niedziela, 29 kwietnia 2018

Od Rin Kagamine

Wojna się rozpoczęła. I co z impetem. "Nieoczekiwany" atak od południa i zachodu, został zagłuszony, mogę sobie jedynie wyobrażać frustrację głównodowodzących. Z racji tego, że w normalnym, pokojowym czasie mam posadę skrytobójczyni, postanowiłam wybrać sobie trochę mniej krwawe stanowisko podczas bitwy. Jestem posłem i, mam wrażenie, że dosyć dobrze sprawuję się w tej roli. A przynajmniej dostatecznie dobrze. Teraz, zajmując miejsce po lewej stronie Vlada obserwowałam bacznym spojrzeniem wszystko, co się działo przede mną. Z tego co wcześniej wypatrzyłam, temu sułtanowi nawet się nie chciało swojego cielska ruszyć ze swojego jaskrawego pałacyku. Fuknęłam z dezaprobatą. Otwarcie wypowiadać wojnę, nawet nieświadomie, a nie potrafić na nią samemu się stawić? Szczyt bezczelności... To zupełnie tak samo, jakbym się własnowolnie zgłosiła do mojej misji, a potem wysłała kogoś innego.
- Peachy, powiedz dowódcom, że ruszamy - z rozmyślań wyrwał mnie głos Vlada zwracający się do swojego adiutanta. Obserwowałam jak Gamma kolejno przejeżdża na swoim wierzchowcu do każdego z dowódców. Przez umysł przemknęła mi nieśmiała myśl, że może jednak uda się uniknąć zbyt wielkiego rozlewu krwi z naszej strony... Bo sułtan zdecydowanie zasługiwał na śmierć. On i jego rodzina. A także ci wszyscy, co poparli pomysł rozpoczęcia wojny. Popatrzyłam na siebie. Na moim ciele była umiejscowiona dobrze chroniąca zbroja, jednakże skonstruowana tak, żeby nie ograniczać żadnego z moich ruchów. Lecz miała ochraniać moją skórę przed potencjalnymi atakami. W talii miałam zawiązany brązowy pas, w którym były niezliczone skrytki, niekiedy dobrze schowane, służące do przetrzymywania przekazywanych pisemnych wiadomości. Oprócz niewielkich torb, do pasa miałam przytoczony sztylet z dwudziestocentymetrowym ostrzem, jedynie w razie największego zagrożenia mojego i innych. Nóż był niezwykle cenną pamiątką, przynoszącą mi szczęście, odziedziczoną po matce, tuż przed jej śmiercią. Może to trochę niemądre przywiązywać tyle wagi do zwykłego przedmiotu, ale jednak... to moja jedyna pamiątka z rodzinnego domu. Sztylet był wykonany z żywego srebra, miał niezliczone zdobienia na rękojeści, przedstawiające smoki, gryfy, niekiedy motywy roślinne. Proste, nieozdobione ostrze było ukryte w lśniącej nakładce, na której widniały niezidentyfikowane wzory. Miałam głęboką nadzieję, że nie będę musiała go używać.
Tymczasem, gdy ja rozmyślałam o sztyletach i moim poprzednim domu, bitwa się rozpoczęła. Nasze wojska, doskonale wyszkolone, niszczyły z zadziwiającą prędkością pierwszy rząd zmilitaryzowanych wojowników sułtana. Miałam wrażenie, że to jest jakaś pułapka, że sułtan sobie z nas kpi, wysyła na pewną śmierć niewinnych żołnierzy, zmuszonych do posłuszeństwa swoim dowódcom. Miałam nadzieję, że to tylko moje złudzenie, ale... szło łatwo. Zbyt łatwo.

<Ktoś? Coś?>

397 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz