Wstałam dzisiaj wcześnie, aby tylko uniknąć kontaktu ze swoim bratem. Było to miłe z jego strony, że zawsze przychodzi do mnie, ale ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Postanowiłam sobie, że będę prowadzić samotne życie i najlepiej jak się da, aby było neutralne. Takie pozbawione uczuć, aby każdy mnie znienawidził i się nie odzywał do mnie. Czym mniej osób było w moim towarzystwie tym lepiej. Nic chciałabym nikogo skrzywdzić. Tak z pewnością było najlepiej. Przynajmniej według mnie. Opuściłam swój dom wraz ze wschodem słońca. Noc jak każda inna był źle przespana. Przyzwyczajona już do takich nocy, zmęczenie zawsze przechodziło mi po porannym bieganiu. Dzisiaj miałam zamiar sobie poćwiczyć tuż obok strumyka, który był oddalony od sfory. W dodatku zauważyłam, że w tamtych okolicach nikt się nie pojawia. Pobiegłam w stronę swojego celu, aby się rozgrzać. Dotarłam tam po dwudziestu minutach. Co prawda pobiegłam trochę okrężną drogą, ale miałam wystarczająco dużo czasu. Dotarłam do strumienie, gdzie zaczęłam poranne ćwiczenia. Trochę gimnastyki mi się przydało, gdyż moje mięśnie od ostatniego czasu były trochę zesztywniałe. Na sam koniec postanowiłam odrobinę sobie pomedytować. Usiadłam w siadzie skrzyżnym dłonie złączyłam razem na znak kwiatu lotusa. Uzyskałam harmonię po kilku minutach. Cisza jaka panowała do około doskonale mnie odprężyła. Słyszałam tylko miłe dźwięki odgłosy flory i fauny. Delikatny wietrzyk powiewał tym samym przeczesując delikatnie moje futro.
Byłam zadowolona i to bardzo. Mogłabym spędzić w tej pozycji cały dzień. Była wygodna i w dodatku miejsce było odpowiednie. Nawet delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Siedząc już tak z dobrą godzinę, usłyszałam jak jakaś gałąź się łamie, a chwilę po tem coś huknęło o ziemie i to w dodatku wylądowało tuż przede mną. Otworzyłam jedno oko, aby przyjrzeć się danej rzeczy. Jak się okazało przede mną wylądował czarny pies.
- Spadający Robin Hood... - wymamrotałam pod nosem. - Czy nic ci nie jest? - uchyliłam się nad jego twarzą. Wpatrywałam się dokładnie na jego twarz. Był zamroczony. Podeszłam do strumyka, zamoczyłam swoją chusteczkę po czym przyłożyłam ją na czoło psa. - Leż spokojnie, a za chwilę powinno ci się polepszyć - upał jaki już był wraz z upadkiem nie było dobrym połączeniem.
<Robin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz