogłaby za nią oddać życie, jest ona trochę wredna, i lubi rywalizować. Jej charakter wacha się pomiędzy miłą a niemiłą, nigdy nie odpuszcza, ani nie pomija danych jej zadań, je same wykonuje dokładnie i sumiennie. Nie ma litości dla swoich wrogów, wiele z nich uważa za śmieci i nie potrzebne temu już i tak zniszczonemu światu. Ma ona jednak duże poczucie humoru, które nieszczęśliwie ujawnia się podczas poważnych sytuacji, jest to możliwie, rzecz wywołana dużym zapałem do walki i urywaniem głów. Wilki które ją skrzywdziły, nie mają praktycznie szans na przeżycie czasu dłuższego niż 2 dni. Charlene to szczwana bestia, która zawsze dostaje czego chce, jest trochę chciwa, nienawidzi dzielić się swoimi łupami z kimkolwiek, często trzyma się na uboczu. Jako wilczyca która wiele doświadczyła, nie jest ufna nieznajomym. Charlene nie brakuje jednak inteligencji i obeznania w terenie, bardzo dobrze się w nim orientuje, co powoduje, że często wywyższa się ponad innych. Nienawidzi słabeuszy, którzy drżą przed najdrobniejszą kłótnią, sama nawet lubi się kłócić. Suka ta uwielbia nocne niebo wypełnione setkami gwiazd, oraz spacery po lesie o różnych porach dnia.  Lubi się znęcać nad innymi, dlatego wybrała sobie drugie stanowisko, jako Kat.
Rodzina: 
Lara – Matka, nie żyje. Charle poprzysięgła zabić swojego ojca za ten czyn.
Luke – Ojciec, z zimna krwią zamordował Larę. Szkoda, że żyje.
Sherman – młodszy brat Charlene, nienawidzili się.
Nicole – Starsza siostra, Charlene miała z nią dobre relacje.
Shim – dziadek od strony matki, nauczył Charle wielu przydatnych rzeczy. Zmarł w wyniku ataku Luke’a.
Zakochana w:  Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Nikt nie przypadł do jej wybrednego gustu.
Partner: Nikt dotychczas nie skradł jej serca, niech tak na razie pozostanie.
Ex: Serio? Nigdy nie miała partnera, więc jak może mieć jakiegoś Ex?
Potomstwo:  Ekhm, nie ma partnera, nie ma dzieci.
Uczniowie: 
  • Byli: Brak.
  • Obecni: Brak.
Aparycja:
  • Rasa: Wilk Szary
  • Wysokość: 70 cm
  • Waga: 39 kg
  • Wysokość po przemianie: 180 cm
  • Cechy szczególne: Posiada bliznę ciągnącą się od uda do końca nogi. Po za tym nie wyróżnia się niczym specjalnym.
  • Wygląd zewnętrzny: Charlene jest bardzo smukłą wilczycą, ma średniej wielkości uszy oraz nie za długie futro, jest ono praktycznie zawsze czyste, jak prawie każdy Wilk posiada żywe i złote oczy. Ma długi puszysty ogon, troszkę umięśniona co daje jej dość dużą siłę.
  • Głos: Kelly Clarkson
Historia: Charlene urodziła się w cichych lasach rosnących na północy, jej życie od narodzin zapowiadało się świetnie, jej relacje z rodziną i wszystko inne. Od najmłodszych lat, praktykowała techniki łowiectwa i walki, co czyniło ją praktycznie niezniszczalną, jej rodzinę chwalili to i kochali swoją córkę. Charle miała także siostrę i brata, Shermana i Nicole, wszyscy byli zgodni i zaprzyjaźnieni, do czasu. Pierwsze spory zaczęły się od kłótni o jedzenie i prawo do polowań. Nicole w końcu zrezygnowała, jednak Charlene i Sherman ostro rywalizowali o najwyższe stanowisko w rodzinie. Oboje znienawidzili się zupełnie, i ich miłość jako rodzeństwo przerodziła się w czystą nienawiść, smaczku dodawało to, że rodzice Charle kłócili się coraz bardziej i częściej. W końcu, pewnego letniego poranka Luke rozjuszył się na tyle, że dosłownie rozszarpał Larę, kiedy Charlene to zobaczyła, zrozumiała, że nic tu po niej. Uciekła jak najdalej od tamtego miejsca i błąkała się po świecie radząc sobie sama, uczyła się i tworzyła własne treningi. Zawsze wychodziła z opresji i w końcu natrafiła na sforę psów, zwaną Wallachia Dogs. Dołączyła tam i objęła stanowisko Łowcy i Kata. Od tamtego dnia, jej życie zmieniło się diametralnie. Jednak w jej sercu pozostała nienawiść do jej ojca, postanowiła zabić go, za każdą cenę.
Autor: Aurea - HW

niedziela, 25 marca 2018

Peachy Woman

Imię: Panie i panowie oto Peachy Woman. Oba człony doskonale do niej pasują.
Skróty: Oczywistymi skrótami są Peachy i Peach. Niektórym pozwala mówić na siebie Brzoskwinka bądź Pećka.
Data urodzenia: Jak przystało na wilka pochodzącego z ciepłego kraju urodziła się w ciepłym miesiącu. 19 lipca.
Wiek: Jest w raczej młodym wieku, w lecie młodości jeśli można to tak nazwać. 7 lat.
Płeć: Człon "Woman" mówi sam za siebie. Jak kobieta może nie być płci żeńskiej? Prościej mówiąc wadera lub jak kto woli suczka.
Stanowisko: Póki co zajmuje zaszczytne stanowisko Samicy Gammy. Sumiennie wypełnia swoje obowiązki, ale jeszcze jej mało. Z tego powodu wybrała sobie dodatkowe stanowisko szamanki.
Charakter: Zacznijmy od jakże ważnego początku. Peachy czasami nadal zachowuje się jak szczeniak. Uwielbia zabawę, a czasami lubi się wyszaleć. Jest niezwykle beztroska i nie zwraca uwagi na konsekwencje. Mimo tego potrafi się zorganizować. Zwykle unika zobowiązań, ale jeśli wyjdą jej na korzyść jest skłonna się na nie zgodzić. Jest typem buntownika, który musi mieć inne zdanie niż rozmówca. Zdarzają się wyjątki, ale nie tyczą się one konkretnych psów, ale sytuacji, w których zdanie innych jest dla niej korzystne. Kiedy już wyrazi swoją opinię nic nie przekona jej do zmiany punktu widzenia. Może czasami jej towarzyszka, ale to już inna bajka. Czasami , a nawet często przemawia przez suczkę arogancja. Wtedy zaczyna się wywyższać. Kiedy się zdenerwuje zdarza jej się wyładować na innych. Nienawidzi gdy ktoś ją krytykuje. Wtedy staje się nie miła i rozdrażniona, co czasami prowadzi do rękoczynów. Jest niezależna i nie ogranicza się innym. Uważa, że świat kręci się wokół niej. Jest śmiała i nie ma problemu w kontaktach z innymi, dopóki oczywiście się nie zdenerwuje. W większości przypadków nie uczy się na błędach. Kiedy jednak to, że źle postąpi da jej, porządną nauczkę, zapamięta to jak ma postąpić na całe życie. Ma konkretny typ osób które lubi, więc jeżeli nie spodoba się jej twój charakter, nie licz na jej szacunek. Mimo wszystkich wad, Peachy jako Gamma musi mieć też tą bardzo dobrą stronę. Oficjalnie zmienia się w poważną, sumienną, wręcz idealną na to stanowisko suczkę.
Rodzina:
-Salomon - Jest to ojciec suczki. Przywódca egipskiego plemienia.
-Delilah - Matka, która zmarła przy porodzie.
-Orfeusz - Dziedzic tronu w rodzinnej sforze Peachy, wspaniały brat.
Zakochany/a w: Peachy trzyma się z daleka od jakiejkolwiek miłości.
Partner/ka: Szczerze mówiąc mało prawdopodobne, że suczka będzie w związku. Gdyby się związała jej ważność w hierarchii uległaby obniżeniu, więc po co?
Ex: Kiedyś ojciec chciał związać ją z dziedzicem tronu innej watahy, Ronem, ale w końcu nie doszło do ślubu.
Potomstwo: Miło by było zostawić po sobie jakiegoś potomka, ale z kim?
Uczniowie:
Byli: Jeszcze nikt nie nawinął jej się pod łapy.
Obecni: W tym momencie też nie posiada uczniów.
Aparycja:
Rasa: Wilk. Wilk z krwi i kości. Wilk Egipski prosto z Egiptu.
Wysokość: Całe 52 cm w kłębie.
Waga: Równa jedna czwarta wzrostu. 13 kg.
Wysokość po przemianie: Po przemianie mierzy 162 cm. Niestety nie jest wysoka.
Cechy szczególne: Nie wyróżnia się niczym konkretnym.
Wygląd zewnętrzny: Peachy Woman jest szczupła, niezbyt umięśniona. Z wyjątkiem białych plam na brzuchu piersi i pod pyskiem, jej sierść jest pomarańczowa.
GłosMałgorzata Ostrowska - Meluzyna
Historia: Peachy Woman urodziła się jako córka władcy pewnego egipskiego plemienia wilków. Żyło jej się dobrze, ale pewnego dnia ojciec chciał ją wydać za wilka z innego plemienia, Rona, dla przypieczętowania pokoju. Peachy Woman ledwo dorosła, więc nie chciała marnować sobie życia, na nieuniknione później szczeniak. Uciekła ze swojej rodzinnej watahy. Przemierzyła pół Europy, uciekła z zoo, aż w końcu trafiła tu, do Wallachia Dogs. Spędziła tam trochę czasu, a w końcu, po śmierci Gamm, które nie zostawiły po sobie potomstwa, przejęła ich stanowisko. Od tego czasu zdążyła się zadomowić. Mieszka sobie cały czas w swojej komnacie i jak na razie nie zamierza odchodzi.
Autor: Tritanna [doggi], julka20502 [howrse], jollopollo98@gmail.com [Gmail]