niedziela, 27 maja 2018

Od Vlada Cd Shila

Czas mijał nieubłaganie zabierając ze sobą kolejne dni, tygodnie, miesiące. Od śmierci mojej żony minęło już dziewięć miesięcy, żałoba już dawno się skończyła jednak nikt nie kwapił się do ściągnięcia jej oznak. Czarne zasłony wciąż zakrywały okna hamując wszelki dopływ światła. Szczenięta rosły bez matki, jednak każdego dnia słuchały opowieści o  jej dobroci. Tymczasem moi doradcy, Ci którzy niegdyś doradzali mojemu ojcu usiłowali zmusić mnie do powtórnego małżeństwa. Nie podobało mi się to jednak niestety mieli rację. W niedługim czasie na moim biurko wylądowała cała masa propozycji ożenku od ościennych władców.  Musiałem je przejrzeć i zdecydować, którą z córek poślubić. Do tego jeszcze trzeba było  ugościć króla Osváta Szilágyi de Horogszeg i jego córkę, który osobiście chciał zmusić mnie do ożenku z jego córką. Siedziałem właśnie w swoim gabinecie pisząc już któryś z kolei list gdy rozległo się pukanie a zaraz potem w drzwiach pojawiła się głowa Shilii.
- Co robisz?
- Szukam żony.- Mruknąłem ze zrezygnowaniem mając dość obecnej sytuacji. Byłem zmuszony do poślubienia jakiejś samicy dla własnego spokoju i dla dobra królestwa. 
<Shila?>

niedziela, 20 maja 2018

Od Rin CD Vlada

"Od dziś zostajecie Namiestnikami Północy". Potrzebowałam dłuższej chwili by móc całkowicie pojąć sens tych słów, a także jakie niosą za sobą konsekwencje. Przez dwie czy trzy sekundy patrzyłam z osłupieniem na Vlada, potem przeniosłam wzrok na Neda stojącego obok mnie. Gdy już pierwsza fala szoku minęła opuściłam głowę i ukłoniłam się starając się oddać w tym ruchu moją całą wdzięczność. Trwałam w takiej pozycji przez kilkanaście sekund, po czym wyprostowałam się i popatrzyłam na króla. Od dawna układałam w głowie przemowę, jaką powiem, gdy kiedykolwiek ktokolwiek jakkolwiek mnie awansuje. Jednak w tym momencie całkowicie zapomniałam o wcześniej przemyślanych słowach. Mimowolnie z mojego gardła wydobywały się coraz to nowe zdania, płynęły potokiem, którego nie umiałam zatrzymać. 
- Nie ma takich słów, które mogłyby wyrazić moją całkowitą wdzięczność, panie. Nie tylko za obdarzenie mnie taką ufnością, by w jakieś części przekazać mi władzę na północy, którą będę dzielić z Nedem... Ale również za wyróżnienie, za dostrzeżenie mojego wysiłku by całkowicie pomścić wszystkie ofiary wojny. Dziękuję za dobre słowa, za zaufanie. Chociaż to i tak są za słabe słowa. Osobiście... nie uważam bym jakoś szczególnie się wyróżniła. To jest po prostu mój obowiązek chronić i walczyć za ojczyznę. Wykonywałam swoją pracę zarówno jako szpieg, jak i skrytobójca i wojownik. I nie mówię tego tylko dlatego, by upublicznić moją skromność, ale naprawdę tak uważam. I dziękuję za aprobatę dla naszego ślubu... Jeśli zmienisz zdanie i uznasz, że to nie jest odpowiedni czas na takie radosne wydarzenie, zaakceptujemy decyzję... - przy ostatnich słowach popatrzyłam na stojącego obok mnie mojego narzeczonego, który, jakby w potwierdzeniu moich słów, pokiwał głową.
- To jest najodpowiedniejszy moment - Vlad uśmiechnął się serdecznie. Później Ned dodał kilka słów od siebie, po czym spotkanie się zakończyło. Gdy powróciłam do swojej komnaty usiadłam na łóżku i zaczęłam rozmyślać. Niedługo obejmę wyznaczony i urząd i opuszczę zamek. Ale o dziwo... nie byłam przygnębiona na myśl, że wyjadę i te znajome mury znikną mi z oczu. Mimo wszystko, mimo wszystkich radosnych chwil jakie tutaj przeżyłam to miejsce przede wszystkim przypominało mi o Reiko. Głownie Reiko. Po drugie, był tutaj Radu, a jego widok przynosił na myśl sułtana, a jego osoby z wiadomych powodów nie chciałam widzieć, nawet w myślach. Westchnęłam. Jedyne czego będzie mi brakowało to obecności Elif. Może będzie mogła pojechać ze mną? Zapytam Vlada, ale to później. 
Po dłuższym namyśle postanowiłam wyjść z komnaty i zrobić honorową rundkę po pałacu. Gdy przemierzyłam kilka korytarzy i weszłam do kilku pomieszczeń, wpadłam na króla, który prawdopodobnie robił to samo co ja. 

<Vlad?>

417 słów

Od Vlada Cd Rin

- Nie ma władców idealnych... Każdy ma coś na sumieniu...- Mruknąłem po czym ruszyłem do zamku. Wcześniej zwołałem spotkanie rady królewskiej, na które teraz się udałem.
- Przez trzy dni moje obowiązki pełnić będzie Mihnea. W tym czasie nie chcę żeby ktokolwiek mi w tym czasie przeszkadzał.- Powiedziałem i spojrzałem na byłych doradców mojego ojca.
- Dlaczego panie?
- Bo będę się modlił, chcę się wyspowiadać.- Warknąłem po czym oczywiście musiałem wysłuchać kazania jak to mój ojciec nigdy nie opuszczał królestwa by pojednać się z Bogiem. Po naradzie ruszyłem do kaplicy. Przez trzy dni modliłem się by móc przystąpić do spowiedzi.
- Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity. Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy.- Od dawna nie modliłem się w ten sposób. Od dawna również nie spowiadałem się. Po wszystkim od razu poczułem się lepiej, tak jakby Bóg zabrał ze mnie wszystkie ciężary. Gdy wróciłem do moich obowiązków okazało się, że państwo Mehmeda stało się częścią Wołoszczyzny. Mój syn dobrze się sprawił przez te trzy dni. Teraz jednak przyszła znowu moja kolej. Zwołałem wszystkich do sali tronowej gdzie miałem wygłosić moje orędzie.
- Mój ludu... Wygraliśmy wojnę, lecz okupiliśmy ją krwią wielu niewinnych. Jednak żałoba wkrótce minie, a zmarli pozostaną w sercach najbliższych. Jednak mimo bólu życie musi trwać dalej, ja muszę być królem, wy musicie spełniać swoje zadania. Dziś chciałbym wywyższyć dwójkę najlepszych wojowników... Rin Kagamine, Eddardzie Stark podejdźcie. Dzięki Rin mogliśmy należycie przygotować się do wojny, Eddard zaś osobiście wziął do niewoli siedmiu dowódców, jednego pozbawił życia. Dziś chciałbym podziękować wam za wasz trud i wynagrodzić was. Po zakończeniu wojny wyprawimy wam odpowiednie wesele a dziś... Dziś daje wam w zarząd północ, rodzinny dom Eddarda. Od dziś zostajecie Namiestnikami Północy.- Powiedziałem spoglądając na stojącą przede mną parę. Miałem nadzieję, że spędzą ze sobą długie i szczęśliwe dni.
<Rin?>

Edith rodzi!

Podobny obraz
Imię: Satine
Skróty: Brak 
Data urodzenia: 17 maja
Wiek: 2 miesiące 
Płeć: Wadera
Przyszłe stanowisko: Satine w przyszłości zostanie dziedziczką bet oraz lekarzem
Charakter: - w budowie -
Rodzina: 
  • Syriusz - Ojciec, którego bardzo kocha 
  • Edith - Najukochańsza w świecie matka
  • Poison, Shiraa, Miray, Marcelle, Cerise - Młodsze siostry
Chłopak: Spodobał jej się Sorcier 
Historia: Urodzona w sforze. 
Autor: KPV 
Znalezione obrazy dla zapytania black wolf puppy
Imię: Poison
Skróty: Brak 
Data urodzenia: 17 maja
Wiek: 2 miesiące 
Płeć: Wadera
Przyszłe stanowisko: Poison chce zostać sędzią 
Charakter:  - w budowie -
Rodzina: 
  • Syriusz - Ojciec, którego bardzo kocha 
  • Edith - Najukochańsza w świecie matka
  • Satine - Starsza siostra
  • Shiraa, Miray, Marcelle, Cerise Młodsze siostry
Chłopak: Brak
Historia: Urodzona w sforze. 
Autor: KPV 
Znalezione obrazy dla zapytania white wolf puppy
Imię: Shiraa 
Skróty: Woli by używać jej imienia pisanego przez jedno "a" Shira 
Data urodzenia: 17 maja
Wiek: 2 miesiące 
Płeć: Wadera
Przyszłe stanowisko: Shiraa prawdopodobnie zostanie pielęgniarką 
Charakter:  - w budowie -
Rodzina: 
  • Syriusz - Ojciec, którego bardzo kocha 
  • Edith - Najukochańsza w świecie matka
  • Satine, Poison - Starsze siostry 
  • Miray, Marcelle, Cerise Młodsze siostry
Chłopak: Brak
Historia: Urodzona w sforze. 
Autor: KPV 
Podobny obraz
Imię: Została nazwana Miray
Skróty: Obecnie nie posiada, a raczej nikt nie ma pomysłu jak miałby takowe brzmieć.
Data urodzenia: 17 maja
Wiek: 2 miesiące
Płeć: Wadera
Przyszłe stanowisko: Nekromanta, no cóż.
Charakter: Charakteru Miray nie da się określić w jednym punkcie, opisując go w kilku zdaniach. Jest zmienna jak wiatr, huśtawki nastrojów to u niej już codzienność. Wadera ta ma swój honor i nie dopuści, by został czymś splamiony. Nigdy się nie poddaje, do celu potrafi iść bez względu na istniejące przeszkody. Jest uparta, sprytna, zmienna bardziej od najbardziej zmiennego stworzenia na ziemi. Nieprzewidywalność to jej drugie imię. Nigdy nie wiadomo co tak na prawdę zrobi za chwilę.
Jest samodzielna i nikogo się nie słucha, a jeśli już dochodzi do tego, to jest to jedynie osoba jej bliska.W walce fizycznej dosyć często przegrywa, i godzi się z tym, lecz jeśli chodzi o walkę psychiczną to Miray jest w tym mistrzem. Potrafi na poczekaniu wymyślać argumenty, które kruszą nawet najtwardszego. Umie walczyć o swoje.
Rodzina:
  • Syriusz - ojciec
  • Edith - matka
  • Satine - starsza siostra
  • Poison - starsza siostra
  • Shiraa - starsza siostra
  • Marcelle - młodsza siostra
  • Cerise - młodsza siostra
Chłopak: Brak
Historia: Miray urodziła się w sforze, stadzie, królestwie czy jak to tam chcecie sobie nazwać. Od tego czasu żyje, oddycha i przeżywa swoje życie.
Autor: Czarna_Pantera - hw

Znalezione obrazy dla zapytania white wolf puppy
Imię: Marcelle 
Skróty: Mówią jej Marci 
Data urodzenia: 17 maja
Wiek: 2 miesiące 
Płeć: Wadera
Przyszłe stanowisko: Marci prawdopodobnie zostanie adwokatem
Charakter:  - w budowie -
Rodzina: 
  • Syriusz - Ojciec, którego bardzo kocha 
  • Edith - Najukochańsza w świecie matka
  • Satine, Poison, Shiraa, Miray - Starsze siostry
  • Cerise Młodsza siostra
Chłopak: Brak
Historia: Urodzona w sforze. 
Autor: KPV 
Podobny obraz
Imię: Cerise
Skróty: Raczej nie lubi skracania swojego imienia jednak w ostateczności akceptuje Ceri
Data urodzenia: 17 maja
Wiek: 2 miesiące 
Płeć: Wadera
Przyszłe stanowisko: Cerise prawdopodobnie zostanie prokuratorem
Charakter:  - w budowie -
Rodzina: 
  • Syriusz - Ojciec, którego bardzo kocha 
  • Edith - Najukochańsza w świecie matka
  • Satine, Poison, Shiraa, Miray, Marcelle Starsze siostry
Chłopak: Brak
Historia: Urodzona w sforze. 
Autor: KPV 

sobota, 19 maja 2018

Od Vlada Cd Rin

Drzwi do sali tronowej otworzyły się tak jak już wiele razy tego dnia. Od wizyty Rin minęło już kilka godzin ja jednak nie ruszyłem się z miejsca ani razu cały czas siedząc z spuszczoną głową. Nagle jednak doszedł do mnie głos wadery informujący mnie o pojmaniu sułtana. Podniosłem głowę i spojrzałem na Rin i stojącą obok niej waderę.
- To jest Elif, bardzo mi pomogła w uprowadzeniu sułtana... - Wyjaśniła Rin na co ja skinąłem głową i spojrzałem na ową Elif.
- Przysłużyłaś się naszej sprawie Elif. Jeśli będziesz chciała zostać na moim dworze dostaniesz swoją komnatę i wybór co do tego co będziesz chciała robić. Na razie dostaniesz komnatę gościnną. Mój doradca, Gales, zajmie się tobą i pokaże Ci wszystko.- Powiedziałem a Elif ukłoniła się i opuściła salę tronową.
- Gratuluję Ci Rin. Strażnicy zaraz zaniosą sułtana do lochów, jutro odbędzie się sąd nad nim... Wiem, że jest potworem jednak musi mieć uczciwy proces... Chciałbym, żebyś została jednym z sędziów.
- Ale ja nie...
- Poradzisz sobie, nie ma nikogo, kto poradzi sobie lepiej. Nie ma nikogo, kto będzie lepszym przedstawicielem twojej siostry, nie ma nikogo, kto będzie mógł z czystym sumieniem skazać go na śmierć...- Wyszeptałem po czym wyszedłem z sali tronowej. Następnego dnia zwołaliśmy sąd nad Mehmeda, który miał odbyć się w samo południe. Deszcz padał od rana jednak mimo to na Polu Trupów jak nazwano miejsce, gdzie wbito na pal prawie dziesięć tysięcy jeńców, najbardziej fanatycznych wyznawców Mehmeda, zebrało się wielu poddanych. Założyłem na siebie moją czarną zbroję i czarny płaszcz więc moja żałoba była dobrze widoczna. Sędziowie siedzieli pod specjalnym zadaszeniem a Mehmed klęczał przywiązany do kamienia. Ja tymczasem stałem obok niego pozwalając kroplom deszczu ukryć moje łzy i jedynym ich znakiem ich obecności były zaczerwienione oczy. Wciągnąłem powietrze do płuc i spojrzałem na sędziów.
- Ja, Vlad III Palownik zwany Draculą, syn Vlada II Diabła, z woli Boga władca Wołoszczyzny wzywam Mehmeda II zwanego Zdobywcą sułtana Imperium Osmańskiego, syna Murada II na sąd nad jego winami.- Rozpocząłem sąd zwyczajową formułą tak jak nakazywały obyczaje.
- Oskarżam Mehmeda II o rozpętanie wojny, która zaowocowała śmiercią wielu niewinnych.
- Winny.- Orzekł pierwszy z sędziów, dyplomata Orin, ojciec Mirvy.
- Oskarżam Mehmeda II o wysłanie na śmierć swego ojca, braci, siostry, synów i córkę na pewną śmierć.
- Winny.- Kolejny z sędziów, Gales, orzekł winę sułtana.
- Oskarżam Mehmeda II o mordowanie niewinnych, gwałty i okaleczenia.
- Winny.- Kolejnym sędzią był jednoręki Cyryl, któremu wojska sułtana zgwałciły i zamordowały żonę oraz odcięły całe ramię.
- Oskarżam Mehmeda II o zamordowanie Reiko Kagamine, która podczas wojny pełniła funkcję medyka.
- Winny.- Powiedziała Rin spoglądając na mnie.
- Oskarżam Mehmeda II o zgwałcenie i zamordowanie lady Lyany Stark.
- Winny.- Powiedział głośno Ned wpatrując się z mordem w oczach w więźnia.
- Oskarżam Mehmeda II o zamordowanie mojej żony, królowej Wołoszczyzny Elisabetha.
- Winny.- Powiedział mój ojciec spoglądając na sułtana z nienawiścią w oczach.
- Oskarżam Mehmeda II o zamordowanie dwunastu nienarodzonych szczeniąt, o zamordowanie dwunastu moich szczeniąt.- Powiedziałem i rozejrzałem się po wszystkich. Moi poddani byli oburzeni już wcześniej jednak teraz jedynie strażnicy sprawiali, że nikt nie rzucił się na sułtana z zamiarem pozbawienia go życia. Elisabetha zaszła w ciążę po raz trzeci podczas mojej wizyty na zamku. Merlin odkrył to podczas badania kiedy królowa poczuła się gorzej jednak nikt nie został o tym poinformowany, ponieważ już dwa dni później moja żona zginęła.
- Winny.- Powiedział Merlin po czym uderzył w stojący przed nim dzwon.
- Sędziowie przemówili. Skazujemy Mehmeda II na śmierć.- Dodał najstarszy z sędziów i spojrzał na mnie. Stojący obok sędziów Wilk uniósł wskazujący palec co miało znaczyć nabicie na pal na co ja skinąłem głową. Szybko przyniesiono odpowiednie narzędza i rozebrano skazańca.
- Czyż nie obiecałem Ci krwi?- Zapytałem po czym rozpoczęliśmy egzekucję. Osobiście wbiłem Mehmeda na pal, tak samo jak zrobiłem to z całą jego rodziną i częścią dowódców. Kiedy wkopano już pal w ziemię spojrzałem na stojącego obok mnie Wilka.
- Dopilnujcie, żeby pal nie przebił jego głowy. Kiedy już umrze przynieście mi jego głowę.- Mruknąłem spuszczając głowę. Nagle obok mnie pojawiła się Rin.
- Ciekawe ilu z moich poddanych po tej wojnie zaczęło uważać mnie za żądnego krwi potwora... Nie wiem jednak jak inaczej mógłbym odpłacić mu za wszystkie krzywdy, jakie wyrządził nie tylko mnie ale też innym. Bóg każe nam wybaczać jednak ja nie jestem w stanie... Nie potrafię mu wybaczyć... Elisabetha... Ona była miłosierna... Ona potrafiła wybaczyć każdemu, nawet najgorszemu złoczyńcy. Nie raz czułem jak ją ranię skazując na śmierć więźniów jednak było to konieczne dla zapewnienia bezpieczeństwa naszemu państwu. Cała jej rodzina zginęła na wojnie... W dniu naszego ślubu obiecałem jej, że nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić... Że wspólnie dożyjemy późnej starości, będziemy kołysać do snu nasze wnuki, prawnuki. Że będziemy przyglądać się jak nasi potomkowie wzmacniają potęgę naszego kraju. Nie dotrzymałem obietnicy... Nie ochroniłem jej...- Deszcz wzmógł się jeszcze bardziej uderzając w moją twarz niczym małe, lodowate igiełki. To wszystko zaczynało mnie już przerastać, było ponad moje siły.
Rin?

środa, 16 maja 2018

Od Shibu cd Vlad'a

Przez ostatnie dni praktyczne nie wychodziłam z mojego ciemnego pokoju. Miałam dosyć własnego życia, jednak nie potrafiłam z nim skończyć. Żyłam praktycznie da jednej osoby, a dokładniej dla Mirczy. Mieliśmy wrócić i się pobrać, ale nie czekał nas pogrzeb. Co z tego że jej nie znałam zbyt dobrze, a ona nie znała o mnie prawdy. Tak czy siak była dla mnie jak matka, a teraz jej nie było. Cicho westchnęłam parząc przez okno, nie miałam na nim czarnych zasłon, wystarczy że prawie cały pokój taki jest.
- Kurwa, czemu zabierasz mi wszystko w tak okrutny sposób. - krzyknęłam przewracając z parapetu wazonik z kwiatami od Mirczy. Chciał mnie nimi pocieszyć, jednak niezabardzo mu to wyszło. Momentalne z moich oczy pociekły łzy, a raczej ich potok. Ostatnio ryczałam zbyt często, tym bardziej jak dla mnie. Potrzebowałam rozmowy, trzeźwej rozmowy. Bez słuchania, że wszystko będzie dobrze. Do głowy przyszedł mi jedynie ojciec. Powoli wyszłam ze swojej komnaty i ostrożnym rokiem ruszyłam do ojca. Byłam zmęczona, bo dawno nic nie spożywałam, jednak mój organizm bardzo usilnie nie przyjmował czegokolwiek, nawet mikstur od Merlina, które przynosił mi Mircza, tak samo z jedzeniem. Po paru minutach doszłam do gabinetu ojca i po cichym pukaniu otworzyłam drzwi.
- Mogę Ci w czymś pomóc córko?- zapytał a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Ja. - nawet nie wiedziałam co powiedzieć - Sama ne wiem. Powoli mam tego wszystkiego dosyć. Potrzebuje trzeźwej rozmowy, bez słuchania, że wszystko będzie dobrze. Bo od moich narodzin, bardzo mało rzeczy jest kurwa dobrze. Moje życie to jedna wielka spierdolina. - powiedziałam. Wiem, że nie powinnam używać takiego słownictwa, tym bardziej przy ojcu, ale już nie potrafiłam wytrzymać. Ten jednak zamiast się na mnie zdenerwować, patrzał z lekko zdziwionymi oczami.
- Nie powiem ci czegoś takiego. Szczerze to sam jestem tym wszystkim załamany.. - nic więcej nie usłyszałam, ponieważ nieprzytomna osunęłam się na łapach. Ewidentnie mojemu ciału brakowało energii, którą miała bym gdyby ne wymioty przy prawie każdym kęsie i łyku.

> Vlad-san?<

329słów

poniedziałek, 14 maja 2018

Od Rin do Neda

To jest straszne... Zawsze tak mówię, ale teraz cię ostrzegam. Cofnij wzrok póki możesz!
Mimo, iż to było wspominane już wiele tysięcy razy przez wiele tysięcy mieszkańców to i tak muszę zacząć od właśnie tego. Wojna się skończyła. Owszem, skończyła się, ale radość z tego wydarzenia przyćmiła żałoba i rozpacz z powodów powszechnie znanych. Nie będę tego tematu teraz zbytnio rozwijać, bo jakie są fakty chyba każdy wie.
W tym momencie akurat kręciłam się po mojej komnacie zastanawiając się co mam ze sobą począć. Zdarzało się to dosyć często, bo odkąd skończyła się wojna, na dworze zdecydowanie brakowało odpowiadających mi obowiązków. Owszem, miałam tam jakieś, ale nie za dużo. Nie lubię siedzieć bezczynnie, więc robiłam sobie krótkie spacery i usilnie próbowałam przejąć obowiązki pewnych leniwców, lecz oni i tak znajdywali w sobie tyle silnej woli, by mi odmówić i sami wziąć się do pracy. Tak więc, gdy wszystkie miejsca na zamku i w jego pobliżu obeszłam kilkakrotnie, wróciłam do komnaty. Lecz nadal nie mogłam sobie znaleźć godnego zajęcia, a było jeszcze zbyt wcześnie by iść rzucić się na łóżko i zasnąć snem głębokim. Gdy zrobiłam już kilka rundek po komnacie, usiadłam na jakimś krześle w rogu pokoiku i zaczęłam rozmyślać na temat rzeczy ważnych i ważniejszych, a także kompletnie nieistotnych. Gdy tak się wpatrywałam w jakiś bliżej nieokreślony punkt na suficie, usłyszałam szczęk otwieranych drzwi i lekkie kroki na posadzce. Opuściłam głowę i gdy ujrzałam zbliżającego się Neda automatycznie się uśmiechnęłam. Ostatnio z rzadka spędzaliśmy razem całe dnie, bo i Ned miał cały plan dnia zawalony, a akurat w jedyny dzień, kiedy miał jako takie wolne, ja musiałam wypełnić misję.
- Właśnie się zastanawiałam, kiedy ponownie przejdziesz przez te drzwi - powiedziałam z lekkim uśmiechem i poklepałam miejsce obok siebie, dając mu znak by usiadł, co też zresztą uczynił.
- Wiesz, że ty mogłaś również odwiedzić mnie? - odrzekł basior obejmując mnie za ramię. Z ulgą oparłam mu głowę na ramieniu.
- No niby wiedziałam, ale nie pomyślałam o tym, kiedy akurat brakowało mi twojej obecności - odparłam wymijająco, nie chcąc dalej drążyć tematu "co mogłam, a czego nie mogłam zrobić", bo przyznam, mimo towarzystwa czy ogólnego tematu rozmowy mówienie mi co mogłam zrobić jakoś wprawiało mnie w niezręczny nastrój.
- No dobrze. Rin, jak się czujesz? - przez chwilę nie wiedziałam skąd to pytanie. Wpatrywałam się cielęcym wzrokiem w coś, co akurat było przede mną, chcąc pojąc sens. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie chodzi tutaj o moje zdrowie fizyczne.
- Lepiej niż kilka dni temu, ale nadal gorzej niż kilka tygodni temu - odpowiedziałam krótko i zwięźle - Ale twoja obecność poprawia mi nastrój - dodałam po chwili namysłu, zresztą zgodnie z prawdą. - Mogę ci zadać pytanie? - chciałam zapytać o coś, co mnie korciło od czasu sądu nad Mehmedem. Ned pokiwał głową - Nie wiem jak to powiedzieć... Ale podczas sądu nad byłym sułtanem Mehmedem każdy winił go za coś, co jest z nim związane. Ja winiłam go za śmierć Reiko, ojciec Vlada za śmierć królowej Elisabethy, a ty winiłeś go za śmierć lady Lyany Stark... Jeżeli nie chcesz mówić, to nie naciskam, możesz zmienić temat albo nie odpowiedzieć, tylko ci przypominam. Sądząc po imieniu to wiem, że ją znałeś, ale w jaki sposób. Była dla ciebie kimś szczególnym?

<Ned? Nie wiń za jakość, pls>


Od Shili Cd Vlad

- Co się stało? - spytałam się króla, gdy wychodził z komnaty swoich dzieci.
- Tęsknię za mamą. - w jego oczach zaczynały się zbierać łzy.
- Muszą bardzo cierpieć. - westchnęłam.
- Mogę Pana nazywać po imieniu? - spytałam się patrząc w jego oczy.
- Tak, mów mi Vlad. - mrugając próbował powstrzymywać łzy.
- Muszę wrócić do pracy. Słyszałem że jesteś malarką? Skoro się nudzisz to namaluj jakiś obraz. - zaproponował, idąc do biura.
- Dobrze. - poszłam do mojej komnaty po sztalugę i różne inne rzeczy mi potrzebne. Miałam zamiar namalować pejzaż. Kiedy wyniosłam wszystko na podwórze zaczęłam malować. Na początku zbytnio i to nie wychodziło, ale później szło coraz lepiej. W końcu kiedy skończyłam wniosłam wszystko spowrotem na górę. Zostawiłam obraz do wyschnięcia. Wychodząc z komnaty spotkałam Vlada.
<Vlad?>

Od Shili Cd Yinave

- Nie słuchałeś się mnie? - popatrzyłam na niego.
- Tak, tylko... - najwyraźniej kłamał.
- Powiedz prawdę. - mruknęłam. Nie lubiłam, gdy ktoś mówił fałsz.
- Nie słuchałem... Wybaczysz mi? - spojrzał na mnie z błaganiem w oczach.
- Oczywiście, ale następnym razem słuchaj uważnie. Nie lubię czegoś takiego. - powiedziałam to poważnie.
- Obiecuję. O czym teraz mówimy? - próbował zmienić temat.
- Jaką masz rodzinę? Moja matka miała na imię Shima, ojciec Stone i bracia: Mikado, Puc, Bursztyn. - spytałam się, przedstawiając moją rodzinę.
- Moja matka to: Ja - woon, ojciec Ji - woo, siostry: Carmen, Ki - ja, Hasha. - wymienił członków swojej rodziny, po czym uśmiechnął się. Nagle powiało chłodnym wiatrem.
- Ale zimno! - przytuliłam się do siebie, próbując ogrzać się.
- Mi nie jest zimno. Choć! - miał na sobie jakąś narzutę, pożyczył mi kawałek.
- Dzięki. Wracajmy, robi się ciemno. - powiedziałam i razem szliśmy kręta ścieżką. Wtedy zrobiło się bardzo ciemno. (Teraz dopiero zauważyłem że kadali przez cały dzień)
- Nie widzę drogi. - Yinave próbował coś jeszcze zobaczyć, ale mu się nie udało.
- Ja też nie. Masz przy sobie latarnie czy coś takiego? - zapytałam się, zaglądać do kieszeni, czy przypadkiem ja mam.
- Nie, a ty? - zmartwił się.
- Nie. O kurcze. - również się zmartwiłam.
<Yinave Armentu?>

Od Rin CD Vlada

Deszcz spadał małymi, ale gęstymi kroplami na moje futro, mocząc je prawie całkowicie. Wciągnęłam głośno wilgotne powietrze. Jak się czułam w roli psychologa i pocieszyciela? Nie wiem. Czasem jest mi miło... Cieszę się, że ktoś obdarza mnie zaufaniem. A czasami czuję jakby ktoś mnie w tej sposób bił po głowie... Jakby świat postanowił, że za karę za to, że sama nie mogłam sobie pomóc, ani nie prosiłam o pomoc, będę teraz pomagać innym. Nie mówię, że to źle... Wręcz przeciwnie. Ale widok wszystkich psowatych, które są szczęśliwe i nie mają żadnych problemów po prostu mnie rani. Nie wiem czemu, ani dlaczego ja się tak czuję. Po prostu tak jest.
- Powiem krótko... Wojna jest czasem, kiedy chcąc nie chcąc trzeba być mordercą. Nikt nikogo nie wini za to, że pozbył się kilku wrogów. Nikt nie ma prawa nazywać cię "żądnym krwi potworem", ponieważ oni wszyscy również przyczynili się do śmierci setek żołnierzy. Zakończenie istnienia Mehmeda było jedyną słuszną karą za to, co zrobił teraz i w przeszłości. Wątpię, by ktokolwiek mu wybaczył te wszystkie krzywdy jakie wyrządził, to po prostu jest nie do zrobienia. Zabicie Elisabethy było najważniejszym powodem, dla którego spotkało go to, co go spotkało. Królowa może mogłaby wybaczyć, lecz nie miała ku temu okazji, po prostu... Mówisz, że przysięgałeś, że ją ochronisz... Ja również przysięgałam, lecz mi również się to nie udało. Nie udało mi się uratować Reiko, mimo, że jej przysięgałam, że zrobię wszystko, żeby jej wynagrodzić te wszystkie minione lata, kiedy nie wiedziałam o jej istnieniu. To nie jest twoja wina. To wina tylko i wyłącznie Hasana. Nie mogłeś przewidzieć, że wymyśli coś takiego, jak upozorowanie samobójstwa. Nie możesz się winić, po prostu nie możesz, bo jeśli to zrobisz, przypisujesz do siebie nieswoje zachowania, czyny i winy wyrządzone innym. Królowa Elisabetha wie o tym, że zrobiłeś co mogłeś, by ją pomścić, godnie pochować i ochronić. Ona o tym wie i jestem pewna, że nie chce, byś się za to obwiniał - powiedziałam, jak zwykle rozwijając wypowiedź w nieskończoność. Po moim policzku słynęło kilka łez, jednak miałam nadzieję, że Vlad tego nie zauważy. Mimo, że chciałam je powstrzymać, nie mogłam, bo kolejna wzmianka o tysiącu niewinnych ofiar totalitarnej władzy Mehmeda po prostu doprowadzała mnie do płaczu. Wierzchem dłoni starłam gromadzące się łzy po powiekami moich oczu, przymknęłam je i uniosłam głowę ku górze, by zmyć z mojego pyska te ostatnie oznaki mojego płaczu. Wypuściłam głośno powietrze i wsłuchiwałam się w odgłos deszczu.

<Vlad?>

niedziela, 13 maja 2018

Od Vlada Cd Shila

- Nic się nie stało.- Mruknąłem nawet nie podnosząc głowy znad papierów. Znowu zaczęły się one piętrzyć mając za nic to, że nie byłem w stanie ich wypełniać. Zdenerwowany rzuciłem pióro na biurko powodując tym samym powstanie całej masy kleksów. Szybko złapałem za bibułkę, której używałem do osuszania nadmiaru atramentu z dokumentów i starłem je. Nagle, nawet nie pukając, do gabinetu wpadła jedna z opiekunek zajmujących się moimi dziećmi. Szybko się ukłoniła i stanęła na wprost mnie.
- Panie jesteś nam pilne potrzebny... Dzieci...- Powiedziała jedynie i wybiegła. Momentalnie zerwałem się na równe nogi i ruszyłem do drzwi.
- Wybacz Shila jednak muszę iść.- Powiedziałem po czym zamknąwszy gabinet pobiegłem do komnaty, w której czas spędzały młodsze szczenięta. Kiedy tylko tam wszedłem powitał mnie płacz dwunastu szczeniąt.
- Co się stało?- Zapytałem zdziwiony.
- Tęsknią za matką, ojcze.- Powiedziała Aleera kołysząc w ramionach jednego z braci. Wcale się im nie dziwiłem. One przeżywały to silniej niż ja. Szybko zebrałem szczenięta na łóżku, pocieszyłem, wyjaśniłem im co się stało z ich mamą i zacząłem opowiadać im bajki. Po jakimś czasie szczenięta zasnęły a ja wyszedłem z ich komnaty cicho zamykając drzwi. Strasznie się zdziwiłem kiedy zobaczyłem Shilę, stojącą obok nich.
<Shila?>

Od Rin CD Chucka

Nie byłam zmęczona. Ani trochę. Wręcz przeciwnie, promieniowałam energią. Nie miałam ochoty oddawać się w objęcia Morfeusza, więc skierowałam się w stronę mojej komnaty. Po krótkim namyśle czy wejść czy nie wejść, postanowiłam nie przeszkadzać obecnie śpiącym, więc otworzyłam drzwi i usiadłam na krześle. Wzięłam do ręki jakąś książkę, którą obecnie czytałam, jedynie dlatego, że była jedyną, której jeszcze nie przeczytałam. Po dwóch stronach już zaczęła mi się nudzić, a chciałam jakoś zabić ten powoli upływający czas. Jednak książka była tak nudna, a dodatkowo było już późno, że dosłownie zasnęłam przy przewracaniu kolejnej strony. Tytanicznym wysiłkiem zwlokłam się z krzesła i zrobiłam te kilka kroków, by ostatecznie paść na łóżko, przytulić się do puchowej poduszki, owinąć kołdrą i zasnąć.
Zasnąć, zasnęłam, ale nie na długo, ani nie zapadłam w żaden głęboki sen. W nocy budziły mnie najcichsze szmery i najsłabsze błyski w oknach. W końcu, gdy jakiekolwiek próby ponownego zaśnięcia nie udawały się w najmniejszym stopniu, postanowiłam się wybrać na krótką przechadzkę po zamku. Taak, czasami spacer mi pomagał, bo trochę mnie męczył, przez co miałam ułatwione zaśniecie. Gdy wyszłam z mojej komnaty, najpierw nic nie widziałam, a potem moje brązowe oczy przyzwyczaiły się do wszędobylskiego mroku. Kręciłam się po korytarzach, aż w końcu, na którymś zakręcie wpadłam na kogoś. Byliśmy akurat przed oknem, więc z łatwością mogłam rozpoznać tego osobnika.
- Co tu robisz? Myślałem, że jesteś w komnacie. - spytał Chuck wstając i podając mi rękę, bym ja również się podniosła. Nie wiem, może nie zobaczyłam, a może nie chciałam zobaczyć tego gestu, ale zignorowałam wyciągniętą kończynę i sama wstałam. W końcu... mam narzeczonego, co nie?
- Mogłabym cię zapytać o to samo - odpowiedziałam wymijająco. Bo co w końcu powiem? "Hej, nie mogłam spać i zaczęłam się bawić w straszenie po nocy"?

<Chuck?>

Od Yinave C.D Shili

-Yinave Armentu, miło mi Cię poznać. Niebezpiecznie się tak szlajać po ciemku, zwłaszcza kilka dni po wojnie.- dziewczyna wstała z ziemi.
Nieco poszerzyłem uśmiech, odchodząc w długą, co nie do końca mi się udało, można tak rzec.
-Poczekaj! Mogę się o coś zapytać?- Shili podbiegła do mnie.
Nadstawiłem ucha, oczekując pytania dotyczącego odnalezienia jakiegoś miejsca, lub od kiedy jestem w sforze, ale nie, ona zapytała o coś, czego bym się zdecydowanie nie spodziewał na początku.
-Co ci się stało z łapą?- wilczyca wskazała miejsce, w którym brakowało dwóch palców.
-Długa historia, siekiera i te sprawy. - zaśmiałem się nerwowo, pocierając kark.
*skip time*
Podczas gdy ranek zapowiadał naprawdę piękny i słoneczny dzień, w mojej głowie po nieprzespanej nocce krajał się kolejny plan na przeżycie tego zapewne nudnego dnia. Komnata, którą miałem zaszczyt zajmować wiała nieco chłodem, a więc do kilku wazonów wstawiłem przepiękne cięte kwiaty, między innymi zgraję kolorowych tulipanów, czy dwie dekady uroczych goździków. Gdy wreszcie zebrałem się w sobie by wyjść z pokoju, na korytarzu zastał mnie taki zgiełk, że aż odechciało mi się jeść i udałoby mi się niezauważalnie wrócić do pokoju, ale nie, wybacz Bayan, sorry, nie uda ci się, ja cie widzę.
-Yinave!- w kierunku moich drzwi pędziła Shila, czyż to nie cudowne stworzenie?
Przez dobrą chwilę zastanawiałem się czy to widmo czy może jakiś wredny żart, jednakże gdy pędząca z prędkością światła istota zatrzymała sie centralnie przed moim nosem, straciłem wszelkie nadzieje, że jest to wyłącznie sen. Z trudem wypuściłem powietrze, spuściłem łeb i wysiliłem się na uśmiech, spowity jednak czarną goryczą płynącą z oczu.
-Chciałbyś się może wybrać na spacer?- Shila wydała na koniec pytania dziwny i nieznany dotąd przez moje uszy dźwięk, przypominający warczenie złego królika.
-Nie...znaczy tak, jasne.- odparłem, przeklinając w myślach własne niezdecydowanie.
Jakieś 15 minut później byliśmy już za murami zamku i prowadziliśmy żywą dyskusję o naszym życiu przed dołączeniem do Wallachi, zakończoną salwą śmiechu. Shila zaczęła do mnie coś mówić, lecz wyłączyłem się w takim stopniu, że nie słuchałem dziewczyny, z której ust wylewał sie potok słów.
-...no i wiesz, a Ty wolisz czarne czy białe rękawice?-  Z jej pyska padło proste pytanie, lecz ja potrafię wszystko spaprać.
-Tak!- odpowiedziałem raźnie, próbując przypomnieć sobie wariant o który pytała i czy wymagał odpowiedzi wykraczającej poza 'tak' lub 'nie', niestety to było to drugie...

<Shila?>

384 słowa

Od Vlada

Od śmierci Elisabethy moje funkcjonowanie było dość mocno odchylone od normy. Właściwie nic nie jadłem, racząc się jedynie magicznymi eliksirami Merlina. Nawet spać nie mogłem normalnie. Nagle drzwi otworzyły się i wszedł przez nie Dracula.
- Wreszcie zastałem Cię samego.- Powiedział siadając na krześle naprzeciwko mnie.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać, pomóc Ci. Sam straciłem żonę, tyle że moja Elisabetha zabiła się sama, na moich oczach. Skoczyła z wieży Poenari do rzeki, do Argeșu. Nie miałem nawet czego pochować bo jej ciało zabrała rzeka...- Wampir zająknął się i spojrzał na mnie.
- Musisz pamiętać Vlad, że Elisabetha tak naprawdę wciąż tu jest. Jest w sercu twoim, jest w sercach waszych dzieci, waszych poddanych. Musisz być silny dla niej. Nie będę mówił Ci, że ból kiedyś minie, bo wcale tak nie będzie... Nigdy... Twoje serce będzie krwawić aż do twojej śmierci. Staraj się jednak żyć tak, by twoja żona mogła pochwalić się tam na górze swoim mężem. By potomni mogli nazywać was najlepszymi władcami jakich miała ta ziemia.- Dracula uśmiechnął się smutno po czym spojrzał na drzwi.
- Ktoś chce z tobą porozmawiać.- Stwierdził po czym podszedł do okna i przemienił się w sowę i odleciał. W tym samym momencie w drzwiach pojawiła się Shibu.
- Mogę Ci w czymś pomóc córko?- Zapytałem ledwie powstrzymując łzy, które znowu zaczęły cisnąć mi się do oczu.
<Shibu?>

Od Rin CD Vlada

Ukłoniłam się umiarkowanie, po czym wyszłam z sali tronowej, by móc jak najszybciej przygotować się do podróży. Chciałam wyruszyć wręcz natychmiast, by mieć mnóstwo czasu na przeprowadzenie odpowiedniego planu. Wskoczyłam jak oparzona do mojej komnaty i błyskawicznie chwyciłam moim zdaniem niezbędne rzeczy. Przez ramię przerzuciłam sobie skórzaną torbę średniej wielkości. Spakowałam do niej niewielki sztylet na wszelki wypadek, a także kawałek szmaty, który mógł posłużyć jako knebel. Omiotłam wzrokiem komnatę poszukując innych bardziej przydatnych rzeczy, a moje spojrzenie zatrzymało się przez dłuższą chwilę na niewielkiej komódce, właściwie prototypie szafki nocnej. Przez chwilę patrzyłam na nią, zastanawiając się czy rzeczywiście coś z niej mi się przyda. Po dłuższym rozmyślaniu podeszłam do niej, otworzyłam najmniejszą szufladkę i wyciągnęłam średniej wielkości flakonik, w którym znajdował się prawie przeźroczysty płyn, jednak o lekkim zielonym zabarwieniu. Zdmuchnęłam cienką warstwę kurzu, która zgromadziła na szklanym naczyniu. Zacisnęłam dłonie na pojemniku tak mocno, że zdziwiłam się, że nie pękł. Ogarnęła mnie ponowna fala nienawiści do sułtana. Schowałam flakonik do torby i zdecydowanym krokiem wyszłam z komnaty. Szybkim truchtem wypadłam z zamku, nie mówiąc nikomu o celu mojej podróży. Podobnie jak wcześniej - wskoczyłam na pierwszy lepszy wóz, który akurat jechał w stronę Imperium Osmańskiego. Nie odzywałam się po drodze, po prostu liczyłam sekundy, który minęły od czasu mojej niespodziewanej wizyty na wozie.
***~***
Dokładnie dziesięć tysięcy i osiemset sekund zajęła mi droga do terenów znajdujących się na terenie Imperium. Czyli w przybliżeniu trzy godziny. Ulotniłam się z wozu równie szybko, co tam wsiadłam. Pobiegłam na dwór Mehmeda, a gdy tam dotarłam, strażnicy chyba rozpoznali we mnie dawną... oblubienicę sułtana i natychmiast mnie wpuścili. Gdy przekroczyłam próg nie mogłam uwierzyć. Nic się nie zmieniło. Mehmed nawet nie kazał nosić żałoby. Zginął jego ojciec, bracia i siostry, synowie i córki, dowódcy i żołnierze, a ten idiota nawet nie rozpacza?! Żałość... Szybko przemierzyłam korytarz i odnalazłam drzwi do pralni, gdzie miałam nadzieję spotkać wilczycę imieniem Elif. Zapukałam kilkakrotnie do drzwi, które po kilku sekundach się otworzyły i ujrzałam kogo chciałam zobaczyć. Na twarzy Elif pojawiło się najpierw zdziwienie, potem zaciekawienie a na końcu coś podobnego do ulgi.
- Potrzebuję pomocy, a ty mi pomożesz, dobrze? - mówiłam cicho, kompletnie bez ładu i składu, starając się, by tylko Elif mnie usłyszała. Ona pokiwała głową, więc pochyliłam lekko głowę i wytłumaczyłam cały plan, jaki miałam wcześniej obmyślony w głowie. Gdy skończyłam, odsunęłam się i popatrzyłam na wilczycę. W jej oczach widniał wyraz niemej zgody, co natychmiastowo powiększyło szanse powodzenia mojej misji. Uśmiechnęłam się lekko i wycofałam z prowizorycznej pralni. Chciałam zrobić to wszystko jeszcze dzisiaj, by jeszcze dzisiaj wrócić do zamku, by jeszcze dzisiaj rozkoszować się cierpieniem Mehmeda. Szybko odnalazłam komnatę sułtana, która przecież znajdywała się w tym samym miejscu co poprzednio. Tym razem strażnicy nie musieli nawet na mnie patrzeć, po prostu rozejrzałam się, że cały korytarz się wyludnił, a potem zapodałam mocne ciosy w obie skronie. Otworzyłam drzwi do komnaty, nie zważając na panujące tutaj totalitarne zasady. Mehmed, zresztą jak zawsze, siedział i pił, nie zwracał uwagi na to, ze jego strażnicy prawdopodobnie nie żyją.
- Moja Hatsune Miray... Ta sama, po której wizycie mój Radu nagle zniknął. A potem znajduję go na dworze Vlada III... Czyżby moja Hatsune pomyślała, co zdarza się dosyć rzadko, jak wynika z mojej obserwacji? - o nie, tego już za wiele. Roztrzaskał mi serce na miliony kawałków, za pomocą swojego brata zabił królową państwa, które kocham, a teraz nic sobie z tego nie robi? W międzyczasie, gdy Mehmed podszedł do mnie, furia zawładnęła moim umysłem i nie myślałam jasno. Niemalże rzuciłam się na sułtana, przygważdżając go do ziemi.
- Zniszczyłeś wszystko... Zabiłeś moją jedyną rodzinę... Zabiłeś królową, pod której byłam rozkazami... - mówiłam z trudem, ciężko dysząc, nadal trzymając całą swoją siłą sułtana przy podłodze.
- Nie ja ich zabiłem. Zabili ich dowódcy - powiedział Mehmed, jakby nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Wtedy straciłam jakąkolwiek cierpliwość.
- Ale oni byli pod twoimi rozkazami! - krzyknęłam i uderzyłam wcześniej podniesioną głową sułtana o kamienną posadzkę. Sułtan żył, ale stracił przytomność. Mimo, iż byłam pewna, że w najbliższych godzinach się prawdopodobnie nie obudzi, i tak dla pewności wlałam mu do gardła jedną czwartą zawartości mojego tajemniczego naczynia z zielonkawym płynem. Spokojnie, to nie jest arszenik, ani inna trucizna. Po prostu wyjątkowo silne zioła nasenne, pomieszane w jakimś wywarem, który sprawiał, że ktoś, kto wypił eliksir spał długo i nawet największy hałas nie byłby w stanie go obudzić. Moja ostatnia pamiątka po rodzinie. Złapałam sułtana za klatkę piersiową i zaczęłam go ciągnąć w stronę wyjścia, gdzie zgodnie z planem czekała Elif z jakimś koszem. Wilczyca pomogła mi wrzucić nieprzytomne ciało sułtana do owego kosza, przykryła je prześcieradłami i poszewkami, a potem biegiem wyszła z zamku. Nie dziwiłam się jej, żyła w ciągłym strachu, a taki poniekąd zamach na sułtana był dla niej czymś po prostu nierealnym.
***~leniwy time-skip o kilka godzin czyli do czasu, kiedy dwie bohaterki trafiły z powrotem do domu~***
Otworzyłam ciężkie drzwi sali tronowej. Miałam nadzieję, że Vlad, mimo późnej pory, nadal tam siedzi. Elif ciągnęła nieprzytomnego Mehmeda, a gdy w końcu przekroczyłyśmy próg, opuściła jego ciało na posadzkę. Spadł głęboko, miałam wrażenie, że nie obudzi się przez następne dwie godziny... Mam nadzieję, że nie przesadziłam z dawną substancji usypiającej?
- Panie, melduję, że żywy Mehmed II znajduje się obok nas. - powiedziałam patrząc na króla. Ten posłał pytające spojrzenie w stronę Elif, a jej obecność chciałam natychmiast wyjaśnić - To jest Elif, bardzo mi pomogła w uprowadzeniu sułtana... - powiedziałam szybko, ale również niepewnie.

<Vlad?>

913 słów

Od Chucka

Leżałem na łóżku w mojej komnacie i próbowałem sobie przypomnieć co miałem zrobić, ale przypomnieć nie mogłem. W końcu to mnie znudziło. Nagle naszła mnie chęć żeby zrobić coś, co wymaga dużo odwagi. Przypomniałem sobie śmierć królowej, przez którą wszyscy płakali oprócz mnie. Za bardzo mnie to nie wzruszało. Powracając do poprzedniego tematu, chciałem to otworzyć. Wszedłem więc na balkon, z którego spadła Elisabetha. Popatrzyłem w dół, na dole stał wóz z sianem.
- Spadnę prosto w siano. - pomyślałem, jednak nie zauważyłem, że wóz jest doczepiony do koni które właśnie miały jechać. Kiedy spadałem konie ruszyły, zobaczył to jakiś wilk i krzyknął do właściciela koni:
- Stop!! - bryczka się zatrzymała i wylądowałem na sianie.
- Czy ci odbiło?! - krzyknął ten wilk.
<Andrei Gales?>

Od Shili

Chodziłam w kółko po mojej komnacie. Myślałam o wygranej wojnie i o śmierci królowej. Popatrzyłam na zegarek. Akurat przyszła pora na kolację. Zajrzałam na korytarz, nikogo tam nie było. Powoli szłam w stronę jadalni. Nałożyłam sobie kompletnie losowe potrawy. Rozejrzałam się po jadalni w poszukiwaniu wolnego miejsca. Usiadła do stolika stojącego po mojej lewej stronie. Z jedzeniem się nie spieszyłam. Po krótkim czasie wstałam i zaniosłam pusty talerz do kuchni. Wyszłam z jadalni i rozejrzałam się po korytarzu. Kiedy szłam z powrotem do komnaty, zauważyłam biegnącego psa w moją stronę. Biegnąc przewrócił mnie, zaczęłam się turlać po podłodze. W końcu zatrzymał mnie jakiś pies.
- Nic się nie stało? - zapytał podając mi rękę, żeby mogłam wstać.
- Nie, wszystko w porządku. Dzień dobry, jestem Shila. - przedstawiłam się oczyszczając ciało z kurzu.
<Yinave Armentu?>

Od Shili Cd Vlad

Po zakończeniu przemówienia król wrócił do swoich obowiązków, a ja poszłam do mojej komnaty. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Byłam bardzo podobna do mojej matki. Zaczęłam o niej myśleć, bez płaczu. Już dawno pogodziłam się z tym że ona nie żyje, jednak nadal odczuwałam żałobę. Wyciągnęłam z szafki miecz. Popatrzyłam na niego i przejechałam po nim dłonią. Ten miecz zawsze kiedy byłam w złym humorze, mówił mi żeby się nie poddawać. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Odłożyłam broń na miejsce. Chciałam ponownie spotkać się z królem. Zajrzałam na korytarz, nikogo tam nie było. Powoli poszłam do biura króla. Kiedy zapukałam do drzwi usłyszałam:
- Proszę! - i weszłam. Zastałam tam króla.
- Dzień dobry Panie, przepraszam jeżeli przeszkadzam, chciałabym też przeprosić za tamto poprzednie nasze spotkanie. - powiedziałam patrząc na króla.
Vlad?

sobota, 12 maja 2018

Od Vlada Cd Shila

Ona płakała, płakała mimo że nie znała mojej żony, mimo że prawdopodobnie nigdy nie doświadczyła jej dobroci. Wstałem z tronu i podszedłem do wadery.
- Nie płacz. Czas na płacz przyjdzie później... Oficjalnie nikt jeszcze nic nie wie... Na razie ciesz się zwycięstwem w wojnie, później, gdy śmierć królowej zostanie oficjalnie ogłoszona wszyscy będą mogli ją opłakiwać... - Powiedziałem po czym podałem jej chustkę. Wilk zajął się już przygotowaniem przemowy do naszych poddanych więc mnie pozostało już jedynie rozpaczanie. Nagle do sali tronowej wszedł Merlin niosąc jakiś kielich.
- Przysłał mnie Gales panie...  Wypij to a poczujesz się lepiej, na tyle, na ile będzie to możliwe w obecnej sytuacji.- Powiedział samiec podając mi kielich. Szybko wypiłem jego zawartość mając nadzieję, że ból jaki czułem w piersi chociaż trochę ustąpi. Po chwili przyszedł Wilk z przemową.
- Musisz ty to powiedzieć Vlad...- Wyszeptał podając mi kartkę. Szybko przeczytałem jej zawartość i oddałem doradcy.
- Jednak sam to powiem.- Stwierdziłem po czym otarłem oczy skrajem płaszczu i ruszyłem na dziedziniec. Kiedy tam dotarliśmy wszedłem na podwyższenie i spojrzałem na zgromadzony tłum.
- Moi poddani... Dzisiejszego dnia nic nie powinno zakłócać naszej radości z zwycięstwa odniesionego nad wojskami sułtana. Niestety dziś radość miesza się z goryczą. Moja żona, królowa Elisabetha została zamordowana, brat sułtana Mehmeda II, Hasan, zepchnął ją z wieży usiłując upozorować jej samobójstwo... Pogrzeb królowej odbędzie się za trzy dni, żałoba potrwa około miesiąca.- Powiedziałem i spuściłem głowę. Z moich oczu znowu zaczęły płynąć łzy. Spojrzałem na moich poddanych, którzy momentalnie ucichli. Radość się skończyła, zastąpił ją żal. Wszyscy wpatrywali się we mnie, część z zgromadzonych zaczęła płakać. Minął dopiero rok, a oni już zdążyli ją pokochać. Czyż nie o tym mówił mój ojciec? Król, hospodar jest dobrym ojcem, który troszczy się o swój lud, zapewnia mu bezpieczeństwo a jego żona, królowa jest dla narodu matką, która ociera łzy swych dzieci. Elisabetha jako jedyna z znanych mi władczyń okazała się prawdziwą matką dla wszystkich naszych poddanych, nikogo nigdy nie odrzucała.
Shila?

Od Vlada Cd Amane

- Nie, dziękuję Amane. Bardzo bym chciał jednak nie jestem w stanie wziąć nic do ust.- Powiedziałem spoglądając na waderę. Merlin od pogrzebu Elisabethy zaczął raczyć mnie jakimiś eliksirami, dzięki którym byłem w stanie funkcjonować w miarę normalnie jednak po ich zażyciu nie mogłem nic jeść ani pić.
- Dziękuję, że zajęłaś się Kodragiem. W lesie znaleziono truchło, które było jedną z jego ofiar. Całe szczęście nie był żadnym z członków sfory... - Nie byłem w stanie powiedzieć nic innego. Kiedy jeszcze na wojnie dowiedziałem się, że Amane prawie sama zabiła stwora zdecydowałem się porządnie ją pochwalić jednak teraz nie miałem do tego głowy.
- Potrzebny mi poseł.- Powiedziałem w końcu wyznając prawdziwy cel mojej wizyty.
- Potrzebuję kogoś, kto pojedzie na dwór naszego sąsiada, króla Osváta Szilágyi de Horogszeg i pozna cel zwołania spotkania wszystkich władców. Nie podoba mi się to, co się dzieje. Podejrzewam, że znowu chcą pozbyć się jakiegoś przeciwnika. Poprzednim razem byłem to ja, był to nasz kraj. Jednak teraz widzą, że wcale nie jesteśmy tak słabi jak myśleli. Potrzebny mi jest ktoś zaufany, kto zrobi wszystko by poznać jakie zagrożenia czekają na nas na dworze Osváta. Mam stawić się tam w towarzystwie moich najstarszych synów, którzy również otrzymali zaproszenia. Nie ruszę tam jeśli nie będę wiedział, że jest to bezpieczne. Nie zostawię Wołoszczyzny na pastwę tych pazernych łotrów. Dlatego przyszedłem do Ciebie. Chcę, żebyś to ty była moim posłem.
<Amane?>

Od Vlada Cd Rin

W końcu ktoś, kto nie próbuje na siłę zapewniać mnie o tym, że któregoś dnia o wszystkim zapomnę i wtedy wszystko będzie jak dawniej. Poza Rin jeszcze jedynie Shibu potrafiła powiedzieć coś sensownego. Gales, Wilk i Krystian byli jeszcze mniej rozmowni niż zazwyczaj, mówili jedynie, że pewnego dnia podniosę się, tak jak powinien zrobić to smok. Cała reszta zapewniała mnie że któregoś dnia wszystko będzie jak dawniej...
- Idź Rin... Idź i pokaż Mehmedowi, co spotyka tych, którzy odważyli się podnieść dłoń na coś, co należy do mojego kraju. Daję Ci wolną rękę, co do tego, co stanie się z Mehmedem w czasie podróży, ma jedynie przybyć tu żywy.- Powiedziałem po czym wstałem z tronu i ruszyłem w stronę skarbca. Wszedłem do niego i przyjrzałem się półkom. Wszędzie było pełno złotych monet a w centralnym punkcie na rzeźbionym filarze spoczywała czerwona poduszka z dwoma koronami. Wziąłem do rąk mniejszą, srebrną, którą wykonali najlepsi złotnicy rok temu. Dano jej zaledwie rok, rok, który w większości spędziła na pomocy naszym poddanym. Nie ona powinna zginąć. Ona przecież nikogo nie skrzywdziła... Odłożyłem koronę z powrotem na miejsce i ruszyłem w stronę komnaty. Wszędzie rozwieszono już czarne zasłony i zakryto gobeliny czarnymi tkaninami. W końcu doszedłem do swojej komnaty, przed którą czekał na mnie jeden z moich doradców.
- Panie... Król Osvát Szilágyi de Horogszeg przysłał posła z zaproszeniem na swój dwór.
- Nie wie, że moja żona nie żyje?- Warknąłem na co Gales jedynie wzruszył ramionami.
- Król zwołuje spotkanie wszystkich władców. Podejrzewam, że będzie starał się wydać córkę, za najlepszego kandydata. Dawniej zapewne byłby to Mehmed, jednak teraz... Teraz najpotężniejszy jesteś ty... - Mruknął spoglądając na mnie.
- Zobaczymy. Na razie mam zamiar złączyć nowe państwo w całość, co będzie potem zobaczymy.- Mruknąłem i wszedłem do komnaty. Miałem ochotę jedynie porządnie się upić i zapomnieć o wszystkim, jednak wiedziałem, że Elisabetha nie pochwaliłaby tego... Muszę żyć dla mojego ludu, mimo że moje serce zostało rozerwane...
<Rin?>
323 słowa

Od Shili

Dziś skończyła się wojna, którą wygraliśmy. Widziałam jak uczestniczy bitwy wjeżdżali na koniach do zamku. Na czele jechał generał armii, za nim dowódcy. Wszyscy hucznie ich witali. Nagle generał zsiadł z swojego konia i podszedł do kogoś.
- Gdzie moją żona? - zapytał się. Najwyraźniej zauważył że jej tu nie ma.
- Panie... - nie chciał odpowiedzieć. Może coś się stało dla królowej? Jeszcze nic na ten temat nie wiedziałam.
- Gdzie?! Coś się stało? - zrobił zmartwioną minę.
- Panie... - dalej nie chciał nic mówić. Wtedy król stracił cierpliwość. Szybko pobiegł w kierunku drzwi do pałacu. Kiedy biegł przewrócił mnie. Upadłam na ziemię. Wstałam i pogłaskałam ręką głowę, trochę mnie bolała. Podszedłam do tego samego samca do którego, podszedł samiec Alfa.
- Co się stało z królową? Jestem tu nowa, dlatego jeszcze nic nie wiem. - zapytałam się.
- Ona nie żyje... - westchnął. Po moim policzku poleciała łza, potem druga. Współczułam. To przecież okropne. Pół godziny później postanowiłam pójść do króla. Przed drzwiami zobaczyłam straży, którzy stali na baczność. Otworzyłam jedno skrzydło drzwiowe. Weszłam do sali tronowej, siedział tam na tronie król.
Wpatrywał się w ścianę, mrugając przy tym oczami. Po jego twarzy płynęły jeszcze łzy. Ukłoniłam się i powiedziałam:
- Dzień dobry Panie, współczuję. Też kiedyś straciłam bliską mi osobę. To okropne uczucie. - spojrzałam na niego, wyglądał jakby wogule nie zauważył mojej obecności.
- Ale to przejdzie prędzej albo później. Nie może pan się poddawać. - kontynuowałam. Coraz bardziej płakałam. Nawet nie znałam tej osoby, ale czułam się jakby ją kochałam, jakby była moją matką. W końcu po długiej chwili mojego płaczu król popatrzył na mnie i powiedział:
<Vlad?>

Shila

Znalezione obrazy dla zapytania stock-photo-snowy-wolf-stands-in-beautiful.jpg
Imię: Trudno powiedzieć. Wszyscy różnie ją nazywają. Rodzice nazwali ją Shila, i w sumie można powiedzieć że to jej imię.
Skróty: Jaki leń skracał by imię Shila? Niektórzy nazywają ją Twilight albo Light. A czy ma jakieś skróty? Raczej nie. Rodzeństwo nazywało ją pieszczotliwie Shilcią.
Data urodzenia: Tego nikt dokładnie nie wie. Shila twierdzi że urodziła się 12 maja.
Wiek: Ta oto młoda samica ma około 4 lata.
Płeć: Po charakterze można pomyśleć że jest to samiec. Jednak jest to nieprawda Shila samicą, a właściwie waderą.
Stanowisko: Malarz
Charakter: Jej serce z zewnątrz jest zabezpieczone metalem i żelazem, trudno jest je otworzyć. W środku jednak jest miękkie i delikatne. Ceni honor i odwagę. Niczego się nie boi. Niesie pomoc potrzebującym. Jest szczera, można jej zaufać. Lubi podejmować wyzwania. Jak wbiję się jej coś do głowy, musi to wykonać. Nawet gdyby wydawało się to nie możliwe. Wobec innych jest miła i sympatyczna. Ciężko jest wyprowadzić ją z równowagi. Kiedy już się wkurzy, próbuje się opanować, albo po prostu atakuje osobę która ją zdenerwowała. No ale czy ona w ogóle może być smutno i wzruszona? Jak już mówiłam, jej serce tak naprawdę jest bardzo delikatne. Często z jej,oczu lecą łzy.
Rodzina:

  • Shima - Ukochana mama. Niestety już nie żyje. Zamordował ją jej własny mąż.
  • Stone - Okrutny, bezlitosny ojciec. To właśnie on zabił matkę Shily.
  • Bracia:
  • Puc - najstarszy z rodzeństwa. Jest bardzo inteligentny i mądry. Opiekuje się swoim rodzeństwem.
  • Bursztyn - Jego kolor sierści jest podobny do bursztynów, dlatego nosi takie imię. Lubi się bawić. Jest bardzo rozrywkowy.
  • Mikado - Różnie go nazywają, rodzeństwo mówi na niego Mik. Jest najmłodszy. Przez mamę był bardzo rozpieszczany.

Zakochana w: Zakochała się jeden raz w basiorze imieniem Lord. Jednak on jej nie chciał. Od tamtej pory nie zakochała się ani razu. Kto wie, może kiedyś przyjdzie do niej jej rycerz na białym koniu?
Partner: Brak, szkoda.
Ex: Jak już mówiła zakochała się kiedyś w Lordzie.
Potomstwo: Niestety ale na razie brak. Shila o tym marzy.
Apyracja:

  • Rasa: Wilk, najczystszej krwi.
  • Wysokość: 65 cm.
  • Waga: 35 kg.
  • Wysokość po przemianie: 175 cm
  • Cechy szczególne: Blizna w okolicach piersi.
  • Wygląd zewnętrzny: Kolor oczu: piwny lub brązowy, jak kto woli. Smukła sylwetka. Kolor sierści: brązowo, szaro, biały. Długie, smukłe nogi, dziekim którym Shila szybko biega.
  • Głos: Zara Larsson

Historia: Shila przyszła na świat w okolicach Wallachia Dogs w jaskini. Kochała swój dom i rodzinę. Była jedyną waderą z rodzeństwa, ale żaden z braci nie traktował ją źle. Lubiła się bawić z nimi, najbardziej z Bursztynem. Uczyli ich tata i mama, głównie polowań i zielarstwa. Kiedy Shila miała jakieś trzy lata, jej ojciec zabił swoją żonę, a matkę Shily. Czemu to zrobił? Podobno wypił za dużo jakiejś mikstury i coś go opętało. I tak wcześniej czy później by to zrobił, ponieważ w jego rodzinie jest taka tradycja. Chciał też zabić nas, jednak Shila z swoimi braćmi uciekła. Postanowili się rozdzielić. Każdy poszedł w swoją stronę. W taki oto sposób Shila odnalazła sforę.
Autor: Mały Słodki Kuc

Od Rin CD Vlada

Jeszcze trochę, jeszcze kilka metrów. Jeszcze kilka sekund. Dowiem się czy będę mogła ostatecznie pomścić wszystkie ofiary tego rozlewu krwi, czy w końcu mogę w spokoju mieć żałobę. Minęło kilka dni, lecz ja wciąż nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Wszyscy dowódcy pozbawieni życia, a moja siostra w jakimś stopniu pomszczona. Pierwszy raz po jej śmierci odczuwałam emocję, łudząco podobną do radości. Ale bym mogła odczuć pełną ulgę, muszę w jakimś stopniu przyczynić się do najważniejszego sprawcy jej śmierci. Szybko weszłam do sali tronowej, nie zważając na to, że strażnicy patrzyli się na mnie wręcz jak na idiotkę. No cóż, pewnie musiałam trochę dziwnie wyglądać, gdy tak spieszyłam się do króla taranując wszystko i wszystkich po drodze. Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się w hukiem, a mój wzrok szybko omiótł salę. Niedawny zwariowany uśmiech i obsesyjnie szalone ogniki w brązowych oczach nagle zniknęły, przeminęły zresztą jak wszystko. W sali tronowej nie było cieszących się wilków i psów, którzy w końcu mogą odetchnąć po zakończonych walkach. W ogóle nie było żadnych psów i wilków. Był tylko król, który zdaje się nie zwracał uwagi na nic innego poza swoim własnym, wyimaginowanym światem. Przymknęłam cicho drzwi i przez chwilę wpatrywałam się w sylwetkę Vlada. Nie podniósł wzroku, nawet się nie ruszył.
- Panie? - odezwałam się, gdy moja obecność przez dłuższy czas nie została dostrzeżona. Basior lekko drgnął, jakby zastanawiając się czy może spokojnie opuścić swój świat i powrócić do spraw przyziemnych. Chwilę później podniósł na mnie wzrok, a ja zobaczyłam w nim cały ból tego świata, ten cały ból jaki został mu zadany, ten cały ból, który musiał do tej pory dźwigać jak brzemię. Ujrzałam cierpienie, ujrzałam chęć zemsty i również rozpacz. Jego oczy lśniły, były wręcz mokre od łez, a na twarzy wciąż miał widoczne ślady po spadających łzach. Dobrze znałam ten widok. Zbyt dobrze. Wiedziałam o co chodzi... Przecież byłam na pogrzebie królowej Elisabethy. Dla mnie również to jest strata, no bo w końcu to królowa, która nie była stereotypową królową.  Każda władczyni ma w sobie jakąś część pychy bądź dumy. Elisabetha tego nie miała. Westchnęłam i powoli oraz ostrożnie podeszłam do Vlada i przysiadłam jakieś dwa metry od niego. Zupełnie jak niegdyś, zaczęłam szukać odpowiednich słów, które mogłyby chociaż trochę oddać powagę sytuacji.
- Rozumiem co czujesz, panie... - zaczęłam. Postawiłam na oklepane stwierdzenie, które moim zdaniem jako jedyne nadawało się do upowszechnienia - Znasz historię moją i Reiko. I muszę powiedzieć, że czułam to samo co ty, nawet długo po tamtym zdarzeniu. Nie będę ci mówić, że wszystko będzie dobrze, wspaniale i tak jak dawniej, ponieważ to jest największe kłamstwo jakie słyszałam. Mogę ci tylko powiedzieć, że ten stan ci minie. Nie wiem kiedy, ale minie. A ty musisz zrobić wszystko, by to nastąpiło jak najszybciej. Nie mówię, żebyś zapomniał, ale żebyś uniknął tego, czego ja nie zdołałam. Jeżeli nie dla siebie, to dla swoich dzieci, swojej rodziny, poddanych, a także dla królowej Elisabethy. Jestem pewna, że ona nie chciałaby, żebyś trwał w takim stanie. Wiem, że łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale chociażby spróbuj. Jeżeli potrzebujesz pomocy, to nie wahaj się o nią prosić. Nie myśl, że to nie przystoi. Proszenie o rozmowę lub pomoc jest rzeczą naturalną. I jeszcze jedno... twoi poddani służą ci również radą. Oni ci pomogą, jeśli o to poprosisz. I mogę cię zapewnić, że zrobimy wszystko co w naszej mocy, by pomóc - zakończyłam. Vlad nie ruszał się, ale wiedziałam, że uważnie mnie słucha. Wstałam i stanęłam naprzeciwko niego - Wiem, że pragniesz śmierci Mehmeda. Ja również przysięgałam śmierć jemu i całej jego rodzinie. Obiecałam, że pomogę, więc jestem gotowa wyruszyć do niego. Znam drogę lepiej niż inni, a w sercu noszę nienawiść większą niż inni potencjalni posłowie. Znam tam osobę, która jest gotowa mi pomóc. Osobiście dopilnuję, by sułtan dotarł na zamek żywy, by był na twojej łasce i niełasce. Panie, pozwól mi wyruszyć na jego dwór. - postanowiłam poprosić o rzecz, której pragnęłam bardziej niż kiedykolwiek. Patrzyłam z niecierpliwością na Vlada, który jakby rozważał moją propozycję.

<Vlad?>

665 słów

piątek, 11 maja 2018

Od Amane CD Vlad

Vlad życzył nam wszystkim powodzenia i po chwili zniknął. Żałowałam, że zamiast brać udział w wojnie, musiałam zajmować się zupełnie czymś innym. Jednak Kodrag w pobliżu sfory to także było ogromne niebezpieczeństwo. Obejrzałam się po swoich towarzyszach.
-Zrobimy tak: pójdziemy teraz po wszelaką broń, którą możemy ze sobą zabrać. Następnie dojdziemy jak najciszej do miejsca, gdzie ostatni raz widziałam to stworzenie. Potem, jeśli go tam nie będzie, podzielimy się na mniejsze grupki i go poszukamy. Wszystko na razie jasne?-spytałam, patrząc uważnie po twarzach towarzyszy. Wszyscy pokiwali ze zrozumieniem głowami.
-Mam tylko nadzieję, że to prawdziwe zagrożenie, a nie tylko czyjeś wymysły czy wybujała wyobraźnia-odezwał się jakiś wilk. Nie mogłam puścić tego przytyku mimo uszu, o nie, ja nie należałam do takich osób. Rzuciłam temu osobnikowi jedno groźne spojrzenie, co wystarczyło, aby się uciszył. Ruszyliśmy do lasu. W miarę jak się zbliżaliśmy, wszyscy robili się coraz bardziej spięci i nerwowo rozglądali się dookoła. W końcu doszliśmy do miejsca, gdzie widziałam tego stwora. Jego ohydna woń nadal unosiła się w powietrzu, ale samej bestii nigdzie nie było widać. Zgodnie z planem rozdzieliliśmy się więc na mniejsze grupy. Zaczęliśmy powoli i uważnie przeczesywać las. Moimi towarzyszami zostały jakieś dwa wilki i wadera. Przynajmniej nie musiałam przebywać w towarzystwie tego śmieszka. Skupiłam się na wykonaniu zadania, czyli znalezieniu Kodrega. Jak na złość wydawało się jednak, że stwór wyparował. Po około godzinie poszukiwać nadal nikt niczego nie znalazł.
-Odpocznijmy-rzekła wadera, siadając w cieniu jednego z drzew. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale reszcie widocznie przypadł do gustu, bo sami zaraz znaleźli sobie miejsca do odpoczynku. Westchnęłam z rezygnacją, ale i zniecierpliwieniem. Kodreg właśnie gdzieś tam mógł sobie buszować, a my odpoczywaliśmy, zamiast go szukać.
-Powinniśmy skupić się na poszukiwaniach Kodrega-powiedziałam.
-Wyluzuj, trochę odpoczynku nie zaszkodzi-powiedział wilk.
-To nasz obowiązek-odparłam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Po tym, jak już straciłam wszystko, całą rodzinę, zostały mi tylko obowiązki. Dlatego właśnie obiecałam sobie w pełni się im poświęcić. Zwróciło mi się to w ten sposób, że udało mi się zostać deltą, a to już coś. Skoro zaś zajmowałam to stanowisko i dodatkowo miałam dowodzić tym oddziałem, to oni musieli mnie słuchać. Nie widząc jednak żadnej reakcji z ich strony, podeszłam najpierw do wadery.
-Wstawaj-syknęłam, mrużąc oczy. Wilczyca zerwała się na nogi natychmiast. Spojrzałam na pozostałą dwójkę, która niechętnie zaczęła się zbierać. Nagle powietrze przeszył straszny krzyk. Wszyscy naraz spojrzeliśmy po sobie, a zaraz potem rzuciliśmy się biegiem w stronę, z której dochodził hałas. Po kilkunastych minutach nieprzerwanego biegu wypadliśmy na małą polanę. Znajdowało się na niej kilku członków oddziału. Stworzyli koło, odcinając drogę ucieczki rozjuszonemu Kodragowi. Widziałam jednak, że moi towarzysze nie potrafią się zgrać i tylko odganiają od siebie nawzajem dziką bestię.
-Zaatakujcie go naraz!-zawołałam. Zaraz też chciałam rzucić się do atakowania stwora, ale w pojedynkę było to zbyt niebezpieczne. W porę się zatrzymałam. Zauważyłam, że Kodreg został już dość mocno poraniony, ale to go tylko bardziej rozwścieczyło. W pewnym momencie potwór ruszył pędem na jedną z samic. Był niczym pocisk, którego nic nie mogło powstrzymać. Niewiele myśląc, działając tylko i wyłącznie pod wodzą instynktu, doskoczyłam do najbliżej stojącej osoby i wyrwałam jej z ręki broń, którą był łuk. Zaraz też wystrzeliłam z niego strzałę w kierunku bestii. Wbiła się gładko w jego kark, ale to było za mało. Zwierz tylko ryknął wściekle i skierował się w moją stronę. W tamtym momencie zupełnie nie myślałam. Wyrwałam właścicielce łuku jeszcze kilka strzał. Nie protestowała, zbyt zajęta wycofywaniem się i obserwowaniem wściekłego Kodrega. Te zwierzęta same w sobie były straszne, a co dopiero, kiedy rozwścieczone pędzą wprost na ciebie! Wystrzeliłam kolejną strzałę, która trafiła bestię w szyję, ale ta zachowała się, jakby nawet tego nie poczuła i dalej biegła w moją stronę z niezwykłym uporem. Przełknęłam ślinę i wystrzeliłam jeszcze jedną strzałę, która trafiła bestię w pobliżu tchawicy. Ta jednak dalej biegła w moją stronę. W myślach zaczęłam żegnać się z życiem. Kiedy zwierzę było już blisko mnie, niewiele myśląc, zamachnęłam się i przywaliłam stworowi łukiem, wkładając w to całą swoją siłę. Usłyszałam cichy trzask i zamknęłam oczy, gotowa na śmierć. Zaraz jednak skarciłam się w myślach za takie tchórzostwo i otworzyłam je, nie chcąc okazać śmierci strachu. Nic się jednak nie wydarzyło. Wszyscy patrzyli na mnie z mieszanką podziwu i niedowierzania. Dopiero po chwili zauważyłam próbującego wstać Kodrega. Z jakiegoś powodu nie mógł jednak się podnieść i tylko rzucał się wściekle, czym sprawiał sobie większy ból.
-Jak?-spytałam cicho. Nikt oczywiście nie usłyszał mojego pytania. Doszłam do wniosku, że poszczęściło mi się jak nigdy. Nagle jeden z moich towarzyszy wyszedł przed szereg i szybko dobił Kodrega, zatapiając w jego ciele ostrze. Nikt nic nie powiedział przez bardzo długi czas.
-Zabieramy go ze sobą. Weźcie go-powiedziałam do dwóch wilków, kiedy już odzyskałam nad sobą kontrolę. Mój rozkaz został posłusznie wykonany.
-Wracamy-powiedziałam, gdy już wszystko było gotowe. Przez całą drogę powrotną panowała absolutna cisza. Po dotarciu do zamku kazałam zanieść to coś do spiżarni. Sama zaś udałam się do swojego pokoju, aby wziąć kąpiel. Po tym wszystkim zasługiwałam na trochę relaksu. Potem już na szczęście przez cały dzień nie miałam zbyt dużo do zrobienia. Tak było właściwie przez kilka dni, aż do czasu zwycięskiego powrotu członków naszej sfory z wojny. To jednak spowodowało wiele różnych wydarzeń. Całą sforą wstrząsnęła wieść o śmierci królowej. To był ogromny cios dla wszystkich. Przez następnych kilka dni odbywały się egzekucję. Cały ten czas praktycznie nie widziałam alfy. Któregoś jednak dnia usłyszałam ciche pukanie do mojej komnaty.
-Już idę-powiedziałam i poszłam otworzyć drzwi. Zdziwiłam się ogromnie, kiedy ujrzałam po drugiej stronie Vlada.
-Witaj, alfo. Co cię tutaj sprowadza?-spytałam, po czym zdałam sobie sprawę, że nie wypada rozmawiać z tak ważną osobistością w drzwiach swojej komnaty.-Może wejdziesz na herbatę?-dodałem po chwili, niepewna, jak po tym wszystkim powinnam zachowywać się w towarzystwie alfy.
<Vlad?>

955 słów


Od Shibu cd Mirczy

Szczerze powiedziawszy pierwszy raz nie wiedziałam gdzie podziać oczy. Nie przygotowałam się na to, że się kiedykolwiek zakocham, tym bardziej ze wzajemnością, a tutaj taka niespodzianka. Skakałam oczami po całym pomieszczeniu, co jakiś czas zatrzymując się na moim bracie i ojcu.
-Zakochaliśmy się w sobie i chcielibyśmy prosić o błogosławieństwo naszego związku. - dokończyłam za Mircze, bo ten się trochę zaciął. Na znam, że nie żartujemy pokazałam ojcu dłoń na której widniał pierścionek. Vlad wyglądał na zadowolonego nowymi wieściami, a po chwili dostaliśmy to po co tutaj przyszliśmy, a nawet gratulacje od Vlada jak i Mihnei. Z namiotu wyszliśmy bardzo szczekliwi i cały dzień spędziliśmy razem na obrzeżach naszego obozu.

110 słów

Od Chucka Cd Rin

Po krótkim czasie talerze były już puste. Odniosłem razem z Rin brudne naczynia. Jak byliśmy, już po za jadalnią, Rin zaproponowała mi spacer po okolicy.
- Z przyjemnością. - odpowiedziałem, myśląc o tym jakie miejsca będziemy zwiedzać.
- W takim razie, najpierw chodźmy do... Może do saloniku. Co ty na to? - wadera zrobiła jeden krok na przód.
- Chodźmy! - i szliśmy przez korytarz w stronę drzwi, pomalowanych na czerwono. Kiedy otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się kominek, a przy nim mały stolik do kawy i fotel. Wszedłem do środka i zacząłem się rozglądać. Podchodziłem do mebli i je obwąchiwałem.
- I jak ci się podoba? - zwróciła się do mnie Rin po minucie ciszy.
- Wspaniale! Gdzie teraz idziemy? - odwróciłem się do niej i zamerdałem ogonem.
- Teraz zwiedzimy miejsce pełne książek, poustawianych na półkach. Można tam te książki czytać. Jak myślisz co to za miejsce? - zadała mi zagadkę do rozwiązania. Odpowiedź była prosta.
- Biblioteka! - czułem się jak, mały, wesoły, szczeniak.
Po kilku godzinach zwiedziliśmy już: salonik, bibliotekę, sale balową, balkon, zbrojownię, kuźnię, skarbiec, kaplicę, ogrody pałacowe i stajnie.
- Na dzisiaj koniec. - uznała Rin, kiedy wychodziliśmy z stajni.
- Dobranoc, ja idę spać. - ziewałem. Była już późno.
- Dobranoc, do jutra! - o dziwo Rin nie wyglądała na wyczerpaną. Poszliśmy do swoich komnat. Upadłem na łóżko i szybko zasnąłem.
<Rin?>

Elisabetha odchodzi!

black wolf
Elisabetha odchodzi, zamordowana podczas wojny przez Hasana, brata sułtana Mehmeda. Zgodnie z wolą zmarłej jej monety zostają rozdzielone w następujący sposób:
Po 1100 dla Vlada, Mihnei, Sorciera i Elheminy w formie eliksiru Immortalité
Dla jej szczeniąt, również adoptowanych po 402 monety. 
Żegnamy Cię Elisabetho,
królowo Wołoszczyny,
Administracja

Koniec wojny!

Wszem i wobec ogłaszamy zakończenie wojny. Do niewoli zostali wzięci wszyscy dowódcy, którzy następnie po rozkazie Vlada zostali wbici na pale. Aktywnością podczas wojny wykazali się:
Vlad III Palownik - 9 wrogów 
Rin Kagamine - 5 wrogów
Eddard Stark - 8 wrogów
Gabija - 1 wróg
Valentina - 1 wróg
Gales - 1 wróg
Krystian - 1 wróg
Mihnea - 1 wróg
Sorcier - 1 wróg
Shibu - 1 wróg
Peachy Woman - 1 wróg
Zmarła Reiko Kagamine wykazała się zabijając 4 wrogów.

Dziękujemy za aktywność, szczególnie Rin i Nedowi.
Administracja

Wojna


W związku z poważnymi napięciami między naszą sforą a Imperium Osmańskim sułtan Mehmed II wysłał swoją pięćdziesięcio tysięczną armię aby zmiotła Wallacha Dogs z powierzchni ziemi. Dowódcy jednak zostali zaskoczeni, ponieważ do obrony alfa wysłał czterdzieści tysięcy wojowników. Tym bardziej zdziwili się kiedy rozpoczęło się polowanie na oficerów...

Podział armii:
Generał: Vlad III Palownik
Dowódcy: Gales, Wilk, Krystian
Sierżanci: Corynth, Egle, Syriusz,  Mihnea
Adiutant: Peachy Woman, Rammstein, Ares, Ramzes
Chorąży: Sorcier
Posłańcy: Shibu, Rin Kagamine, Hypnos, Ryder
Medycy: Merlin, Lunaver, Gabija, Reiko Kagamine, Maybelline

Aby wziąć udział w wojnie należy napisać opowiadanie na min. 200 słów. Po akceptacji i zgodzie na zabicie/wzięcie do niewoli dowódcy wojsk wroga należy napisać opowiadanie na określoną liczbę słów.


~~~~Wrogowie~~~~

Wojna trwa do 13 maja lub do czasu zabicia/wzięcia do niewoli wszystkich dowódców wrogów. 

Od Shibu cd Vlada

Nie wiem ile tak stałam, byłam w kompletnym szoku. Wybudził mnie z niego dopiero głos mojego ojca.
- Jjja nie.. nie zabiłam go? - spytałam łamiącym się głosem. Nie chciałam mieć czyjejś krwi na swoich łapach. Nie ważne kim ten ktoś był. Nawet wroga nie chciałam już zabić, wystarczy mi mój własny brat.
- Spokojnie Shibu, jest tylko nieprzytomny. - odpowiedział Vlad. Tylko tyle usłyszałam, bo straciłam przytomność. Obudziłam się już w swoim namiocie z zabandażowanym bokiem.
-Będzie po tym blizna. - cicho westchnęłam. W obozie zostałam już do końca walk, zdążyłam się nawet w tm czasie zaręczyć. Siedziałam na polance wpatrzona w pierścionek od Mirczy i czekałam na rozkaz do wymarszu. Chciałam już wrócić do zamku, do matki i reszty stada. Tylko na tym mi teraz zależało, tym bardziej że po powrocie czekał nas ślub i wesele, czego szczerze nie mogłam się doczekać.

144 słowa

Od Vlada Cd Elisabetha

Ostatni szturm... Ostatni szturm i będziemy mogli zakończyć tą wojnę. Przygotowaliśmy się do natarcia i ruszyliśmy. Tym razem pchnąłem do ataku wszystkie moje siły. Chciałem wracać już do żony i dzieci więc dość już tej zabawy w kotka i muszkę. Atak przebiegał sprawnie i już po kilku godzinach rozgromiliśmy  i wzięliśmy do niewoli wszystkich wojowników.
- Teraz wracamy do zamku. Muszę w końcu zobaczyć się z żoną.- krzyknąłem i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Do zamku dotarliśmy wieczorem. Wszyscy witali nas jak zwycięzców uśmiechając się i gratulując nam. Nigdzie jednak nie było ani Elisabethy, ani Elheminy ani młodszych dzieci.
- Gdzie moja żona?- Zapytałem jednego z byłych doradców mojego ojca, który był już za stary by walczyć razem z nami.
- Panie...
- Gdzie?! Coś się stało?
- Panie... - Coś się stało a oni nie chcieli mi nic powiedzieć. Nie czekając na dalsze wyjaśnienia pobiegłem do naszej komnaty. Popchnąłem drzwi, które otworzyły się z głośnym hukiem. W pokoju stało kilku kapłanów i medyk. Podszedłem na łóżka na którym leżała Elisabetha.
- Ona nie żyje panie...- Ktoś położył mi dłoń na ramieniu jednak strząsnąłem ją i podszedłem do ukochanej.
- Elisabetha... Proszę obudź się...- Wyszeptałem biorąc ją w ramiona. Nie to nie możliwe... Ona żyje, musi żyć... Z moich oczu zaczęły cieknąć łzy, które skapywały na martwą twarz mojej żony.
- Panie... Królowa popełniła samobójstwo... Nie możemy jej pochować...- Powiedział jeden z kapłanów.
- Dlaczego? Przecież nie było powodu... Pochowacie ją, tak jak należy. Nie obchodzi mnie, że nie możecie. Pochowacie zgodnie z tradycją...- Warknąłem wpatrując się w moją ukochaną.
- Nie możemy... Zabiła się... Wyskoczyła z balkonu...- Kapłan próbował się tłumaczyć jednak mu to nie szło za bardzo.
- Pochowacie ją!- Krzyknąłem nie zwracając uwagi na nic.
- Ona się nie zabiła... Zamordował ją brat Mehmeda, Hasan.- Z jednego kąta komnaty dobiegł mnie głos Draculi. Kiedy tylko usłyszałem te słowa wstąpił we mnie niepohamowany gniew.
- Gdzie on jest?- Zapytałem spoglądając w zielone oczy wampira, który właśnie pojawił się przede mną.
- Czeka związany na Ciebie przed wejściem.- Wampir spuścił wzrok i wtedy dostrzegłem jak po jego policzku spływa jedna łza...
- Zajmijcie się pochówkiem mojej żony...- Poleciłem po czym położyłem ciało Elisabethy na poduszkach i pocałowałem jej zimne usta po czym wyszedłem. Dwóch strażników trzymało nieprzytomnego Hasana za ramiona.
- Co zrobić z jeńcami?- Zapytał Wilk spoglądając na mnie.
- Na pal... Wszystkich...- Powiedziałem i ruszyłem dopilnować egzekucji a z moich oczu wciąż wypływały łzy. Obiecałem Mehmedowi krew, więc będzie ją miał. Egzekucję skończyliśmy kilka dni później. Osobiście wbiłem na pal wszystkich członków rodziny Mehmeda. Elisabetha została pochowana tak jak nakazywała tradycja, spoczęła w naszym rodzinnym grobowcu.
- Gales... Powiedz wszystkim, że tego, kto przyprowadzi mi żywego Mehmeda czeka niemała nagroda.- Mruknąłem spoglądając w dal. On nie mógł już chodzić po tej ziemi, nie po tym co mi zrobił. Nie po tym jak jego brat zamordował moją żonę. Gdyby nie Dracula moja żona nie mogłaby nawet zostać godnie pochowana. Ukryłem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Nic innego mi nie pozostało. Nagle ktoś wszedł do sali tronowej jednak nie przejąłem się tym. Miałem już dość... Co z tego, że wygraliśmy wojnę, skoro osoba, którą kochałem ponad wszystko już nie żyje?
<Ktoś?> Wiem, że Rin chciała...
531 słów

Wszyscy dowódcy zostali wzięci do niewoli podczas ostatniego szturmu. Wymknąć się udało się jedynie Hasanowi, najmłodszemu bratu Mehmeda, który zamordował królową. Wszyscy jeńcy zostali wbici na pale.

Od Elisabethy

Wojna... Wojna to okrutny czas. Cała moja rodzina zginęła podczas jednej z wojen Vlada II a teraz mój mąż walczył na froncie by ochronić nasz dom. Vlad nie zamierzał porzucić swych ludzi na pastwę losu, wolał sam stawić czoła zagrożeniu. Usiadłam na łóżku i pogładziłam jego poduszkę. Tęskniłam za nim... Nie był w domu od kilku tygodni, martwiłam się o niego. Wzięłam do rąk czarną koszulę którą dla niego haftowałam. Złote smoki na czarnym materiale zwijały się wokół rąk i ramion by swoje łby położyć na jego piersi... Haft był już właściwie gotowy jednak trzymanie w dłoniach koszuli dawało mi nadzieję na to że Vlad wróci do mnie cały i zdrowy. Podeszłam do okna i spojrzałam w stronę drogi. Jej środkiem na białym koniu jechał jakiś wilk. Odłożyłam koszulę do szuflady i wyszłam z komnaty. Wilk przedarł się się przez strażników i podszedł do mnie.
- Pani czy możemy porozmawiać na osobności?- Zapytał na co ja skinęłam głową. Poszliśmy na jeden z balkonów po czym wilk podał mi list.
- Wyrazy współczucia pani...- Powiedział, jednak w jego oczach nie było widać współczucia. Szybko otworzyłam list i przeczytałam go. Vlad nie żyje... Turcy go zabili... Z moich oczu pociekły łzy. Wiedziałam jednak, że muszę być silna. Muszę być silna dla naszych dzieci.
- Twój mąż odebrał mi wszystko... Odebrał mojemu bratu armię, wziął do niewoli naszego ojca, braci, siostry... My cierpimy, teraz cierpieć będzie on.- Warknął wilk po czym rzucił się na mnie. Po krótkiej szamotaninie wypchnął mnie z balkonu. Wiedziałam, że już nigdy więcej nie zobaczę męża, nigdy więcej nie zobaczę naszych dzieci... Upadek z takiej wysokości był niemożliwy do przeżycia. Nagle coś wyskoczyło z okna. Udało mi się dostrzec, że był to wampir, w którego krypcie odwiedzał mój mąż. Stwór próbował mnie złapać, jednak nie udało mu się to. Po uderzeniu w ziemię poczułam ostry ból a później już nic.
- Elisabetha... Nie zamykaj oczu. Masz tu zostać... Nie pozwolę żeby Vlad cierpiał tak jak ja kiedy moja żona rzuciła się z wierzy w odmęty Argesu.- Powiedział wampir łapiąc mnie za dłoń.
- Za późno... Powiedz Vladowi... Powiedz mu, że przepraszam... Powiedz mu, że go kocham i nigdy nie opuszczę... Proszę powiedz mu to... Obiecaj mi...-  Wyszeptałam tak cicho, że nie byłam pewna czy mnie usłyszał.
- Powiem, przyrzekam. Ale walcz. Walcz dla męża i dzieci.- Powiedział wampir. Ja już jednak nie miałam o co walczyć. Odeszłam do Pana...
<Vlad?>

400 słów