Nie byłam zmęczona. Ani trochę. Wręcz przeciwnie, promieniowałam energią. Nie miałam ochoty oddawać się w objęcia Morfeusza, więc skierowałam się w stronę mojej komnaty. Po krótkim namyśle czy wejść czy nie wejść, postanowiłam nie przeszkadzać obecnie śpiącym, więc otworzyłam drzwi i usiadłam na krześle. Wzięłam do ręki jakąś książkę, którą obecnie czytałam, jedynie dlatego, że była jedyną, której jeszcze nie przeczytałam. Po dwóch stronach już zaczęła mi się nudzić, a chciałam jakoś zabić ten powoli upływający czas. Jednak książka była tak nudna, a dodatkowo było już późno, że dosłownie zasnęłam przy przewracaniu kolejnej strony. Tytanicznym wysiłkiem zwlokłam się z krzesła i zrobiłam te kilka kroków, by ostatecznie paść na łóżko, przytulić się do puchowej poduszki, owinąć kołdrą i zasnąć.
Zasnąć, zasnęłam, ale nie na długo, ani nie zapadłam w żaden głęboki sen. W nocy budziły mnie najcichsze szmery i najsłabsze błyski w oknach. W końcu, gdy jakiekolwiek próby ponownego zaśnięcia nie udawały się w najmniejszym stopniu, postanowiłam się wybrać na krótką przechadzkę po zamku. Taak, czasami spacer mi pomagał, bo trochę mnie męczył, przez co miałam ułatwione zaśniecie. Gdy wyszłam z mojej komnaty, najpierw nic nie widziałam, a potem moje brązowe oczy przyzwyczaiły się do wszędobylskiego mroku. Kręciłam się po korytarzach, aż w końcu, na którymś zakręcie wpadłam na kogoś. Byliśmy akurat przed oknem, więc z łatwością mogłam rozpoznać tego osobnika.
- Co tu robisz? Myślałem, że jesteś w komnacie. - spytał Chuck wstając i podając mi rękę, bym ja również się podniosła. Nie wiem, może nie zobaczyłam, a może nie chciałam zobaczyć tego gestu, ale zignorowałam wyciągniętą kończynę i sama wstałam. W końcu... mam narzeczonego, co nie?
- Mogłabym cię zapytać o to samo - odpowiedziałam wymijająco. Bo co w końcu powiem? "Hej, nie mogłam spać i zaczęłam się bawić w straszenie po nocy"?
<Chuck?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz