- Mirva! Mirva!- Wrzeszczałem biegnąc przez korytarz i usiłując dogonić umykającą przede mną waderę. W prawej ręce niosłem sporych rozmiarów bukiet róż, który, całe szczęście, wciąż był w całości mimo wszystkich moich zderzeń z innymi mieszkańcami zamku. Oczywiście jednak nie mogłem dogonić białej wadery, która, mimo że obiecała się ze mną umówić najwyraźniej nie miała zamiaru dotrzymać słowa. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia dlaczego aż tak za nią szalałem. Było to co najmniej dziwne, ponieważ oprócz urody nie miała nic godnego uwagi. Bynajmniej nie była miła, ba większość mieszkańców królestwa uważała ją za osobę strasznie wredną. Nawet Vlad, który wiele zazwyczaj wybacza nie lubił jej i na wszelkie sposoby usiłował pomóc mi otrząsnąć się z tego zauroczenia ale nie był w stanie. A ja bynajmniej tego nie chciałem. W końcu Mirva zniknęła mi z oczu a w jej miejsce pojawiło się rozwidlenie.
- Cholera.- Zakląłem i niemal rzuciłem bukietem o ścianę kiedy nagle zza moich pleców dobiegł damski głos.
- Coś się stało?
<Luna?>
163 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz