czwartek, 26 kwietnia 2018

Od Rin CD Vlada

Ponownie stanęłam przed obliczem sułtana. Robiło się to już nudne, teraz on wstanie, zacznie coś mówić na temat tego jaki to on jest wspaniały... Chyba już wolałam znosić to wszystko inne co mnie spotkało. Chętnie bym stąd wyszła, ale, no cóż, moja misja sama się nie wykona. Patrzyłam znudzonym wzrokiem na wnętrze komnaty, bo wcześniej nie miałam nawet ochoty, nie mówiąc o czasie, dokładniej się jej przyjrzeć. Było tu mniej zdobień i innych niepotrzebnych rzeczy niż na korytarzu, ale nadal było tego dużo. Brązowawe ściany, miejscami wpadające w kremowy i lekki pomarańcz, przykrywała złota ozdoba, wijąca się po prawie całej długości ściany.
- Moja droga Hatsune Miray, mam nadzieję, że Radu ze szczegółami ci wszystko opowiedział... - z zamyślenia wyrwał mnie głos sułtana. Popatrzyłam na niego, zaraz potem na jego oblubieńca. Otwierał już usta, by coś powiedzieć, ale skąd miałam wiedzieć CO on dokładnie chce powiedzieć?
- Tak, oczywiście - odpowiedziałam szybko za niego. Aż mi się zrobiło smutno z powodu brata Vlada. Nie tylko siedzi tutaj, nie ma kontaktu w rodziną, w najgorszym wypadku codzienne musi chodzić do alkowy, w dodatku biedak w ogóle nie może się odezwać.
- Doskonale! Tak więc, Hatsune, widzimy się wieczorem w mojej komnacie. Muszę cię zapoznać z panującymi tam zasadami - wytrzeszczyłam oczy. Jakim cudem!? - To nie jest prośba, tylko rozkaz - dodał, jakby widział moją niechęć - Wyprowadzić - kiwnął głową na strażników. Tak jakbym chciała tu zostawać dłużej. Szybko, bez niczyjej pomocy, wyszłam z komnaty. Oddychałam ciężko i sfrustrowana walnęłam pięścią w jedną ze ścian.
- Co ci ta ściana zrobiła? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam głowę. Przede mną stała Elif, we własnej osobie. Niosła jakiś kosz z płótnami i patrzyła na mnie życzliwie.
- Mam dzisiaj wieczorem zjawić się w alkowie... - zaczęłam niepewnie. Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że widzę cień współczucia w oczach wadery. Może to było tylko złudzenie, ale miałam prawie pewność, że tutejszej służbie nie żyje się lekko.
- Musisz się przegotować. Masz szczęście - ostatnie zdanie wypowiedziała cicho, uprzednio nerwowo się rozglądając. Przekrzywiłam lekko głowę, myśląc nad tym, jak osoba w moim położeniu może mieć szczęście. Już miałam zaprotestować, ale Elif odstawiła kosz to najbliższej sali i zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju. Siedziały tam trzy osoby, które dziergały, układały i krytykowały jakieś ubrania. - Ja znikam, one już cię uszykują. - Wadera wyszła z pokoiku wcześniej klepiąc mnie lekko po ramieniu. Westchnęłam i pomyślałam o Radu, któremu obiecałam wszystko wytłumaczyć. Niechętnie oddałam się w ręce tych trzech kompletnie mi obcych osób. Wiedziałam, że opór na nic, zresztą mam udawać uległą dwórkę, więc jawny bunt nie przysporzy mi wiarygodności.
(nieoczekiwane przewinięcie czasu o tak zwane "godzinę później)
Stojąc w jakimś powłóczystym stroju, nie rozumiem, jak one mogły uznawać go za praktyczny, przed komnatą sułtana rozmyślałam jak odpowiadać na nawet najbardziej chamskie odzywki. Wymyślałam tysiące alternatywnych biegów wydarzeń i starałam się wymyślać, co robić by jakimś cudem uniknąć wykorzystana mnie samej do jakiś działań (#Specjalnie nie mówię jasno). Cóż, teraz mój los zależy tylko i wyłącznie ode mnie.

<Vlad?>

495 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz