Kolejny rok przynosi kolejne zmiany. Mam już na karku dziewięć lat, prawie połowę życia za sobą i dwadzieścia siedem szczeniąt, które posiadają moje geny. Do tego ostatnio zostałem dziadkiem. Czułem się coraz starzej i to poczucie nie było miłe. Do tego jeszcze Osvát coraz bardziej naciskał na ślub z swoją córką. Niestety mimo że nie chciałem się żenić wydawało się to jedyne rozsądne rozwiązanie ponieważ Osvát zaczął grozić nam wojną. Izaya pojawił się na dziedzińcu punktualnie, zaraz po wschodzie słońca. Wsiadłem do powozu, za mną mój wnuk, trzech synów i dwie córki. Mihnea i Sorcier od razu usadowili się naprzeciw siebie by zagrać w szachy, Malagant i Morgana zaczęli rozmawiać na różne magiczne tematy, Elhemina zaczęła wyszywać, co niegdyś z takim upodobaniem robiła jej matka a ja spojrzałem na wnuka.
- Izaya jedziemy na dwór naszego sąsiada... Król Osvát bardziej lubi swoją ludzką formę więc prawdopodobnie wszyscy będziemy wyglądać jak ludzie. Nie zdziw się.- Powiedziałem spoglądając na niego na co szczeniak skinął głową. Głupio się czułem w tej sytuacji. Raczej żadne z nas nie paradowało w zamku jako ludzie, nikt nie był do tego przyzwyczajony. Spojrzałem za okno, z którego rozciągał się widok na mijane przez nas tereny. Wjechaliśmy właśnie na tereny prawdopodobnie mojego przyszłego teścia.
<Izaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz