Po odejściu Maybelline przyszedł do mnie Sorcier.
- Mihuś jak jesteś już zdrowy to tato przysłał Ci zbroję. Idziemy na wroga.- Powiedział po czym podał mi worek ze zbroją. W środku znajdował się pancerz w czarnym kolorze, taki sam jak miał ojciec. Spojrzałem na Sorciera, który uśmiechnął się do mnie i zaprezentował również swój nowy ekwipunek.
- Tato wytrzasnął skądś jeszcze dwie zbroje hartowane w smoczej krwi. Nawet nie wiesz jak genialne są. Nic nie jest w stanie ich przebić.- Powiedział mój brat po czym pomógł mi założyć zbroję. Po kilkunastu minutach gdy mój wierzchowiec był już gotowy ruszyliśmy w stronę wzgórza z którego dowodził nasz ojciec.
- Mihnea jak się czujesz?- Zapytał tato przyglądając się mi uważnie.
- Dobrze, właściwie to jest już świetnie, nie licząc tego, że zostanie mi kilka blizn.- Stwierdziłem wzruszając ramionami. Szczerze mówiąc to miałem ochotę już znaleźć się pośród bitewnego gwaru gdzie mógłbym walczyć ramię w ramię z moimi wojownikami.
- Zostaniemy tutaj jeszcze przez dwa dni. Podczas marszu podzielimy naszą armię na dziewięć mniejszych części, każda po pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Każdy z was dostanie pod swoją komendę własny oddział.- Powiedział tato na co obaj z bratem spojrzeliśmy po sobie.
- Dziękujemy tato... To dla nas wielki zaszczyt...- Powiedziałem schylając z szacunkiem głowę.
May?
209 słów
- Mihuś jak jesteś już zdrowy to tato przysłał Ci zbroję. Idziemy na wroga.- Powiedział po czym podał mi worek ze zbroją. W środku znajdował się pancerz w czarnym kolorze, taki sam jak miał ojciec. Spojrzałem na Sorciera, który uśmiechnął się do mnie i zaprezentował również swój nowy ekwipunek.
- Tato wytrzasnął skądś jeszcze dwie zbroje hartowane w smoczej krwi. Nawet nie wiesz jak genialne są. Nic nie jest w stanie ich przebić.- Powiedział mój brat po czym pomógł mi założyć zbroję. Po kilkunastu minutach gdy mój wierzchowiec był już gotowy ruszyliśmy w stronę wzgórza z którego dowodził nasz ojciec.
- Mihnea jak się czujesz?- Zapytał tato przyglądając się mi uważnie.
- Dobrze, właściwie to jest już świetnie, nie licząc tego, że zostanie mi kilka blizn.- Stwierdziłem wzruszając ramionami. Szczerze mówiąc to miałem ochotę już znaleźć się pośród bitewnego gwaru gdzie mógłbym walczyć ramię w ramię z moimi wojownikami.
- Zostaniemy tutaj jeszcze przez dwa dni. Podczas marszu podzielimy naszą armię na dziewięć mniejszych części, każda po pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Każdy z was dostanie pod swoją komendę własny oddział.- Powiedział tato na co obaj z bratem spojrzeliśmy po sobie.
- Dziękujemy tato... To dla nas wielki zaszczyt...- Powiedziałem schylając z szacunkiem głowę.
May?
209 słów
Dostajesz pozwolenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz