środa, 28 marca 2018

Od Vlada Konkurencja#4

Wielkanoc... Ech... Nie to że jej nie lubię czy coś jednak po wydarzeniach zeszłego roku, kiedy to święta Wielkanocne zbiegły się z kolejną wojną i śmiercią Mirczy jakoś niespecjalnie się na nie cieszyłem. Ba żeby tylko. Po prostu miałem ochotę zaszyć się gdzieś i nie wychodzić dopóty dopóki całe to świętowanie się nie skończy czyli biorąc pod uwagę to że jesteśmy w Rumunii a moja rodzina od lat wychowywana jest w wierze dawnych wołoskich hospodarów czyli prawosławiu, mniej więcej na prawie dwa tygodnie - od Wielkiego Czwartku do pierwszej niedzieli po Wielkiejnocy. Któregoś dnia po moim porannym obchodzie znikąd pojawił się Gales szczerząc się od ucha do ucha.
- A ty co tak się szczerzysz?- Zapytałem niestety już dość mocno zirytowany. Wszystko tego dnia się sypało.
- A bo widzisz przyjacielu... Mirva w końcu się ze mną umówiła.- Mruknął puszczając do mnie oko. Westchnąłem ciężko kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Dlaczego mój najlepszy przyjaciel i doradca musi być aż takim kobieciarzem? Chociaż... Za Mirvą to on już chodzi od dobrego roku.
- A poza tym mam dla Ciebie wiadomość. Ponoć Zając ukrył jajka na Złamanym Kle, w tej dolinie jak ją tam zwą... Zapomnianej czy jakoś tak.- Kolejny raz puścił do mnie oko.
- Po pierwsze co ty masz z tym okiem? Po drugie wiesz przecież że nie uczestniczę w takich zabawach. Po trzecie wreszcie wiesz dobrze że na Złamanym Kle żyją białe niedźwiedzie. Wcale nie uśmiecha mi się zostać obiadem któregoś z nich.- Powiedziałem na co wilk jedynie ramionami i uśmiechnął się.
- Ja tylko mówię co słyszałem. Wcale nie musisz tam iść. Nikt Ci przecież nie każe.- Gales odwrócił się i wyszedł z mojej komnaty. Zamyśliłem się na chwilę. Z jednej strony co prawda istniało dość spore ryzyko jednak zabawić się zawsze można. Przez kilka minut zastanawiałem się co zrobić. W końcu postanowiłem, że mimo wszystko spróbuję. Może być nawet ciekawie. Szybko ruszyłem w stronę góry, do której podnóża dotarłem po kilku godzinach marszu. Spojrzałem na Złamany Kieł i rozpocząłem wspinaczkę. Nie było to jakoś szczególnie kłopotliwe ponieważ swego czasu dość dużo czasu spędzałem na spacerach o górach. Znacznie ułatwiało to przygotowywanie strategii ataku i znakomicie wyciszało. Po jakimś czasie dotarłem do miejsca zwanego Zapomnianą Doliną. Dość szybko zauważyłem spore jajko. Uśmiechnąłem się do siebie bo wyglądało na to że wszystko pójdzie bez zbędnych problemów. Już miałem ruszyć po moją zdobycz kiedy nagle kamień na którym stałem oderwał się od góry i zaczął spadać w dół tak samo jak ja. Wiedziałem, że nie powinienem tutaj leźć po to jajko. Do ziemi zostało zaledwie kilka metrów i już zaczynałem żegnać się z życiem kiedy nagle ktoś mnie złapał. W pierwszej chwili pomyślałem, że to może Gales za mną poszedł i teraz mnie ocalił. Jednakże jak wiadomo zawsze coś musi iść nie tak. Okazało się że to jednak nie mój doradca uratował mi życie a biały niedźwiedź. Próbowałem się mu wyszarpnąć ale misiek zdzielił mnie łapą w głowę, przez co straciłem przytomność. Obudziłem się w jakiejś jaskini. Wyjście było zatarasowane przez ogromny, lodowy głaz. Całe szczęście miałem przy sobie mój amulet, dzięki któremu byłem w stanie panować nad magią ognia i udało mi się stopić lód. Niedźwiedzia nigdzie nie było widać więc szybko wydostałem się z jaskini. Po odejściu na bezpieczną odległość zacząłem orientować się w terenie. Okazało się, że jaskinia niedźwiedzia była kilka kilometrów poniżej doliny w której ukryto jajko. Do wyboru miałem dwie opcje - iść po jajko albo wrócić do zamku. Odległość do podnóża góry była taka sama jak do dolinki więc w końcu postanowiłem że zdobędę to jako. A co! Raz kozie śmierć. Szybo ruszyłem w stronę szczytu, tym razem uważając na wszystkie luźne kamienie. Jednak gdy dotarłem do doliny okazało się że oprócz jajka w dolinie jest smok. Czy dzisiaj wszystko musi iść aż tak źle? Zrezygnowany już miałem wracać do domu kiedy nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wziąłem w dłoń kamień i rzuciłem go w jedną z ścian doliny. Gdy uderzył on o nią posypała się mała lawina śniegu i mniejszych kamyczków. Smok skierował się w tamtą stronę a ja szybko pobiegłem w stronę jajka. Niestety stworzenie zauważyło mnie i ruszyło w moją stronę. Nie wiedząc co zrobić szybko z pomocą amuletu rozpaliłem dookoła siebie i jajka krąg ognia. Gdy smok zbliżył się zbytnio ryknął z bólu. No jasne przecież lodowe smoki nie znoszą ognia. Po kilku minutach smok zniechęcił się i odszedł szukać zapewne łatwiejszego obiadu. Podszedłem do jajka i przyjrzałem mu się dokładnie. Było całe czerwone, z roślinnymi wzorami wymalowanymi złotą farbą. Nie przypominało jajka kury, raczej może smoka lub jakiegoś innego dużego stworzenia ponieważ jego rozmiary były całkiem pokaźne. Wpakowałem je do torby i zacząłem schodzić z góry. Całe szczęście droga powrotna obyła się bez żadnych niespodzianek. Po powrocie do komnaty wyciągnąłem jajko z torby i położyłem je na komodzie w swojej komnacie.
Zaliczone
803 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz