Peachy ruszyła doglądać zbierania rannych z pola walki a ja poszedłem do swojego namiotu. Większość moich żołnierzy miała kogoś z kim mogła porozmawiać wieczorem o przyszłości czy też o najbliższych planach. Gales i Krystian wzbogacili się w takie osoby właśnie teraz ja tymczasem byłem tu sam. Mihnea prawie bez przerwy siedział u Maybelline a Sorcier pilnował wyrobu nowych sztandarów. Elisabetha jako, że wciąż była w ciąży pozostała w zamku razem z naszą najstarszą córką Elheminą ale również i moimi córkami Morganą, Eponą i Rhiannon. Brakowało mi jej jednak wiedziałem, że jeśli nie zakończę tej wojny żadna z nich, ani moja żona ani córki nie będą bezpieczne. Trochę źle i głupio czułem się z faktem, że nie będę mógł wziąć na ręce moich dzieci zaraz po ich narodzinach. Niestety władza wymaga poświęceń i sama się o nie opomina nawet jeśli nie chcemy jej czegoś oddać. Zdjąłem zbroję po czym odłożyłem ją na manekin i porządnie wyczyściłem. Po chwili założyłem inny, skórzany pancerz po czym położyłem się na łóżku, przykryłem kocem i poszedłem spać. Rano zjadłem śniadanie złożone z chleba, zimnego mięsa i wody. Szybko zmieniłem zbroję i ruszyłem na obchód po obozowisku. Przezorny zawsze ubezpieczony czyż nie? Zawsze lepiej tak na wszelki wypadek mieć na sobie odpowiednią ochronę.
Peachy?
207 słów
Peachy?
207 słów
Akceptacja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz