Dni mijały sobie leniwie za nic mając to, że ktoś nie może się czegoś bardzo doczekać. Elisabetha znowu była w ciąży, tym razem urodzić się miało aż dwanaście szczeniąt, ponieważ przez pomyłkę wypiła jakiś eliksir. Niestety od jakiegoś czasu męczyły mnie jakieś dziwne sny. Widywałem w nich obrazy z jakiejś wojny, co do tego byłem pewien, bo nie da się z niczym pomylić chaosu wojennego. Byłem jednak na sto procent pewien, że żadna z prowadzonych przez mojego ojca wojen nie wyglądała tak jak ta. Przede wszystkim nikt do tej pory nie posunął się do tego by wbijać jeńców na pale. Kolejną ze scen które przyszło mi oglądać był czyjś pogrzeb. Nie podobało mi się to ani trochę, tym bardziej że podobno niektóre sny mają właściwości prorocze. Kilka dni temu w snach zacząłem widywać jakiś znajomy fragment zamku w którym jednak znajdowało się jakieś przejście. Nigdy jak do tej pory nie dowiedziałem się co jest na końcu przejścia ale coś ciągnęło mnie do niego. Któregoś dnia postanowiłem znaleźć to miejsce. Krążyłem po zamku dobre kilka godzin, aż w końcu znalazłem korytarz, w którym wisiał portret Vlada III Palownika, wołoskiego hospodara, który w XV wieku nieustannie odpierał ataki wojsk tureckich a według prawdziwej legendy był również założycielem mojego rodu. Zacząłem opukiwać ścianę w poszukiwaniu ukrytego przejścia. W końcu po kilku minutach natrafiłem na jakiś przycisk, po wciśnięciu którego portret odsunął się wraz z fragmentem ściany ukazując mi wejście do jakiegoś korytarza. Chwyciłem za znajdującą się obok pochodnię i zacząłem schodzić po schodach. Z każdym krokiem nasilał się zapach rozkładu, krwi i śmierci. Coś mi mówiło żebym tam nie szedł jednak z drugiej strony coś mnie również tam ciągnęło. W końcu schody się skończyły a ja znalazłem się w dziwnie znajomym pomieszczeniu. Rozejrzałem się dookoła i szybko odkryłem źródło zapachu. Cała podłoga była zasłana kośćmi szczurów, zajęcy i różnej drobnej zwierzyny, oprócz tego w kącie leżał na wpół rozłożony jeleń. Przy przeciwległej do drzwi stał wielki, kamienny grobowiec. Podszedłem bliżej i spojrzałem na płytę zakrywającą go. Na jej środku, dużymi, ozdobnymi, gotyckimi literami wykaligrafowane było jedynie jedno słowo: "Dracula". Nie wiem co mnie podkusiło ale przesunąłem płytę nieco w bok, tak bym mógł zobaczyć zawartość sarkofagu. Wkrótce moim oczom ukazała się twarz, która jeszcze kilka minut temu spoglądała na mnie z portretu. Nagle mężczyzna otworzył oczy ukazując zielone tęczówki. Kiedy mnie spostrzegł uśmiechnął się ukazując kły. Cofnąłem się kilka metrów do tyłu a istota natychmiast wyszła, czy raczej wyskoczyła z grobowca.
- Miło mi Cię poznać Vlad. Jak zapewne wiesz ja również noszę takie imię, w końcu je po mnie odziedziczyłeś.- Powiedział wciąż uśmiechając się i przyglądając mi.
- Więc wciąż żyjesz... I spoczywasz w tym zamku?- Zapytałem przełamując strach.
- Spoczywam tu od kiedy Radu I znalazł ten zamek. Wcześniej zamieszkiwałem podziemia mojego ukochanego Poenari. Z resztą to nie ważne. Dawno się nie widzieliśmy, jakieś sześć lat. Kiedy ojciec Cię do mnie przyniósł byłeś zaledwie niewielką kulką.- Powiedział Dracula podchodząc do mnie.
- Nie pamiętam, żebym tutaj kiedyś był.
- Byłeś, kilka dni po narodzeniu, kiedy twój ojciec chciał przedstawić mi swojego następcę. Oczywiście przyprowadził twojego brata, jednak on nigdy nie nadawał się na hospodara, nigdy nie był prawowitym następcom tronu.- Powiedział wampir wpatrując się nieobecnym wzrokiem w dal. Nie wiedziałem co miałbym na to odpowiedzieć więc milczałem. Wiedziałem w końcu, że istnieje jakiś tajemniczy rytuał dla następców tronu, który określał czy byli oni godni zajęcia stanowiska alfy jednak nigdy nie przypuszczałem, że była to akceptacja przez wampira.
- Nie bój się, nie jestem aż takim potworem żeby atakować swojego potomka. Szczerze mówiąc nienawidzę siebie. Jestem potworem.- Mruknął spuszczając głowę.
- Spotkałem się z wampirem, który Cię przemienił.- Powiedziałem spoglądając na mężczyznę.
- Widziałeś go?
- Tak. Powiedział coś takiego: "Ojcu twego rodu przeznaczono być nieumarłym dwa razy: raz gdy wasz kościół go przeklął a drugi raz gdy przybył błagać mnie o pomoc i wraz z mą krwią po śmierci zyskał wielką siłę. Przez to podwójne przekleństwo stał się najpotężniejszym z nas. Pewnego dnia i ty, tak jak ten którego imię nosisz, przyjdziesz do mnie i będziesz błagał o pomoc by dopełnić swych ślubów. Ale na razie idź i rządź mądrze."
- Mam nadzieję, że nie skorzystasz z tej możliwości.- Mruknął wampir i usiadł na płycie swojego grobowca.
- Widzisz przyjacielu ten grobowiec stał się moim więzieniem. Nie mogę się stąd wydostać, jestem tu sam. Kiedyś twoi przodkowie przynosili mi zające, szczury, raz się trafił jeleń. Niestety nigdy ze mną nikt nie rozmawiał, jestem samotny a jedyne przypadki gdy ktoś się do mnie odzywa to wtedy gdy trzeba zaakceptować nowego alfę dla stada. Wszyscy się mnie boją... Chociaż ty... Ty Vlad jesteś inny. Ty się nie boisz. Czuję w tobie wszystko: zdziwienie, zaciekawienie, radość ale nie strach.
- Masz rację... Nie boję się Ciebie.- Powiedziałem i podszedłem do niego.
- Może skoro tak bardzo pragniesz towarzystwa to może mógłbym Ci jakoś pomóc?
- Zawsze kiedy będziesz chciał pogadać możesz przyjść tutaj. Pogadamy, jeśli będziesz chciał pomogę rozwiązać Ci twoje problemy. Miło by było gdybyś czasem przyniósł jakiegoś zwierzaka.- Powiedział Dracula uśmiechając się. Kiwnąłem głową i rozejrzałem się po krypcie.
- Przydałoby się tutaj posprzątać.- Mruknąłem na co on jedynie się zaśmiał.
- Masz rację, ale jak wiesz nie mogę się stad ruszyć. Chciałbym poznać twojego syna. A jeszcze lepiej całą rodzinę. Wydaje mi się, że jako jedyny z moich potomków masz ze mną aż tak dużo wspólnego.
- Mówisz o ojcu Vladzie II Diable i synu Mihnei I Złym?- Zapytałem i obaj roześmialiśmy się. Vlad wcale nie przypominał tego znanego z legend żądnego krwi wampira ani okrutnego hospodara. Gdyby nie to, że powinien nie żyć od prawie pięciuset lat mógłbym powiedzieć, że był całkiem normalnym człowiekiem.
- Posprzątamy tutaj i uczynimy twoje więzienie bardziej znośnym.- Powiedziałem już układając w głowie plan,
- Chyba już musisz iść. Siedzisz tu ze mną już całkiem sporo czasu a rządzenie sforą samo się nie załatwi.- Uśmiechnął się i wstał po czym wpakował się z powrotem do sarkofagu.
- Do zobaczenia.- Powiedział i naciągnął na siebie kamienną płytę. Chwilę jeszcze siedziałem w krypcie po czym wyszedłem z niej. Okazało się że nikt mnie nie szukał więc jak gdyby nigdy nic poszedłem do biura wypełniać moje papiery.
1029 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz