Spojrzałam na książkę, była ona na temat sztuki.
- Poradzę sobie sama. Arigato Vlad-san. - odpowiedziałam pakując książkę do swojego plecaka. Po chwili wyszłam z gabinetu i ruszyłam do siebie. Tak mijały kolejne tygodnie. Jednak życie nigdy nie jest kolorowe. Wybuchła wojna między naszym stadem, a Imperium Osmańskim. W pierwszym odruchu chciałam uciec. Jednak to stado dało mi wiele szczęścia. Miałam tutaj rodzinę, której o dziwo nie chciałam zawieść. Tak więc zamiast uciekać zapisałam się do armii jako posłaniec.
- Shibu kochana, możesz to zanieść Vladowi. - poprosiła mnie moja przybrana matka podając mi kopertę, najpewniej z listem.
- Jasne Elisabetha-san. Od tego tu jestem. - odpowiedzialnym biorąc od niej kopertę.
- Tylko uważaj na siebie. - powiedziała zanim wyszłam z pomieszczenia, gdzie przebywałyśmy. Nie brałam konia, biegałam tak samo szybko, jeżeli nie szybciej. Oczywiście w formie na czterech łapach. Biegłam przez las najszybciej i najciszej jak tylko potrafiłam. Liście na drzewach cicho szeleściły dotrzymując mi tym samym towarzystwa, a ja zbliżałam się do obozu, gdzie powinien być mój tata, a zarazem generał całego wojska. Dobiegłam do małej polanki gdzie na chwilę przystanęłam aby odpocząć.
- Jeszcze tylko kilka godzin i będę na miejscu. - powiedziałam do siebie aby dodać sobie trochę otuchy. Byłam już zmęczona ale nie było innego wyjścia jak biec na przód. Po paru minutach odpoczynku dźwignęłam się na łapach i wstałam aby ruszać dalej.
<Vlad?>
228 słów
Akceptacja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz