Nie wierzyłam w swoje szczęście, ledwie uszłam dwieście metrów, a tu już usłyszałam stukot kół jakiegoś wozu. Odwróciłam głowę. Owy wóz jechał właśnie w moją stronę. Wskoczyłam na pokład.
- Czy szanowny pan zechce mnie podwieźć na dwór sułtana? - powiedziałam najsłodszym głosem, na jaki było mnie stać i uśmiechnęłam się najszerzej jak umiałam.
- Masz szczęście, mała, właśnie tam jadę. - odpowiedział kierowca tonem obojętnym, ale można go odebrać jako oschły i zimny. Wzruszyłam ramionami i usiałam. Znowu naszły mnie wątpliwości dotyczące mojego zadania. Czy aby jestem wystarczająco wyszkolona? Nie wiem. Mam opracowane wszystkie szczegóły, ale wszystko zaskoczyć mnie może w ogóle. Fałszywe imię? Wymyślone. Sposób w jaki spławię sułtana? Wymyślony. Wszystko jest tak pięknie i różowo.
- Mała, jesteśmy na miejscu. - usłyszałam burkliwy głos kierowcy. Odezwał się pierwszy raz odkąd wsiadłam na powóz. Im dłużej rozmyślałam na temat dźwięku tego głosu, tym bardziej dochodziłam do wniosku, iz jest on wielce nieprzyjemny.
- Dzięki - mruknęłam pod nosem i zostawiłam skromną zapłatę, w końcu, jak na jego gościnność to było aż nadto. Woźnica nic nie odpowiedział. Przewróciłam oczami i stanęłam przed głównymi drzwiami na dwór sułtana. Weszłam po pięciu schodkach i już chciałam wejść przed wielkie, dwuskrzydłowe drzwi, lecz kto mnie zatrzymał.
- Gdzie to się wybierasz? - zapytał wilk, który najprawdopodobniej był strażnikiem
- Do środka, jestem nową dwórką - szybko skłamałam. Nie lubiłam kłamać, ale to było zło konieczne. Widać, że strażnik nie wierzył mi do końca na słowo, ale w końcu mnie puścił.
Dobra, rozpoczynam swoją pierwszą, poważną misję.
<Vlad?>
420 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz