poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Od Mihnei Cd May

Po odejściu Maybelline przyszedł do mnie Sorcier.
- Mihuś jak jesteś już zdrowy to tato przysłał Ci zbroję. Idziemy na wroga.- Powiedział po czym podał mi worek ze zbroją. W środku znajdował się pancerz w czarnym kolorze, taki sam jak miał ojciec. Spojrzałem na Sorciera, który uśmiechnął się do mnie i zaprezentował również swój nowy ekwipunek.
- Tato wytrzasnął skądś jeszcze dwie zbroje hartowane w smoczej krwi. Nawet nie wiesz jak genialne są. Nic nie jest w stanie ich przebić.- Powiedział mój brat po czym pomógł mi założyć zbroję. Po kilkunastu minutach gdy mój wierzchowiec był już gotowy ruszyliśmy w stronę wzgórza z którego dowodził nasz ojciec.
- Mihnea jak się czujesz?- Zapytał tato przyglądając się mi uważnie.
- Dobrze, właściwie to jest już świetnie, nie licząc tego, że zostanie mi kilka blizn.- Stwierdziłem wzruszając ramionami. Szczerze mówiąc to miałem ochotę już znaleźć się pośród bitewnego gwaru gdzie mógłbym walczyć ramię w ramię z moimi wojownikami.
- Zostaniemy tutaj jeszcze przez dwa dni. Podczas marszu podzielimy naszą armię na dziewięć mniejszych części, każda po pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Każdy z was dostanie pod swoją komendę własny oddział.- Powiedział tato na co obaj z bratem spojrzeliśmy po sobie.
- Dziękujemy tato... To dla nas wielki zaszczyt...- Powiedziałem schylając z szacunkiem głowę.
May?
209 słów
Dostajesz pozwolenie.

Od Valentiny Cd Gales

Po powrocie Galesa do obozu postanowiliśmy nie czekać na zakończenie wojny tylko od razu wziąć ślub. Ruszyliśmy do namiotu Vlada żeby poprosić go o pozwolenie na przeprowadzenie ceremonii. Oczywiście mój brat udzielił go nam bo co innego miał zrobić? Ślub przebiegł w ekspresowym tempie żeby można było wracać do walki. Oczywiście ceremonii przewodniczył Demon, który podczas działań wojennych pełnił funkcję kapelana polowego. Zabawy weselnej nie było bo trzeba było się zbierać do ataku. Tym razem wyrwałam się z namiotu szpitalnego i wzięłam udział w bitwie. Poszczęściło mi się w dniu ślubu ponieważ udało mi się wziąć do niewoli jednego z dowódców. Oczywiście Gales nie był zadowolony jednak no cóż czego się spodziewał.
Gales?
112 słów

Valentina bierze do niewoli dowódcę nr 90. Hikmeta

Od Vlada Cd Rin

Spojrzałem na Rin i kiwnąłem głową. Murada związano akurat chwilę przed tym jak zaczął się budzić. Po kilku minutach już zupełnie odzyskał świadomość. Z początku nie miał pojęcia gdzie jest jednak już po chwili uświadomił to sobie.
- Miałem Cię za mądrzejszego Muradzie. Nie wiem czy na twoim miejscu wysyłałbym najstarszego wnuka, następcę tronu, na przeszpiegi do obcego obozu, tym bardziej jeśli wiesz jaki jest nieudolny.- Mruknąłem spoglądając na niego.
- Czyli on tu jednak przylazł? Wyraźnie mu zabroniłem.- Warknął poirytowany były sułtan. Nagle wiatr zmienił kierunek i wyraźnie poczułem woń alkoholu rozchodzącą się od samca. No tak, zapomniałem po kim Mehmed odziedziczył swoje pijaństwo.
- Widzę, że twój syn bardzo lubi wysługiwać się dowódcami. Nie odważył się przybyć na wojnę, którą sam wywołał?- Zapytałem spoglądając na byłego sułtana.
- On? Przecież to ty ją wywołałeś.- Warknął wilk rzucając się i usiłując zerwać więzy.
- Nic ci nie mówi co? To on postawił mi warunki, których nie mogłem zaakceptować. Nie oddam wam żadnego z moich poddanych ani żadnego z moich dzieci.
- Oj nie marudź już. Twój ojciec oddawał poddanych, ba oddał nawet synów. Ale ty jesteś inny, twardszy. Żałuję teraz, że nie udało mi się wtedy zrobić z tobą tego samego co z twoim bratem...
- Milcz! Albo każę uciąć Ci ten twój język.- Warknąłem po czym odszedłem przed siebie, byle dalej od niego. Rin poszła natomiast za mną. Po chwili usiadłem na jakimś kamieniu.
- O czym on mówił?- Zapytała po chwili ciszy.
- Wiesz jak Turcy przełamują opór więźniów jeśli zawiodą inne metody? Gwałcą ich. Nie ważne czy kobietę czy mężczyznę. A we wszystkim przodują sułtani, którzy gwałcą wszystkich swoich zakładników, Mehmed poszedł o krok dalej robiąc to również swoim dowódcom. Mój ojciec oddał mnie i Radu jako zakładników Muradowi. Murad próbował tego sposobu z Radu co jak wiesz mu się udało... ale także ze mną co mu się nie udało. Cóż... spróbował tylko raz, później za bardzo się bał...- Mruknąłem i wyjąłem z pochwy jeden noży.
- Trochę tego dnia ucierpiała jego męskość... Ponoć jego żona zaczęła się wtedy skarżyć...
<Rin?>
344 słowa

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Maybelline CD Mihnei

- Mehmed stanowczo na zbyt dużo sobie pozwala - powiedział Mihnea.
- Racja, atakowanie namiotów medycznych nie jest zbyt honorowe - westchnęłam. - Jak się czujesz? - spytałam wilka.
- Już lepiej, nie boli aż tak bardzo - uśmiechnął się do mnie.
- Nie mówisz tak tylko dlatego, żebym przestała się martwić? - zapytałam.
- Jakbym mógł - Mihnea uśmiechnął się niewinnie.
- Naprawdę? - upewniłam się.
- Naprawdę - potwierdził.
- Uznajmy, że ci wierzę - zaśmiałam się. Chciałam dodać coś jeszcze, ale zza płachty wyjrzała czyjaś głowa. Była to jakaś wilczyca w stroju medyka. Nie wiedziałam jak się nazywa, ale kojarzyłam ją.
- Jesteś pilnie potrzebna w drugim namiocie, chodź szybko - rzekła i wyszła.
- Muszę już iść, wołają mnie sam słyszałeś - powiedziałam i pocałowałam go na pożegnanie, a potem wzięłam torbę i wstałam. Opuściłam namiot i odwróciłam się w stronę namiotu do którego miałam się udać. Nagle poczułam czyjąś łapę na pysku. Próbowałam krzyknąć, ale z moich ust wydobyło się ledwo słyszalne stęknięcie. Napastnik złapał mnie i przeciągnął w drzewa. Tam założył mi knebel na usta i związał mi łapy. Nie mogłam się ruszać, nie mogłam krzyczeć. Napastnik zdjął z siebie strój medyka i wtedy zorientowałam się, że wcale nie jest to wadera, ale pies i, że nigdy wcześniej go nie widziałam.
<Mihnea? Pozwól mnie porwać, chcę mieć okazję i powód do zabicia kilku oficerów>
217 słów

Od Rin CD Vlada

- Giorgi zgadzam się na twój plan. Rin Kagamine będzie Ci towarzyszyć. Poprowadzicie atak na tyły naszego przeciwnika - Vlad zwrócić się do mnie. Kiwnęłam głową i zaczęłam natychmiast przygotowywać się do natarcia na nieprzyjacielskie wojska. Sprawdzałam stan zniszczenia moich rzeczy, również przytroczyłam sobie nową broń do pasa. Teraz po dwóch stronach talii miałam sztylety, jeden pamiątkowy, drugi jakiś zwykły, jedynie z lekkimi zdobieniami w kształcie smoków. Ten drugi był o dziesięć centymetrów dłuższy. Jako żołnierz pod rozkazami Vlada III muszę się przecież dobrze prezentować. Po kilkunastu minutach oboje razem z Giorgim byliśmy gotowi do drogi. Opuściliśmy bezpieczne okolice namiotu medycznego i skierowaliśmy się w stronę potencjalnego miejsca spotkania ze zbiegłymi dezerterami wojska Mehmeda. Okazało się, że wierzchowiec Giorgiego siedział sobie najspokojniej w świecie za najbliższym zakrętem, ukryty w gąszczu drzew.
- Będzie szybciej jak pojedziemy zamiast ich - powiedział mój towarzysz. Nie mogłam nie przyznać mu racji. Jednym ruchem znalazł się w siodle - Musisz jechać ze mną, nie mam kolejnego wierzchowca - znieruchomiałam. Przez ułamek sekundy patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Ale po tym krótkim czasie przewróciłam oczami i usiadłam na nim w siodle. Trzymałam się jedynie dzięki utrzymaniu równowagi. Na szczęście, droga nie była zbytnio wyboista, jedynie dwa razy w panice złapałam się tyłu siodła. Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Może kilka godzin? W każdym razie słońce chyliło się już ku zachodowi. Właśnie w tym czasie ujrzeliśmy zbuntowanych janczarów, również na wierzchowcach, który szybko przemieszczali się w naszą stronę.
- Na rozkaz króla, atak na tyły resztek wojsk Mehmeda! - zawołałam głośno by każdy na pewno mógł mnie usłyszeć. Z okrzykiem wojennym janczarzy skierowali się w ową stronę. Kiwnęłam głową w ich stronę, dając znak Giorgiemu by ich wyprzedził. Swoją drogą... jakim potworem trzeba być, żeby na wojnę wysyłać własnego ojca? Zrozumiałabym, gdyby Mehmed jeszcze pojawił się osobiście, ale... nie zrobił tego. Tak samo. Ten cały Murad, również nie jest lepszy. Kto normalny wysyła własnego wnuka do obozowiska nieprzyjaciela, podczas gdy jest wiadomo, że trwają polowania na dowódców i taki syn sułtana działa tylko jak płachta na byka. Pff, cała rodzina jakaś dziwna.
W międzyczasie, gdy ja tak rozmyślałam nad tym, ile moralności i człowieczeństwa zostało Mehmedowi i Muradowi, dojechaliśmy na miejsce. Nikt nie zwrócił na nas uwagi, w końcu oddział janczarów, pewnie myśleli, że przyszli z pomocą. Stanęliśmy kilkaset metrów za ostatnim rzędem walczących. Odczekałam kilka minut. Gdy widziałam, że potęga sułtana chyli się ku upadkowi trąciłam lekko Giorgiego, by ten dał znak do działania. Tak też się stało. Mój towarzysz głośno krzyknął na znak ataku. Rozjuszeni janczarzy popędzili wierzchowce, by te z całą prędkością natarły na wojska wroga. Podniosłam się w siodle, chwyciłam się ramienia Giorgiego i przykucnęłam na swoim niedawnym miejscu siedzenia. Po chwili z całej siły wyprostowałam  nogi, wyciągnęłam oba sztylety w tym samym czasie, co zeskoczyłam z wierzchowca. Gdy moje nogi znalazły się na ziemi, zaczęłam biec. Szybkimi ciosami w szyję bądź w głowę torowałam sobie drogę. Obejrzałam się na ułamek sekundy do tyły, by sprawdzić jak sobie radzi Giorgi i reszta janczarów. Byli kilka metrów dalej ode mnie. I ten ułamek sekundy wystarczył, by coś rzuciło mnie na ziemię. Obejrzałam się zdezorientowana. W końcu znalazłam mojego oprawcę. Oto przede mną stał Murad II, tak, ojciec sułtana we własnej osobie!
- Skoro tak bardzo chcesz walczyć to proszę... Ale nie tutaj - szepnęłam prawie do siebie, po czym odwróciłam się i zaczęłam biec do tyłu. Nie uciekałam, broń Boże. Jedynie chciałam go wyciągnąć na wolną przestrzeń. Gdy już znalazłam się poza zasięgiem broni moich wrogów obejrzałam się. Murad biegł za mną. Czyli już jasne po kim Mehmed odziedziczył gen głupoty. On również uzbrojony był w dwa sztylety. Rzucił krótszym z nich. Wykonałam szybki unik. Murad podbiegł do mnie, na co ja tylko czekałam. Mocnym uderzeniem wytrąciłam mu sztylet z ręki, zdjęłam hełm ochronny, po czym uderzyłam do łokciem w stroń. Przez te następne kilka sekund Murad walczył dzielnie, dopóki nie osunął się na ziemię, nieprzytomny. Dla pewności, jeszcze dostał rękojeścią w głowę - Kolejny załatwiony - szepnęłam do siebie. Szybko podbiegłam do jakiegoś uciekającego wierzchowca, złapałam go za wodze i wsiadłam na jego siodło. Podobnie jak z pierwszym moim dowódcą, przerzuciłam Murada przede mnie. Pogoniłam wierzchowca do jednego z janczarów, którego doskonale pamiętałam ze spotkania w głuszy, gdy nacieraliśmy na tyły wojsk.
- Powiedź Giorgiemu, że wracam za kilka godzin, muszę coś załatwić w obozowisku. - powiedziałam do niego, on kiwnął głową. Pogoniłam wierzchowca do namiotu medycznego.
(leniwy time skip o kilka godzin)
Po kilku godzinach jazdy, gwałtownie zatrzymałam się przed namiotem medycznym. Popatrzyłam najpierw do środka. Vlada tam nie było. Więc wytargałam nieprzytomnego Murada na wzgórze, gdzie uklękłam przed królem, po czym szybko wstałam.
- Królu, melduję, że atak na tyły został przeprowadzony pomyślnie. Również ojciec Mehmeda, zapuścił się zbyt blisko, więc "niestety" byłam wręcz zmuszona do pozbawienia go przytomności. - powiedziałam kpiąco się uśmiechając przy słowie "niestety". Po czym usłyszałam jak wojownicy gdzieś biorą nieprzytomne ciało Murada.

<Vlad?>

818 słów

Ślub Galesa i Valentiny


IMIĘ SUCZKI: Valentina
IMIĘ PSA: Gales
MIEJSCE: Pole Walki
DATA ŚLUBU: 30 kwietnia 2018 
PRZEWODNICZĄCY CEREMONII: Demon
GOŚCIE: Wojownicy
Rozkład zadań na weselu:
Świadek Galesa: Vlad
Świadek Valentiny: Egle
Drużbowie Galesa: Wilk, Krystian, Hannibal
Druhny Valentiny: Elisabetha, Gabija, Lunaver

Od Vlada cd Rin

Kiwnąłem głową i wróciłem do opatrywania rannych. Było ich wielu, stanowczo zbyt wielu. Wieczorem mieliśmy zaplanowane spotkanie wojenne w moim namiocie.
- Coś jest nie tak. Stanowczo nie tak. Przecież Mehmed miał armię liczącą trzysta tysięcy wojowników, samych janczarów miał sto tysięcy. Przeciwko nam wysłano jedynie pięćdziesiąt tysięcy, pytam się więc co się stało z tymi dwieście pięćdziesięcioma tysiącami?  Wyparowały? Czy może Mehmed wysłał ich przeciwko komuś innemu?- Zapytałem rozglądając się po namiocie.
- W Albanii u Skanderbega ich nie ma, przed wojną z nami wycofano wszystkie wojska.- Powiedział Gales wskazując palce na mapę.
- W Mołdawii też nie. Twój kuzyn Stefan panie razem ze swoimi wojownikami przysłał nam wieści według, których Mehmed wezwał wszystkie swoje oddziały na wojnę z nami.
- Mehmed stracił swoją wielką armię. Wszyscy, którzy usłyszeli o tym w jaki sposób wypowiedział wojnę odeszli. Oczywiście sułtan kazał ich ścigać, ale to poskutkowało jedynie odejściem kolejnych.- Powiedział Giorgi wchodząc do  namiotu. Wskazałem mu miejsce, które miał zająć po czym wróciłem do narady.
- Panie, Ci którzy opuścili szeregi sułtana wesprą Cię w walce. Z tego co wiem wyszli już z ukrycia i zdążają tutaj by móc Ci pomóc.- Dodał po chwili samiec.
- Jak daleko stąd są?
- Niedaleko, dzień może dwa marszu. Jeśli chcesz to ruszę im na przeciw.- Powiedział kłaniając się. Nagle zauważyłem jakieś poruszenie przy jednej z ścian namiotu. Podszedłem tam i usłyszałem ciężkie dyszenie. Szybko złapałem tego kogoś prze płachtę i  wciągnąłem do środka.
- Nie sądziłem, że twój dziadek puści Cię samego na przeszpiegi Bajazydzie.- Mruknąłem trzymając syna Mehmeda za kark.
- Zwiążcie go. Byle mocno.- Zwróciłem się do strażników, którzy już już wyprowadzali młodego wilka.
- Giorgi zgadzam się na twój plan. Rin Kagamine będzie Ci towarzyszyć. Poprowadzicie atak na tyły naszego przeciwnika.- Zwróciłem się do Rin, która niezwykle już zasłużyła się dla naszej sprawy i Giorgia.
<Rin?>
306 słów

Vlad bierze do niewoli Bajazyda II pierworodnego syna Mehmeda II. 

Od Peachy Woman CD Vlada

- To wszystko to moja wina. Gdybym zrobił coś inaczej może nie doszło by do tego - powiedział Vlad.
- Nie ma sensu gdybać. Równie dobrze gdybyś zrobił coś inaczej, mógłbyś nie dowiedzieć się o planach Mehmeda i moglibyśmy zostać wzięci z zaskoczenia. Zginęłoby wtedy nieporównywalnie więcej osób, a część dostałaby się pewnie w tłuste łapska sułtana - rzekłam.
- Masz rację, nie ma co się rozczulać nad przeszłością. Mogło być o wiele gorzej. Tego co było już się nie zmieni, teraz musimy zająć się przyszłością - przyznał Vlad.
- Tak trzymaj, idę zobaczyć jak idzie zbieranie poległch i rannych z pola bitwy - powiedziałam i ruszyłam zająć się tym czym powinnam. Nie chciałam podeszłam do pasącej się nieopodal Fu. Poklepałam ją po łopatce i dosiadłam jej, tym razem bez zbroi, ogłowia ani siodła. Popędziłam ją do kłusa i skierowałam zebrę w stronę pola bitwy. Blask zachodzącego słońca zniknął wraz z nim gdzieś za horyzontem, więc zabierający rannych sanitariusze rozpalili pochodnie. Wóz z poległymi właśnie kierował się w stronę namiotów. Ktoś pędził na wierzchowcu z ciężko rannym przerzuconym przez siodło w stronę służby medycznej. Jeszcze chwilę potrwało zbieranie wszystkich naszych z pola bitwy, a później kolejny wóz pełen rannych ruszył w stronę namiotów.
<Vlad? Zostaw mnie jeszcze chwilę na tym polu bitwy, mam tam coś do załatwienia.>
203 słowa

Od Rin CD Vlada

- Zgoda Giorgi. Tylko najpierw wydobrzyj nieco - powiedział Vlad do owego janczara -  Rin pomożesz mu wrócić w szeregi sułtana. - zwrócił się do mnie. Kiwnęłam głową. Ten Giorgi wyglądał na godnego zaufania. Z resztą... uciekł od sułtana, to jest już wyczyn. Wiedział, że za dezerterkę z wojska, grozi mu kara. Giorgi usiadł na pobliskim krześle, a Reiko podała mu jakiś kubek z parującym napojem. Domyślam się, że to są jakieś ziółka na uspokojenie i odpoczynek. Usiadłam na innym krześle, wyciągnęłam sztylet, jakąś szmatkę znalezioną w jednej z kieszeni pasa i zaczęłam polerować ostrze. Nadal widniała na nim mała plama po krwi pierwszego dowódcy, jakiego schwytałam. Nie miałam czasu wypolerować mojej pamiątki wcześniej. Minęła godzina, Vlad nadal opatrywał rannych żołnierzy, Giorgi właśnie wysączył z kubka ostatnie resztki płynu, a ja już jakiś czas temu skończyłam swoją robotę. Nagle janczar wstał.
- Królu - ukłonił się umiarkowanie - jestem gotowy na podróż do mojego obozowiska - powiedział Giorgi zwracając się do Vlada - Jestem wypoczęty i napojony, a także mam wiele chęci do walki. Niczego więcej mi nie potrzeba - dodał, jakby widząc zwątpienie w jego oczach. Vlad spojrzał teraz na mnie.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, byśmy wrócili żywi, panie - powiedziałam pół żartem, pół serio. Nie czekając dłużej wybiegłam razem z Giorgim z namiotu medycznego. Pies osłaniał mnie, by przypadkiem wojska nieprzyjaciela mnie nie zobaczyły. Po kilkunastu minutach biegu, osłaniania się do gradu strzał, unikania bliższego spotkania z janczarami znalazłam się w obozie wojsk sułtana. - No no, nawet liczni jesteście... - powiedziałam z lekkim zwątpieniem. Jakim cudem przekonamy nawet część z nich? Popatrzyłam na Giogiego. Czyżby miał jakiś plan? Jego oczy lśniły niezwykłym zdecydowaniem. Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem Reiko czegoś mu do picia nie dosypała.
- Przyjaciele! Komu z was jest dobrze w wojskach sułtana? - zaczął pies zadając dosyć retoryczne pytanie. Gdy nikt się nie zgłosił ciągnął dalej - Tak myślałem. Proponuję wam przejście na drugą stronę barykady - nie no, spoko, walnąć prosto z mostu, gdy jeszcze ich ślepa wiara w powodzenie tej wojny jest zbyt wielka. 
- Zwariowałeś, Giorgi?! Przecież jak uciekniemy czeka nas... - zaczął jakiś wilk z głębi tłumu
- Gdy uciekniecie, Mehmed będzie musiał najpierw zmierzyć się z nami, jeżeli będzie chciał was dosięgnąć - dobra, nie mam lepszego planu, więc zaczęłam się stosować do biegu wydarzeń Giorgiego - Czy wy nie widzicie, że giniecie tylko dlatego, że ten tyran pragnie tylko i wyłącznie władzy? Nic dobrego nie wyniknie jeżeli ta wojna dalej będzie trwała! Zakończy się dla was śmiercią, bo sułtan wysyła was na pewną śmierć! Straty po naszej stronie są jakoś sześciokrotnie niż po waszej! Co wolicie, zginąć czy żyć i wygrać wojnę?! - zakończyłam i patrzyłam na kolejno wszystkich dowódców. W oczach każdego malowało się głębokie zamyślenie. 
- Kto jest z nami, kto jest po stronie sprawiedliwości? - dodał Giorgi. Dzięki, właśnie tego brakowało w tym przemówieniu. Po kilku sekundach pierwszy dowódca podniósł rękę, drugi, trzeci, czwarty. Aż w końcu praktycznie cały obóz stał się kolejnym oddziałem w naszym wojsku. Uśmiechnęłam się szeroko i poprowadziłam Giorgiego z powrotem w stronę naszego obozowiska. Po następnych kilkunasty minutach stanęłam przed Vladem.
- Królu, cały obóz janczarów i kilkaset innych żołnierzy stanęło po naszej stronie barykady - powiedziałam radośnie. Kolejny raz poczułam to radosne uczucie spełnienia, poczucia, że zrobiłam coś dobrze. 

<Vlad?>

553 słów

Od Vlada Cd Rin

- Dzisiaj nie będziemy walczyć. Świętują narodziny Mohameta.- Powiedziałem do Rin po czym ruszyłem do namiotu medycznego. Miałem zamiar pomóc medykom w zajmowaniu się rannymi. Teraz, kiedy mieliśmy co najmniej jeden dzień przerwy w walkach najważniejsze było zadbanie o rannych. Szybko zająłem się przemywaniem ran i zakładaniem nowych bandaży. Nagle przybiegł adiutant Galesa z pytaniem co robić z rannymi wrogami. Poleciłem zabrać ich do naszego obozu. Od razu z kilkoma medykami ruszyłem do prowizorycznie przygotowanego szpitala dla rannych wrogów gdzie zajęliśmy się nimi tak, jak naszymi wojownikami.
- Rin wiem, że to może być trudne jednak musimy to zrobić.- Powiedziałem zakładając na mocno  krwawiącą nogę jednego z wojowników opatrunek.
- Co tylko rozkażesz panie.- Odparła wadera przyglądając się mi z wyczekiwaniem.
- Musimy przedostać się do obozu Mehmeda i przekonać jak najwięcej wojowników do opuszczenia jego szeregów. Oni giną tylko dlatego, że Mehmed ma bzika na punkcie władzy.- Mruknąłem po czym rozejrzałem się po sali. Rannych w szeregach sułtana było znacznie więcej niż u nas podobnie jak zabitych. Wyglądało to źle a w tym tempie jakie obecnie mamy wojna skończy się szybciej niż przypuszczałem.
- Panie! Panie... Jestem Giorgi, urodziłem się jako poddany twojego ojca sześć lat temu. Sułtan przemocą wcielił mnie do swoich janczarów. Jeśli chcesz przeciągnę na twoją stronę tylu wojowników sułtana ilu zdołam.- Powiedział jakiś pies podchodząc do mnie i kłaniając mi się.
- Zgoda Giorgi. Tylko najpierw wydobrzyj nieco. Rin pomożesz mu wrócić w szeregi sułtana.
<Rin?>
240 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli członka rodziny Mehmeda lub dowódcy. 

Od Galesa Cd Valentina

Drugi dzień zmagań. Do walki byliśmy gotowi już od szóstej rano jednak wojska Mehmeda nie kwapiły się do walki.
- Dzisiaj nie będziemy walczyć. Świętują narodziny Mohameta. Zbierz oddział i uprzątnijcie pole walki. Sam wiesz co masz robić.- Powiedział Vlad po czym ruszył w stronę namiotu medycznego gdzie zapewne miał zamiar pomagać rannym. Zebrałem oddział tak jak kazał hospodar po czym ruszyłem na wczorajsze pole bitwy. Armia Mehmeda nie zaprzątała sobie głowy rannymi, których było naprawdę wielu.
- Biegnij do hospodara i zapytaj co robić z lżej rannymi.- Powiedziałem do mojego adiutanta po czym wróciłem do przenoszenia zmarłych za najbliższe wzniesienie. Kilka minut później wrócił adiutant: mieliśmy ich zabrać ze sobą. Nie zasłużyli na śmierć tylko dlatego że służą Mehmedowi. Nagle w oddali dostrzegłem jednego z dowódców. Biegł w naszą stronę wymachując przy tym szablą. Podniosłem z ziemi kamień po czym rzuciłem go uderzając w głowę psa. Szybko go związaliśmy i skończyliśmy sprzątać pole bitwy po czym wróciliśmy do obozu z rannymi i więźniem.
Valentina?
164 słowa

Gales bierze do niewoli dowódcę nr 63. Sevcana

Od Vlada Cd Peachy Woman

Walki wciąż trwały. Nasi wojownicy atakowali z coraz większą zaciętością a wojska sułtana zaczęły się cofać. Zbliżał się wieczór i walki stawały się coraz mniej bezpieczne.
- Peachy zarządź odwrót. Zaczyna robić się za ciemno na walkę. Zaraz zacznie się atakowanie i ranienie swoich.- Powiedziałem na co moja adiutantka kiwnęła głową i ruszyła zwoływać armię. Zaczekałem na moim miejscu aż do czasu gdy wszyscy wojownicy wrócili do obozu. Pierwszego dnia starć Mehmed stracił czterech dowódców - trzech wziętych do niewoli a jednego martwego. Po zakończeniu walk rozstawiłem straże, ustaliłem kolejność wart po czym wróciłem do swojego namiotu. Usiadłem ciężko na krześle i wciągnąłem powietrze do płuc. Zacząłem rozpinać zbroję po czym zdjąłem ją i założyłem na manekin. Czarny metal pokrywała obecnie całkiem gruba warstwą krwi. Po chwili wziąłem szmatkę i zacząłem czyścić pancerz jednocześnie szukając ewentualnych wgnieceń lub zadrapań. Całe szczęście nie było ich wcale. Zbroja ta miała pewne magiczne właściwości dzięki czemu bardzo trudno było ją w jakikolwiek sposób przebić. Nie istniało zbyt wiele takich pancerzy, w końcu hartowanie w smoczej krwi nie jest zbyt powszechne. Szybko ubrałem drugą zbroję, która była po pierwsze lżejsza jednak z drugiej mniej bezpieczna. Wyszedłem z namiotu i ruszyłem w stronę zagrody by zająć się Rascalem. Zdjąłem z niego całą zbroję, umyłem ją po czym założyłem na manekin. Zmyłem również krew z wierzchowca i wyczesałem jego sierść po czym nakarmiłem go. Później poszedłem na obchód po obozie. W namiocie medycznym obecnie przebywało około pięciuset wojowników.
- To wszystko to moja wina. Gdybym zrobił coś inaczej może nie doszło by do tego.- Powiedziałem do gammy kiedy wyszedłem z namiotu po spotkaniach z rannymi. Najgorsze jednak było to, że oni wszyscy wciąż wierzyli. Wierzyli we mnie i słuszność tej wojny mimo, że ja już zwątpiłem. Bałem się. Bałem się o moich żołnierzy, o mój kraj, o moją rodzinę. Nie chciałem żeby wszystko to spotkało coś złego.
Peachy?
311 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Rin CD Vlada

Czterech dowódców w niewoli, jeden zabity. Jak na pierwszy dzień wojny całkiem dobrze nam szło. Tym razem nie mogę posądzić Mehmeda o pułapkę, wszystkie ataki są już przeprowadzane zgodnie z jego wcześniejszym planem. Chce mi się śmiać jak pomyślę, że on nadal się nie domyśla w jakim straszliwym położeniu jest. Jeżeli utrzymamy to tępo pozbawiania Mehmeda dowódców, wojna zakończy się jak z bicza strzelił. 
- Rin biegnij do Wilka, niech uderzy Smoczym Wojskiem na prawym skrzydle. Przyda im się wsparcie - usłyszałam głos Vlada. Szybko wypatrzyłam konkretnego dowódcę i zbiegłam na pole, gdzie jego wojska miały swoje miejsce. Podbiegłam do samego Wilka.
- Na rozkaz króla, Smocze Wojsko niech uderzy na prawe skrzydło - powiedziałam dosyć głośno, bo szum i hałas wojny nasilał się. Janczarzy byli wściekli, że tak łatwo pozbawili siebie pięciu dowódców. Dowódca kiwnął głową, ja już miałam wracać na swoje miejsce, ale wypatrzyłam pewnego janczarskiego psa. Był poobijany, zgubił gdzieś w wirze wojny swojego wierzchowca, jego zbroja była lekko podniszczona. Biedak, myślał, że oddalając się od grupy poczuje ulgę w swoim cierpieniu. A tymczasem, co za ironia losu, podpisał na siebie wyrok jeszcze większego bólu. Ahsen, ten młody dowódca, zaznał jedynie raz tej... przyjemności spędzenia nocy w alkowie sułtana. Cóż za zbieg okoliczności, nie będzie mu dane przeżyć tego jeszcze raz. Ahsen, właśnie on był moją kolejną ofiarą. Przebiegłam cicho pod wzgórzem, skryłam się za drzewem. Gdy nikt mnie nie zauważył przeszłam za kolejno, i tak dalej, dopóki nie znalazłam się z linii prostej do wilka. Miałam szczęście, byliśmy stosunkowo blisko wzgórza, więc nie będzie problemu w przeniesieniem nieprzytomnego. Nie miałam przy sobie niczego, co by nadawało się do rzucania... Sztylet... on nadawał się tylko do walki oko w oko. Okej, no to ryzykuję. Podbiegam cicho do wilka. Kolejny raz stał tyłem, więc miała  ułatwione zadanie. 
- Dobranoc - szepnęłam jeszcze pod koniec, praktycznie sama do siebie. Po czym skoczyłam na plecy owego wojownika, rzucając jego głową o podłoże. Miałam dokładnie wyliczone, by nie umarł tam gdzieś po drodze. Oczy Ahsena zaszły mrokiem, po czym stracił przytomność. Przeciągnęłam bezwładne ciało na wzgórze. - Kolejny, panie, do niewoli - powiedziałam odrzucając ciało nieprzytomnego, którym natychmiast zajęli się wojownicy. 

<Vlad?>

360 słów

niedziela, 29 kwietnia 2018

Od Valentiny Cd Gales

Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go mocno i namiętnie.
- Wiesz, że liczyłam, że zapytasz wcześniej? Jasne, że zostanę twoją żoną mój ty kochany głupku.- Szepnęłam mu czule do ucha po czym przejechałam dłońmi po jego torsie zatrzymując się dopiero na pasku spodni, który szybko rozpięłam. Spodnie opadły na ziemię a mój ukochany został jedynie w przepasce na biodrach.
- Weź mnie...- Szepnęłam po czy szybko pozbyłam się ubrania. Gales zdjął z bioder przepaskę i popchnął mnie na łóżko polowe na którym oboje usiedliśmy. Spojrzałam w jego oczy po czym delikatnie zjechałam dłońmi po jego brzuchu aż na męskość. Zaczęłam delikatnie ją masować na co mój ukochany westchnął cicho. Po kilku minutach samiec delikatnie ułożył mnie na łóżku i rozłożył mi nogi robiąc sobie do mnie odpowiedni dostęp. Po chwili zaczął mnie namiętnie całować jednocześnie wchodząc we mnie. Jęknęłam cicho jednak już po chwili nie miałam jak tego robić bo Gales całował się ze mną uniemożliwiając mi wydawanie jakichkolwiek dźwięków. Kochaliśmy się ze sobą tej nocy jeszcze wiele razy jednak musieliśmy pójść spać w miarę wcześnie żeby następnego dnia znowu spełniać swoje obowiązki - on na froncie dowodząc konnicy a ja w namiocie medycznym. Rano pomogłam Galesowi włożyć zbroję i pocałowałam go na drogę.
- Pokonaj ich skarbie.- Powiedziałam wychodząc z namiotu.
Gales?
213 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Galesa

Wojna rozpoczęła się od kilku naprawdę sporych sukcesów. Po pierwsze udało nam się uniknąć zbrojnego starcia przez właściwie dwa tygodnie, po drugie w ciągu tych dwóch tygodni widząc  armię sułtana udało się nam pozbyć się dwudziestu tysięcy wrogów co właściwie raczej było niewykonalne, po trzecie to my wybraliśmy najbardziej pasujące dla nas miejsce na stoczenie bitwy no i oczywiście po czwarte w ciągu zaledwie jednego dnia pozbyliśmy się czterech dowódców z czego trzej trafili do niewoli. Szło nam świetnie, moja konnica bez problemu rozniosła na strzępy część piechoty wroga opłacając sukces jedynie stratą dwóch jeźdźców. Byłem zadowolony z efektów jakie osiągnęliśmy. Po odwrocie zarządzonym przez Vlada i powrocie do obozu od razu zrzuciłem z siebie zbroję i zająłem się moim koniem. Był to wielki, ważący prawie dwie tony czarny jak smoła ogier, który lubował się w tratowaniu wrogów. Powoli i spokojnie zacząłem zmywać krew najpierw z jego sierści a później także i zbroi. Wyczesałem również wszystkie grudki ziemi z włosów rosnących na jego pęcinach tak, że po skończeniu mojej pracy wyglądał znacznie lepiej niż ja. Kiedy już skończyłem wróciłem do namiotu gdzie zacząłem zmywać krew wrogów ze swojego futra. Nagle obok mnie pojawiła się Valentina przytulając się do moich pleców. Odwróciłem się w jej objęciach i pocałowałem ją.
- Vala wiesz, że możemy nie wyjść z tego cało. Jednak jeśli nam się uda chciałbym żebyś została moją żoną.
Valentina?
228 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Mihnei Cd May

Gdy się obudziłem Maybelline siedziała trzymając mnie za dłoń. Uśmiechnąłem się do niej i spróbowałem usiąść co mi się udało z niewielkim tylko trudem.
- May mogłabyś podać mi wody?- Zapytałem na co moja ukochana od razu podała mi szklankę.
- Jak idą walki?- Zapytałem na co May zaczęła opowiadać mi o przebiegu walk, które zakończyły się jakiś czas temu. Nagle gdzieś w drugiej części namiotu rozległy się krzyki. Rozejrzałem się po mojej sali a mój wzrok w pewnym momencie padł na mój miecz. Podniosłem się z łóżka po czym chwyciłem za broń i ostrożnie wyjżałem z pokoju. Na środku sali stał brązowo biały pies w charakterystycznych sułtańskich barwach. Od kiedy atakuje się stanowiska medyczne? To już jest przegięcie ze strony Mehmeda. Pies stał do mnie tyłem więc podszedłem cicho do niego i z całej siły uderzyłem go w głowę rękojeścią miecza. Kilku wojowników z lżejszymi ranami rzuciło się do wiązania agresora a dwóch pobiegło po mojego ojca. Maybelline tymczasem podeszła do mnie i pomogła mi się o siebie oprzeć.
- Mehmed stanowczo na zbyt dużo sobie pozwala.
May?
178 słów

Mihnea bierze do niewoli dowódcę nr. 71 Soykana.

Od Maybelline CD Mihnei

- Mam nadzieję, że zbyt wielu wojowników nie zostało rannych - szepnął Mihnea przytulając mnie.
- Nie wiem jak ze zgonami, ale mieliśmy około dwudziestu rannych – wtuliłam się w niego. Podniosłam głowę i spojrzałam na bandaże okrywające praktycznie całego wilka. Były przesiąknięte krwią.
- Trzeba wymienić ci opatrunki – powiedziałam i zabrałam się za zdejmowanie opatrunków z piersi Mihnei.
- Dasz radę usiąść? – spytałam.
- Spróbuję – odparł i podjął próbę podniesienia pleców z polowego łóżka. Niestety zamiast sukcesu doczekałam się tylko ciężkiego jęknięcia. Objęłam go delikatnie i pomogłam mu zająć pozycję siedzącą. – Dzięki – powiedział. Znacznie zgrabniej zaczęłam zdejmować opatrunki. Zobaczyłam tam paskudną, ciętą ranę. Nie mogłam patrzeć na krew na ciele ukochanego, więc pośpiesznie zaczęłam ponownie zakładać nowe bandaże. Pomogłam Mihnei bezboleśnie zająć pozycję leżącą i podniosłam się.
- Odpoczywaj – powiedziałam i pocałowałam go w czoło. – Niedługo przyjdę – odwróciłam się i wyszłam z namiotu. Pobiegłam do głównego, bo tam potrzeba było teraz medyków, którzy skończyli swoją robotę. Jakiś żołnierz stracił kończynę i miotał się w halucynacjach, więc trzeba było szybko go unieruchomić i podać mu odpowiednie środki, a później opatrzeć rany. Bitwa się skończyła i nie przybywało rannych, więc po zajęciu się tym pacjentem i innymi potrzebującymi pomocy wróciłam do namiotu, w którym leżał Mihnea i czekałam, aż się obudzi.
<Mihnea?>
209 słów
Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Vlada Cd Rin

Rin wzięła do niewoli kolejnego dowódcę. Byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy. Zawsze po wojnie moglibyśmy negocjować z Mehmedem na korzystniejszych warunkach tym bardziej, że byli to jego ulubieni dowódcy a z tego co wiedziałem niegdyś jego kochankowie. Trochę nie rozumiałem sposobów postępowania Mehmeda jednak no cóż wcale nie muszę go rozumieć. Nagle dostrzegłem zbliżającego się na czele małego oddziału kolejnego dowódcę. Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Yaşar, przywódca janczarów nie poddawał się łatwo więc teraz też chyba nie zamierzał odpuścić. Skinąłem na mój oddział i ruszyłem do ataku. Po kilkunastu minutach walki wróciliśmy na swoje stanowiska wyciąwszy w pień cały oddział fanatycznych wojowników i biorąc do niewoli dowódcę.
- Myślę, że chyba uda nam się uniknąć poważnych strat.- Powiedziałem do Rin. Rozejrzałem się po polu bitwy.
- Rin biegnij do Wilka, niech uderzy Smoczym Wojskiem na prawym skrzydle. Przyda im się wsparcie.
<Rin?>
142 słowa

Vlad bierze do niewoli dowódcę nr. 64. Yaşar'a

Od Peachy Woman CD Vlada

Gdy wojsko ruszyło do walki, nie chciałam pozostawać z tyłu. Wojna toczyła się w górach, w dolinie między pięcioma wzgórzami. Po stronie południowej miały swoją „siedzibę” tureckie wojska Mehmeda II, a po północnej nasi. Wzbiłam się wysoko w powietrze, tak, że znalazłam się pod samymi chmurami i w razie czego mogłam w nie wlecieć i się schować. Fu wiedziała, w którą stronę ma się kierować, więc wtuliłam się w jej szyję i zabrałam się za obserwację otoczenia pod nami. Na czubku jednego ze wzgórz dostrzegłam osamotnionego psa. Wokół niego nie było żywej duszy. Skierowałam, więc wierzchowca niżej. Gdy byłam na odpowiedniej wysokości naszykowałam łuk i strzeliłam. Dowódca padł martwy. Nie wydawał się ciężki i taki też nie był, więc zapakowałam go na Fu i zawyżyłam lot. Gdy byłam nad namiotami wojsk tureckich, zrzuciłam zwłoki w sam ich środek, po czym wleciałam w chmury. Zawróciłam w stronę naszego obozu.
<Vlad?>
148 słów
Peachy zabija dowódcę numer 98, Çağrı

Od Rin CD Vlada

- Rin zanieś wiadomość do korpusu medycznego, że następca tronu został ranny. Niech przygotują się na opatrywanie wojowników - usłyszałam polecenie od króla. Pokiwałam głową i czym prędzej skierowałam się w stronę oddziału medyków. Szybko wpadłam do prowizorycznego szpitala i dopadłam jednego z lekarzy.
- Przygotujcie się, niedługo będziecie musieli zrobić wszystko co w waszej mocy, by opatrzyć rany i jak najbardziej zmniejszyć ryzyko jakiegoś zakażenia następcy tronu, Mihnei. - rzuciłam, i wybiegłam z namiotu. Tymczasem kilku wojowników wniosło rannego pierworodnego Vlada. Powróciłam na moje zwykłe stanowisko, u lewego boku króla. Zmierzyłam wzrokiem pole bitwy, na które wkroczyli janczarzy, już w swoich charakterystycznych strojach. Kątem oka zobaczyłam jakąś białą plamę oddalającą się od tłumu. Chciał uciec... Gdy się przypatrzyłam bliżej, rozpoznałam Gökçena. Ta, sułtan w swoich wielkich wywodach opowiadał o tym oblubieńcu, który był stałym klientem alkowy jeszcze przed Radu. Nagle zapragnęłam nienormalną żądzą cierpienia tego wilka... Odwróciłam głowę do Vlada.
- Królu, proszę po pozwolenie na wzięcie do niewoli niejakiego Gökçena. Jest tam - wskazałam na białego niebieskookiego. Popatrzyłam na króla. W jego oczach malowało się zwątpienie - Jeżeli pragniesz cierpienia Mehmeda, pozwól mi wysłać jego kochanka na pewne tortury - nie obchodziło mnie to, że zapewne zachowałam się bezczelnie. Kierowała mną żądza rozlewu krwi i jak największego zrujnowania życia sułtana. Popatrzyłam w oczy Vladowi. Byłam prawie pewna, że w moich piwnych tęczówkach widniała niema prośba, jak i niemalże rozkaz. Król pokiwał głową. Nie czekając dłużej zbiegłam z lekkiego wzgórza i cicho zakradłam się od tyłu do jednego z dowódców. Gökçen nie słyszał mnie, pewnie moje kroki zagłuszał ogólny harmider wojny i okrzyków bitewnych. Zsiadł ze swojego wierzchowca, który zaczął się niecierpliwie kręcić.
- Idioci... - usłyszałam wcale nie taki cichy szept wilka. Straciłam cierpliwość. Podeszłam bliżej, wyjęłam sztylet i przyłożyłam go do szyi mojego celu. Przytrzymałam jego klatkę piersiową jedną ręką, drugą przycisnęłam ostrze do skóry. Po jego szyi spłynęła maleńka kropla krwi. Gökçen zamarł. Ja rozluźniłam nacisk, po czym szybko zdjęłam sztylet z szyi dowódcy. W ułamku sekundy rękojeść srebrnego noża wylądowała na skroni wilka. Dodatkowo jeszcze uderzyłam własną ręką w jego głowę. Upadł. Obserwowałam jak jego niebieskie oczy pociemniały, a potem całkowicie je zamknął. Ale żył, spokojnie. Nie wymierzyłam znowu jakiego mocnego ciosu. Podeszłam do jego wierzchowca. Byłam zdziwiona, że ten niczego nie zauważył. Może fakt, że stał pięć metrów dalej coś zmienił? Wsiadłam na siodło wierzchowca. Nie miałam swojego, a chyba ciągnąć nieprzytomnego Gökçena nie będę. Chwyciłam nieprzytomne ciało dowódcy i przerzuciłam je przed sobą. Wierzchowiec przez chwilę trochę się stawiał, ale zapach jego pana chyba go uspokoił. Szybko wróciłam na wzgórze. 
- Misja wykonana - rzuciłam do Vlada. Zeskoczyłam z siodła i pozwoliłam ciele mojego celu się osunąć z pleców wierzchowca. Ten tymczasem pobiegł wolno - Żyje - dodałam widząc pytające spojrzenie króla.

<Vlad?>

459 słów

Rin Kagamine bierze do niewoli dowódcę nr. 23. Gökçena

Od Mihnei Wojna

Wojna się jeszcze na dobre nie rozpoczęła a ja już wylądowałem w prowizorycznym szpitalu. Nie czułem się jakoś strasznie źle ale to może przez środki przeciwbólowe, którymi ponoć solidnie mnie nafaszerowali. Z tego co mi mówiono walkę na wzgórzu z janczarami wygraliśmy odpychając ich z powrotem w szeregi wroga. Byłem pewny tego, że ojciec kiedy tylko będzie miał chwilę spokoju, to znaczy kiedy sytuacja na polu bitwy się unormuje przyjdzie tutaj żeby dać mi burę za moje nieprzemyślane działania. Uniosłem prawą dłoń i nieco odkryłem koc. Oba przedramiona miałem pokryte bandażami, tak samo jak pierś. Najwyraźniej zbroja puściła i nie chroniła mojego ciała tak jak powinna. Nagle w drzwiach namiotu pojawiła się May w białym stroju medyka dźwigając całą masę bandaży.
- Mihnea jak się czujesz? Nic Ci nie jest?- Zapytała przypadając do mnie i mocno przytulając się.
- Nic skarbie... Tylko puść mnie bo zaraz mnie udusisz...- Jęknąłem usiłując wciągnąć powietrze do płuc.
- Oj. Wybacz kochanie.- May uśmiechnęła się słodko i cmoknęła mnie. Nagle w drzwiach pojawił się mój ojciec. Jego czarna zbroja była pokryta grubą warstwą krwawej posoki.
- Mihnea jak się czujesz?- Zapytał spoglądając na mnie.
- Lepiej, myślę że dam radę jeszcze dzisiaj wrócić do walki.- Powiedziałem spoglądając na ojca z szacunkiem.
- Dobrze się spisałeś.- Powiedział po czym wyszedł.
- Mam nadzieję, że zbyt wielu wojowników nie zostało rannych.- Szepnąłem przytulając ukochaną.
<May?>
229 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Vlada Cd Rin

Walki szły coś za łatwo. Nie podobało mi się to. Dobra zgoda moi wojownicy są dobrze wyszkoleni jednak nie przypuszczałem żeby szło im aż tak dobrze tym bardziej z janczarami Mehmeda. Wtedy właśnie nagle oprzytomniałem. Szybko rozejrzałem się po polu walki nie dostrzegając ani jednego charakterystycznego munduru janczarów. Nie było ich na polu walki. To dlatego tak dobrze szło. Rozejrzałem się dookoła. Od wschodu były mokradła w których bardzo łatwo można było ugrząźć. Atak zza naszych tyłów był niemożliwy ponieważ w rezerwie mieliśmy jeszcze dwadzieścia tysięcy wojowników przysłanych przez władców Amarsin. Jedynym logicznym wyjściem była próba ataku od zachodu.
- Mihnea weź dwa tysiące wojowników i jedź na tamto wzgórze. Sprawdź czy nikt nie próbuje nas podejść.- Wydałem rozkaz synowi, który natychmiast go wykonał ciesząc się przy tym jak kilkumiesięczny szczeniak. Wpatrywałem się z napięciem w odjeżdżający oddział aż do czasu kiedy znalazł się on na wzniesieniu. Nagle zza wzgórza wybiegła cała masa janczarów.
- Za mną!- Ryknąłem na całe gardło i ruszyłem w stronę wzgórza, na którym mój syn musiał zmierzyć się z kilkunastoma tysiącami najlepiej wyszkolonych wojowników Imperium Osmańskiego. Dotarliśmy na miejsce z odsieczą właśnie w odpowiednim momencie by uratować życie Mihnei. W biegu chwyciłem nieprzytomnego syna i jednocześnie usiłowałem zlikwidować zagrożenie ze strony janczarów.
- Rin zanieś wiadomość do korpusu medycznego, że następca tronu został ranny. Niech przygotują się na opatrywanie wojowników.- Poleciłem mojemu posłowi.
<Rin?>
229 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Rin Kagamine

Wojna się rozpoczęła. I co z impetem. "Nieoczekiwany" atak od południa i zachodu, został zagłuszony, mogę sobie jedynie wyobrażać frustrację głównodowodzących. Z racji tego, że w normalnym, pokojowym czasie mam posadę skrytobójczyni, postanowiłam wybrać sobie trochę mniej krwawe stanowisko podczas bitwy. Jestem posłem i, mam wrażenie, że dosyć dobrze sprawuję się w tej roli. A przynajmniej dostatecznie dobrze. Teraz, zajmując miejsce po lewej stronie Vlada obserwowałam bacznym spojrzeniem wszystko, co się działo przede mną. Z tego co wcześniej wypatrzyłam, temu sułtanowi nawet się nie chciało swojego cielska ruszyć ze swojego jaskrawego pałacyku. Fuknęłam z dezaprobatą. Otwarcie wypowiadać wojnę, nawet nieświadomie, a nie potrafić na nią samemu się stawić? Szczyt bezczelności... To zupełnie tak samo, jakbym się własnowolnie zgłosiła do mojej misji, a potem wysłała kogoś innego.
- Peachy, powiedz dowódcom, że ruszamy - z rozmyślań wyrwał mnie głos Vlada zwracający się do swojego adiutanta. Obserwowałam jak Gamma kolejno przejeżdża na swoim wierzchowcu do każdego z dowódców. Przez umysł przemknęła mi nieśmiała myśl, że może jednak uda się uniknąć zbyt wielkiego rozlewu krwi z naszej strony... Bo sułtan zdecydowanie zasługiwał na śmierć. On i jego rodzina. A także ci wszyscy, co poparli pomysł rozpoczęcia wojny. Popatrzyłam na siebie. Na moim ciele była umiejscowiona dobrze chroniąca zbroja, jednakże skonstruowana tak, żeby nie ograniczać żadnego z moich ruchów. Lecz miała ochraniać moją skórę przed potencjalnymi atakami. W talii miałam zawiązany brązowy pas, w którym były niezliczone skrytki, niekiedy dobrze schowane, służące do przetrzymywania przekazywanych pisemnych wiadomości. Oprócz niewielkich torb, do pasa miałam przytoczony sztylet z dwudziestocentymetrowym ostrzem, jedynie w razie największego zagrożenia mojego i innych. Nóż był niezwykle cenną pamiątką, przynoszącą mi szczęście, odziedziczoną po matce, tuż przed jej śmiercią. Może to trochę niemądre przywiązywać tyle wagi do zwykłego przedmiotu, ale jednak... to moja jedyna pamiątka z rodzinnego domu. Sztylet był wykonany z żywego srebra, miał niezliczone zdobienia na rękojeści, przedstawiające smoki, gryfy, niekiedy motywy roślinne. Proste, nieozdobione ostrze było ukryte w lśniącej nakładce, na której widniały niezidentyfikowane wzory. Miałam głęboką nadzieję, że nie będę musiała go używać.
Tymczasem, gdy ja rozmyślałam o sztyletach i moim poprzednim domu, bitwa się rozpoczęła. Nasze wojska, doskonale wyszkolone, niszczyły z zadziwiającą prędkością pierwszy rząd zmilitaryzowanych wojowników sułtana. Miałam wrażenie, że to jest jakaś pułapka, że sułtan sobie z nas kpi, wysyła na pewną śmierć niewinnych żołnierzy, zmuszonych do posłuszeństwa swoim dowódcom. Miałam nadzieję, że to tylko moje złudzenie, ale... szło łatwo. Zbyt łatwo.

<Ktoś? Coś?>

397 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Vlada Cd Peachy

Spojrzałem na pole bitwy. Jako pierwsza do ataku ruszyła piechota pod wodzą Krystiana. Skierowałem swój wzrok na dowódcę jazdy Galesa. Już palił się do ataku. Wilk stał tuż obok mnie trzymając pieczę nad oddziałami Smoczego Wojska. Spojrzałem w dół i uśmiechnąłem się skrycie. Obiecałem Mehmedowi jego krew w zamian za atak na mój kraj i ją dostanie. Opuściłem przyłbicę i dłonią dałem rozkaz do ataku. Sorcier zamachał kilka razy energicznie sztandarem po czym razem z resztą oddziału ruszył do ataku, a raczej chciał ruszyć bo zagrodziłem mu drogę mieczem podobnie jak jego bratu Mihnei.
- Macie trzymać się mnie. Żadnej brawury. Nie zapominajcie, że jesteście tu tylko żeby się uczyć.- Krzyknąłem aby zagłuszyć bitewny gwar. Nagle w oddali dostrzegłem zbroję jednego z ulubionych dowódców Mehmeda - Görkem'a. Uśmiechnąłem się po raz kolejny już.
- Wy tu zostajecie. Zobaczycie jak prowadzi się wojnę.- Powiedziałem i ruszyłem naprzód.
- Ale... - Zaczęli równocześnie moi synowie.
- Żadnych ale! Zobaczycie na co jeszcze stać staruszka...- Zaśmiałem się i wyciągnąłem dwa miecze z pochew umieszczonych na plecach po czym pogoniłem Rascala do biegu. Zwierzę pognało przed siebie przepychając się w kierunku dowódcy. Rogi ryliona siały spustoszenie w szeregach wroga podobnie jak jego kopyta, łapy i moje miecze. Po krótkiej chwili mogliśmy zmierzyć się z Görkem'em oko w oko. Nagle z gardła Rascala wydobył się ryk tak głośny, że nagle życie na całym polu bitwy zamarło. Kilka uderzeń serca później koń dowódcy spłoszył się zrzucając go na ziemię. Mój wierzchowiec momentalnie wykorzystał to uderzając go kopytem w hełm i powodując zamroczenie i prawdopodobnie utratę przytomności. Trzymając się łęku siodła pochyliłem się i wciągnęłam nieprzytomnego psa na plecy Rascala. Dla pewności jeszcze uderzyłem go po głowie głowicą miecza. Po chwili mój rylion ruszył z powrotem na stanowisko dowódcze po drodze tratując wrogów.
- Tak to się robi! Jeden zero dla nas.- Ryknąłem triumfalnie spychając nieprzytomnego dowódcę z siodła.
- Zwiążcie go porządnie. Może się przydać.- Powiedziałem do kilku wojowników.
<Peachy?>
324 słowa

Vlad bierze do niewoli dowódcę nr. 21. Görkem'a. 

Od Maybelline CD Mihnei

- Chciałbym, żebyś została moją żoną... - wyszeptał mi do ucha Mihnea.
- A ja chciałabym, abyś został moim mężem - odparłam z uśmiechem i po patrzyłam mu w oczy. Od razu wiedziałam dlaczego się zakochałam. Była tam miłość, ciepło, zrozumienie... Przytuliłam się do niego i oparłam głowę na jego ciepłym torsie. Uświadomiłam sobie jakie wielkie szczęście mnie spotkało, że znalazłam miłość, że ktoś ją odwzajemnił, że tym kimś był taki wspaniały pies jak Mihnea. Nagle przypomniało mi się, że od razu po kolacji poszliśmy do jego komnaty i nie zdążyłam powiedzieć mamie i tacie, aby się o mnie nie martwili.
<Mihnea?>
101 słów

Od Peachy Woman CD Vlada

Maybelline pomogła mi założyć zbroję na mojego wierzchowca, Fu. Była to zebra, która pozwoliła mi się dosiąść podczas wyprawy do mojego rodzinnego kraju. Mój brat, pasjonat fizyki i początkujący wynalazca, opracował specjalny lekki pancerz, który nie utrudniał Fu latania. Sama przywdziałam lekki strój usztywniany nie ważącym wiele, lecz twardym metalem, w miejscach które należało dobrze chronić. Do prawego boku przypasałam sobie lekki miecz, który znajdował się tam na wszelki wypadek. Planowałam trzymać się powietrza, więc moją główną bronią był łuk. Fu nie była przyzwyczajona do bitewnego zgiełku, więc kręciła się niespokojnie, ale wciąż słuchała moich poleceń. Na razie trzymała skrzydła schowane, bo dopiero szykowaliśmy się do natarcia. Dosiadłam wierzchowca i kłusem, bo musicie wiedzieć, że Fu nie była zwykłą zebrą i poruszała się końskimi chodami, podjechałam do Vlada. Pełniłam funkcję adiutanta i miałam za zadanie asystować alfie.
- Peachy, powiedz dowódcom, że ruszamy - powiedział Vlad. Kiwnęłam głową na znak zgody i popędziłam zebrę do galopu. Dowódców było trzech, Gales, Krystian oraz Wilk. Podjeżdżałam kolejno do każdego z nich, przekazując rozkazy Vlada. Wszyscy zbierali się już do natarcia, więc, nie chcąc zostać startowana, postanowiłam skorzystać z drogi powietrznej. Za pomocą wmontowanej w przedni lęk siodła miniaturowej dźwigni, rozsunęłam klapki po bokach zbroi, co pozwoliło Fu wysunąć skrzydła i wzbić się w powietrze. W szybkim tempie wróciłam do Vlada.
<Vlad?>
218 słów

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Vlada

Machina wojenna ruszyła. Mehmed spuścił z łańcucha swoje najwierniejsze ogary by pod ich wodza armia mogła zmieść z powierzchni ziemi moją sforę. Armii jak zawsze dowodził ojciec Mehmeda, Murad II bo wielkiemu sułtanowi nie chciało się ruszyć czterech liter żeby osobiście dopilnować ataku. Bardzo się zdziwili kiedy na granicy powitały ich moje wojska. Zatarłem ręce z zadowolenia. Wyrównaliśmy nieco liczbę sułtańskich żołnierzy wodząc ich przez bagna i nękając bezustannymi podjazdami.Do tego chyba raczej nie byli przygotowani na spotkanie z naszymi terenami i stworami żyjącymi na nich. Ogólny rozrachunek wyglądał tak, że my mieliśmy wciąż czterdzieści tysięcy żołnierzy a armia Mehmeda straciła już dwadzieścia tysięcy, które albo zmarły albo zostały pożarte albo tkwią zamknięte w naszych lochach. Zacząłem wkładać na siebie zbroję. Trzeba było poprowadzić moich wojowników do walki. Spojrzałem na czarny metal z którego była wykonana moja zbroja. Jeszcze ani razu mnie nie zawiodła. Wyszedłem z namiotu po czym udałem się w stronę zagrody dla wierzchowców gdzie Sorcier i Mihnea już oporządzali przydzielone im wierzchowce. Podszedłem do Rascala i pogłaskałem go po pysku. Zwierzę również miało na sobie czarną zbroję z maleńkimi, złotymi smokami.
- Czas ruszać żeby pokazać Mehmedowi kto tutaj rządzi.- Powiedziałem po czym wskoczyłem na siodło umiejscowione na grzbiecie ryliona. Moi synowie również dosiedli swoich zwierząt a Sorcier dodatkowo chwyciła za chorągiew przedstawiającą złotego smoka na czarnym tle, którą zrobiła jego matka.
- Peachy powiedz dowódcom, że ruszamy.- Zwróciłem się do mojej gammy, która obecnie pełniła również funkcję adiutanta.
<Peachy Woman?>
244 słowa

Akceptacja! Dostajesz zezwolenie na zabicie lub wzięcie do niewoli dowódcy.

Od Rose Cd Mihnea

- Ale ja już jestem nieszczęśliwa! - w moich oczach pojawiły się łzy, lecz serce mówiło mi żeby się nie poddawać.
- Rose, musisz mnie zrozumieć. - powiedział spokojnym głosem.
- Ja cię rozumiem, ale nie rozumiem dlaczego nie można mieć szczęśliwego życia! - czułam się jakby ktoś mnie nękał. Pobiegłam do swojej komnaty. Upadłam na łóżko.
- Czemu ja?! - nie dałam rady. Nagle w mojej głowie pojawiły się obrazy z mojego życia. Wtedy moje serce zaczęło nękać śmierć matki. Była wspaniałą mamą.
- Rose, wszystko w porządku? - do mojego pokoju wszedł Mihnea.
- Nic nie jest w porządku. - mruknęłam.
- Rozumiem że możesz się czuć urażona. - Mihnea wszedł na łóżko.
<Mihnea?>

Od Rin CD Vlada

Nie mam pojęcia ile czasu byliśmy w podróży. Często stawaliśmy, bo ciągły szybki bieg czasami przerastał mojego towarzysza. Pewnie to była wina jego zastałych mięśni. Jeżeli jedynym twoim dystansem do pokonania jest alkowa-pokój to chcąc nie chcąc, tracisz formę. Jednak postoje nie trwały długo, najdłuższy chyba miał długoścl pięciu minut, a na samym końcu nawet całkowicie zanikły. Nie rozmawialiśmy między sobą, zresztą o czym niby mielibyśmy rozmawiać? I o przeszłości źle, i o przyszłości źle.
Po jakiś kilku godzinach ujrzeliśmy zarysy zamku, wstąpiła w nas jakaś nowa siła.
- Możesz poczekać chwilę przed komnatą, zanim do niej wejdziesz? Chciałabym zbudować napięcie... - zapytałam, gdy już stanęliśmy przed brama główną. Spojrzałam na basiora. Pokiwał głową. Wtedy uświadomiłam sobie, że w końcu to jest brat króla. Czy powinnam mówić zwrotami grzecznościowymi? No owszem, pomogłam mu uciec, u sułana byłam niemalże na równi z nim, ale jednak teraz wszystko wraca do normy... Potrząsnęłam głową. Moje myśli szły w idiotycznym kierunku. Otworzyłam drzwi, a potem szybko udałam się wraz z Radu pod salę, w której powinien przebywać Vlad. Spojrzałam na strażników.
- Król jest w środku? - zapytałam, a jeden ze stojących psów pokiwał głową. Zapukałam kilka razy, czyli tak jak miałam w zwyczaju. Usłyszałam krótkie "Wejść", więc otworzyłam drzwi i stanęłam przed Vladem. Ukłoniłam się umiarkowanie.
- Królu, melduję, iż moja misja zakończyła się powodzeniem. Wszystkie informacje zawarłam w liście. Dodatkowo, mój drugi cel również zakończył się sukcesem - zaczęłam zanim Vlad zdążył cokolwiek powiedzieć. Popatrzyłam na niego. W jego oczach pojawiło się nieme pytanie. - Radu II? Prosimy do środka, panie - zawołałam z radosnym uśmiechem na twarzy. Cudne uczucie wiedzieć, że coś się zrobiło dobrze. Tymczasem, basior wszedł do sali.


<Vlad?>


279 słów

Od Vlada Cd Rin

Wieści, które przynieśli posłowie od Rin Kagamine z jednej strony ucieszyły mnie a z drugiej zasiały niepokój. Od razu rozkazałem wzmocnienie obrony granic południowej i zachodniej. Niestety kilka dni później posłowie, którzy zostali uwolnieni przez Mehmeda przynieśli wiadomość, że sułtan zamierza przybyć do nas na uroczysty bal. Wieści te tak mnie rozsierdziły że kilka wazonów musiało rozprysnąć się w drobny mak. Oczywiście musiałem rozkazać przygotować bal z nadzieją, że może jednak uda się zażegnać  wiszące nad nami ryzyko wojny. Wszystko zostało przygotowane i sułtan pojawił się na moim dworze, ku niezadowoleniu większości mieszkańców Wołoszczyzny. Elisabetha nie mogła wziąć udziału w balu, ponieważ zbliżał się już czas jej rozwiązania. Mehmed tańczył z chyba każdą przedstawicielką płci pięknej na jaką natrafił obmacując je bez przerwy. Kiedy zaś prosił do tańca którąś z moich córek siedziałem na swoim miejscu przyglądając się temu i zaciskając dłonie na krawędzi stołu. Kilka razy przestałem panować nad amuletem i przemieniłem się w człowieka czego całe szczęście nikt nie zauważył. Nagle muzyka ucichła a Mehmed stanął przede mną szczerząc się bezczelnie.
- Vlad chciałbym zaproponować Ci pewien układ. Zaniecham działań wojennych przeciwko twojemu państwu jednak pod pewnymi warunkami. Po pierwsze co roku przesyłać mi będziecie dziesięć tysięcy monet. Po drugie co roku razem z haraczem przysyłał mi będziesz pięciuset chłopców jak rekrutów do moich janczarów. Po trzecie wreszcie oddasz mi jako zakładników swoich dwóch najstarszych synów i wszystkie córki. Obiecuję znaleźć im odpowiednich mężów.- Mehmed uśmiechnął się przebiegle i przyjął wyzywającą pozę. W sali zrobiło się niezwykle cicho. Moje dzieci momentalnie stanęły za moim krzesłem i przyglądały się zaistniałej sytuacji. Powoli wstałem i spojrzałem w oczy sułtana.
- Jeśli myślisz, że jestem tak nieczuły, że będę oddawał Ci moich poddanych to jesteś niezwykłym głupcem. Nie dostaniesz ani jednego Wołoskiego dziecka, nie dostaniesz ani złamanej monety, nie dostaniesz żadnego z moich synów ani żadnej z moich córek. Nie dam Ci nic. A jeśli spróbujesz sam sobie wziąć coś co pochodzi z mojej ziemi to dostaniesz jedynie krew. Krew swoją i swoich żołnierzy. Jeśli będzie trzeba oddam życie w obronie mojego kraju. A teraz się stąd wynoś!- Krzyknąłem i uderzyłem pięścią w stół. Mehmed przeraził się, odwrócił się na pięcie i uciekł z sali balowej.
- Co teraz ojcze?- Zapytała Morgana kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Teraz będziemy mieli wojnę...- Mruknąłem i opadłem ciężko na krzesło.
Rin?
387 słów

Od Vlada Cd Shibu

Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową na znak zgody.
- To bardzo dobry pomysł Shibu. Rumba to rzeczywiście trudny taniec jednak z pewnością dasz radę. Jesteś bardzo zdolna i wytrwała a to jest klucz do sukcesu.- Powiedziałem po czym podszedłem do gramofonu i włączyłem muzykę. Rozpoczęliśmy nasze ćwiczenia, które zakończyliśmy po kilku godzinach.
- Na dzisiaj chyba wystarczy. Muszę jeszcze dzisiaj wypełnić całą masę papierów.- Powiedziałem a po chwili przypomniało mi się że Shibu prosiła mnie o pożyczenie książki.
- Właśnie chodź ze mną to pożyczę Ci tę książkę o którą ostatnio prosiłaś.- Powiedziałem i ruszyłem w stronę mojego gabinetu. Kiedy tam dotarłem od razu ruszyłem na poszukiwania książki.
- Tu jest.- Powiedziałem z zadowoleniem zdejmując z pułki ciężki tom.
- Pomóc Ci ją zanieść do pokoju? Jest dość ciężka.
Shibu?
129 słów

sobota, 28 kwietnia 2018

Od Mihnei Cd May

Nie mogłem już dłużej wytrzymać więc oderwałem się od całowania ukochanej po czym pocałowałem namiętnie i przycisnąłem Maybelline do łóżka. Mój członek momentalnie był gotowy do działania. May rozłożyła nogi i uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. Ukląkłem i wszedłem w nią delikatnie po czym zacząłem poruszać się w niej rytmicznie i coraz szybciej. Maybelline jęczała cicho przytulając się do mnie mocno i ciasno oplatając moje biodra nogami. Kochaliśmy się ze sobą prawie przez całą noc. Mogliśmy sobie na to pozwolić bo nie musieliśmy wcześnie wstawać.
-Je suis une ombre, prisonnier de murailles, qui me sépare du monde, je suis impuissant contre les forces de l'amour, J'ai perdu la bataille pour mon coeur.- Powiedziałem do niej szeptem kiedy się obudziliśmy.
- Chciałbym żebyś została moją żoną...- Dodałem po chwili.
<May?>
129 słów

Od Mihnei Cd Rose

Po tym jak powiedziałem Rose o tym, że nie możemy już dłużej ze sobą być zrobiło mi się tak jakby lżej, poczułem się wolny.
- Hej! Dokończymy naszą rozmowę?- Około pierwszej na korytarzu po raz kolejny spotkałem Rose. 
- Może być.- Mruknąłem ciężko i spróbowałem delikatnie wytłumaczyć jej dlaczego nie może być już dłużej moją dziewczyną. 
- Rose musisz mnie zrozumieć. Żeby stworzyć dobry związek trzeba się wzajemnie kochać a ja nie potrafię Cię pokochać. Może gdyby związek z tobą mógł zapewnić sforze jakieś korzyści dyplomatyczne musiałbym jakoś spróbować z tobą być, jednak żadne z nas nie byłoby szczęśliwe. Jednak ja widzisz, sfora z naszego związku nic mieć nie będzie więc nie chcę żebyśmy przez resztę życia oboje byli nieszczęśliwi.
<Rose?>
120 słów

Od Rose Cd Rammstein

Stałam sobie obok okna. Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony chciałam żeby Mihnea do mnie wrócił, ale z drugiej strony chciałam wrócić do domu.
- Co się stało? - nagle podszedł do mnie jakiś szczeniak.
- Dzień dobry. Nie wiem co mam robić. Chłopak z mną zerwał, ale ja chcę do niego wrócić. Chcę też wrócić do mojej watahy. Nie wiem co wybrać. - cały czas o tym myślałam.
- To może najpierw spróbujesz wrócić do swojego chłopaka. Jeśli znów będziecie razem, to tu zostaniesz. A jeżeli nie to wrócisz do domu. - zaproponował pomoc.
- Dzięki. Tak wogule jestem Rose. - uśmiechnęłam się.
- A ja Rammsteina. - przedstawił się.
<Rammstein?>

112 słów

piątek, 27 kwietnia 2018

Od Rammsteina do Rose

Mimo, że mieliśmy lekcje z guwernantką, to i tak nie mogło obyć się bez kartkówek. Dzisiaj pisaliśmy taką, to znaczy ja z rodzeństwem, na koniec ostatniej lekcji, języka norweskiego. Kartkówka miała sprawdzać naszą znajomość dni tygodnia. To miałem w małym palcu, a raczej pazurku, więc poszło mi bardzo łatwo. Wypisałem wszystkie dni od poniedziałku do piątku : mandag, trisdag, onsdag, torsdag, fredag, lordag, sondag. Oddałem guwernantce kartkę, równo z brzękiem metalowego dzwoneczka trzymanego w jej łapie, oznaczającego, koniec jednej z lekcji i, najczęściej, początek kolejnej. Tym razem, ku mojej radości, nie było już później zajęć i mogłem spokojnie pójść na obiad. Gdy kierowałem się w stronę stołówki dostrzegłem jakąś suczkę. Była chyba mniej więcej w moim wieku, ale na jen twarzy widniała smutna mina.
- Co się stało? - spytałem, gdy się zbliżyłem.
<Rose?>
132 słowa

Od Rose Cd Mihnea

- Nie. Proszę, jesteś jedyną osobą której mogę zaufać. Nie zostawię tak tego. Nie opuścisz mnie. Przy tobie czuję się pezbieczna.- powiedziałam z nadzieją w głosie.
- Później pogadamy. - poszedł w swoją stronę. Ja natomiast weszłam do mojej komnaty. Odrobiłam pracę domową.
- Mam nadzieję że dzisiaj jeszcze spotkam Mihneę. - Wyszłam z mojej komnaty. Zauważyłam że za mną biegną straże. Skądś ich znałam, ale nie wiedziałam skąd. Przebiegli przez mnie. Jakby byli duchami. Trochę się przeraziłam. Zaczęłam uciekać. Odwróciłam głowę do tyłu. Już nie było ich widać. Kiedy odwróciłam łebek do przodu i upadłam.
- Hej! Dokończymy naszą rozmowę? - przede mną stał Mihnea.
- Może być. - mruknął.
<Mihnea?>

Od Rin CD Vlada

Wpatrywałam się wyczekująco w Radu, on za to wyglądał jakby bił się z myślami. Serio? Wykorzystywanie seksualne ma być lepsze niż powrót do rodziny. Nagle drzwi za mną się otworzyły, a przez nie weszły jakieś psy. Nie wiedziałam kim oni są, wydawali się znajomi, ale wolałam nie ryzykować.
- Masz trzydzieści sekund, decyduj się! Teraz albo nigdy! - syknęłam ponaglająco. Radu spojrzał na mnie, po czym kiwnął głową. Tymczasem te psy zatrzymały się przed nami.
- Sułtan jest w komnacie? - spytał jeden z nich, szary, z piwnymi oczami, trzymający jakiś worek. Pokiwałam głową i czym prędzej wyjaśniłam, że nikt nie może teraz tam wejść. Nie dlatego, że się martwiłam czy coś... Po prostu im dłużej sułtan będzie spał, tym bardziej szczegółowo omówię plan ucieczki do domu - Mamy dla niego okup, za posłów z Wallachia Dogs - wzdrygnęłam się. Czułam, że nie kłamią, kto by coś takiego na poczekaniu wymyślił. W dodatku wyglądali na zmartwionych. Czyżby byli posłani od Vlada?
- Czekajcie pięć minut! - krzyknęłam, wpadłam jak błyskawica do swojego pokoiku, który był mi przydzielony, porwałam jakiś skrawek papieru i szybko na nim nabazgrałam wiadomość dla króla.
"Królu Vladzie,
U mnie wszystko w porządku, nie masz potrzeby się martwić. Cel misji osiągnięty. "Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny". Atak od zachodu twierdzy, a zarazem od tyłu, przynajmniej takie ją mi znane wiadomości. Wrócę najpóźniej pojutrze, postawiłam sobie dodatkowy cel. Mam nadzieję, że z rezultatów będziesz zadowolony, Panie.
Hatsune Miray
Rin K."
Odrzuciłam długopis. Nie miałam najmniejszej ilości czasu by zastanowić się nad treścią. Nie oddawałam wiadomości jasno... Mimo wszystko nie mogłam ryzykować. Powróciłam szybko do posłów z okupem. 
- Oddajcie to królowi Vladowi, powiedźcie, że są to wieści z dworu Mehmeda - mówiłam cicho, praktycznie szeptałam szybko chowając liścik do jednej z kieszeni torby przytroczonej do pasa. - Zostawcie to tutaj, przekażemy jak sułtan się obudzi - dodałam nieco głośniej. Szary z piwnymi oczami kiwnął głową i wraz ze swoim kolegą najspokojniej w świecie wyszedł z pałacu. Rozejrzałam się. Po chwili złapałam Radu za ramię i wyszłam z nim na dziedziniec. 
- Dobra, plan jest taki. Jutro, wieczorem, wyruszamy. Zależy kto z nas będzie musiał iść do tej głupiej alkowy, ja albo ty. Bo wątpię by tutaj były jakieś inne nałożnice. W każdym razie, wykpimy się czymkolwiek, nawet najmniej wiarygodnym i uciekniemy, zgoda? - przedstawiłam swoją wersję wydarzeń.
- Zgoda - odpowiedział Radu. Uśmiechnęłam się. Czułam, że pierwszy raz coś w życiu idzie po mojej myśli.
(chamski i leniwy time skip o dwadzieścia cztery godziny xd)
Przebieg wydarzeń był dokładnie taki - znowu sułtan wezwał nas oboje do alkowy, ale wymyśliliśmy przebiegły sposób upicia go, tak więc, nie tylko udało mi się ochronić moje dziewictwo, ale i udało się nam wymknąć z pałacu niezauważeni. Gdy mieliśmy wychodzić Radu nagle przystanął. Zaczął wpatrywać się w mury pałacu.
- Stało się coś? -spytałam podchodząc do niego.
- Po prostu... Spędziłem tu trochę czasu, może nie za przyjemnego, ale jednak. Chyba potrzebuję trochę czasu, by przygotować się na spotkanie z rodzeństwem i ojcem oraz matką - odrzekł. Rozumiałam go. Dałam tu tyle czasu ile potrzebował. Ale nie minęło nawet pięć minut, a Radu się odwrócił - Dobra, wyruszamy - powiedział zdecydowanym tonem. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i dołączyłam do truchtającego wilka.

<Vlad?>

531 słów

Od Maybelline CD Mihnei

- Jesteś gotowa?- zapytał Mihnea
- Jak nigdy - szepnęłam mu do ucha. Naprawdę tego chciałam. Naprawdę byłam gotowa. Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Po chwili Mihnea delikatnie przycisnął mnie do łóżka, a później powoli i subtelnie przeniósł się na moją szyję. Schodził coraz niżej, a z chwili na chwilę moje ciało przechodziły coraz mocniejsze fale podniecenia i pożądania. Nigdy nie czułam się tak wspaniale, a później miał być jeszcze lepiej. W końcu Mihnea dotarł do intymnych okolic mojego ciała. Zaczął pieścić je językiem. Westchnęłam z rozkoszy, ale w tym momencie wilk przeszedł jeszcze niżej i teraz zaczął całować moje uda. Miałam wrażenie, że Mihnea trochę się ze mną drażni. Sprawiało to, że czułam jeszcze większe pożądanie.
<Mihnea?>
119 słów

Od Mihnei Cd Rose

Rose szczerze mówiąc zaczynała mnie nudzić. Miałem jej dość, była taka nijaka. Jednak szkoda mi jej było i nie chciałem jej zranić. W końcu jednak musiałem z nią zerwać tym bardziej że nasz związek już właściwie nie istniał. Mijały tygodnie a ja właściwie cały wolny czas spędzałem z Maybelline, która znacznie lepiej mnie rozumiała a przede wszystkim nie właziła mi do komnaty żeby budzić mnie o szóstej rano. Szczerze mówiąc tego wolnego czasu nie było zbyt wiele, lekcje w szkole trwały od ósmej do trzynastej dwadzieścia, dziesięć minut później był obiad, od czternastej do osiemnastej trwały lekcje z guwernantką. W tym momencie miałem pół godziny wolnego do czasu kolacji. Po kolacji miałem godzinę na odrobienie lekcji a później leciałem z Sorcierem do ojca żeby siedzieć u niego cztery godziny. W soboty i niedziele kiedy nie było lekcji uczyła nas guwernantka, trenowaliśmy z ojcem i mieliśmy kilka godzin wolnego. Było to strasznie dużo ale mimo wszystko byłem zadowolony. Niestety Rose znowu zaczęła za mną chodzić dosłownie wszędzie co bardzo utrudniło spotkania moje i Maybelline. W końcu stwierdziłem, że należy to zakończyć. Kiedy Rose znowu przyszła w najmniej odpowiednim momencie miałem już dość.
- Rose to nie ma już sensu. Nie kocham Cię i nie chcę się dłużej męczyć w związku z tobą, nigdy nie byliśmy dobraną parą. Nie nadajesz się na alfę a ja muszę myśleć o przyszłości mojej sfory.
Rose?
229 słów

czwartek, 26 kwietnia 2018

Od Mihnei Cd May

Uśmiechnąłem się po czym pocałowałem ją długo i namiętnie. Po chwili usiedliśmy na skraju łóżka i zacząłem rozpinać guziki jej sukienki. Specjalnie robiłem to powoli by jeszcze bardziej podniecić Maybelline. Po kilku minutach suknia wylądowała obok łóżka tak samo jak moja koszula i spodnie. Zostaliśmy jedynie w samej bieliźnie, która również szybko zniknęła gdzieś pod jakimś krzesłem. Zacząłem całować ukochaną po szyi i schodziłem coraz niżej. Wyprostowałem się po czym przejechałem dłońmi po bokach Maybelline zatrzymując je na jej biodrach. Mój oddech momentalnie przyspieszył a ciało wypełniło całkowite pożądanie. Zbliżyłem się do jej ucha i całowałem zagięcie szyi.
- Jesteś gotowa?- Zapytałem dysząc z pożądania.
May?

Od Vlada Cd Rin

Miałem już dosyć ciągłej bezczynności i oczekiwania na ruch Mehmeda. Postanowiłem go uprzedzić i zebrać wojska. Z wszystkich zakątków królestwa przybyli na dwór wojownicy. Po tym jak wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu okazało się że dysponujemy pięcioma legionami piechoty, ośmioma tysiącami ciężkiej jazdy, sześcioma jazdy lekkiej i pięcioma tysiącami łuczników. Do tego Gales, Krystian i Wilk zebrali specjalnie dla mnie najbardziej zdesperowanych mieszkańców królestwa, którym Mehmed odebrał wszystko. Większość z nich nie była profesjonalnymi wojownikami, jednak byli pojętni i szybko się uczyli. Swój oddział nazwali Draculami, synami smoka, co mnie poruszyło.
- Jesteśmy gotowi panie. Jeśli ten tłusty wieprz wyciągnie łapę po nasz dom to ją straci.- Powiedział jednoręki Cyryl. Mimo tego dość poważnego i kłopotliwego defektu był jednym najlepszych w oddziale. Wilk znalazł go wiszącego na drzewie, tuż po tym jak Cyryl próbował się powiesić. Całe szczęście jednoręki ma twardy kark i przeżył.
<Rin?>
145 słów

Od Shibu cd Vlada

Ćwiczyłam taniec już parę miesięcy, w dodatku całkiem dobrze mi to szło. Mogłam się w pewien sposób wyładować na tych ćwiczeniach, przez co byłam spokojniejsza ogólnie. Zapewne nigdy nie zapomnę o swoim dzieciństwie i nigdy nie opuści mnie to w stu procentach. Jednak było coraz lepiej, ba nawet potrafiłam się już bawić, jednak jedynie z tymi których dobrze znałam. Teraz aktualnie siedziałam nad książką o różnych tańcach, aby wybrać coś co mi się naprawdę spodoba. Wreszcie znalazłam i zaczęłam uczyć się z książki podstaw tego tańca.
- Bardzo spodobała mi się Rumba. - powiedziałam do Vlada na następnej lekcji tańca.- O ile nie jest to za trudne według ciebie Vlad-san, chętnie nauczyłabym się właśnie tego. - oświadczyłam stojąc w gotowej pozycji do tego, aby zacząć ćwiczenia.

> Vlad-san?<

126 słów

Od Shibu cd Pioruna

Kiedy skończyliśmy rysowań postanowiłam zrobić to co planowała, a mianowicie wymienić książkę do mojej nauki. Szybko odnalazłam gabinet ojca. Po lekkim zapukaniu weszłam do środka.
- Oahyo Vlad-san. Mogę prosić o kolejną książkę. Tym razem chętnie pouczyła by się fizyki. - powiedziałam oddając książkę o gryzoniach. Po chwili w moje łapy trafiła książka o kosmosie, już wiedziałam że jest to dziedzina związana z fizyką.
- Arigato Vlad-san. - powiedziałam z lekkim ukłonem po czym wyszłam z jego gabinetu. Idąc w stronę swojego pokoju znowu spotkałam Pioruna.
- O witaj. - powiedziałam. - Chciałbyś się może przejść  porozmawiać - spytałam. A co tam, trochę nowych znajomości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Bardzo chętnie. - odparł pies. Ruszyłam więc przed siebie.
- Tylko odniosę książkę i możemy iść. - powiedziałam. - Poczekaj tutaj na mnie dobrze. - powiedziałam już bez odwracania się i ruszyłam do siebie z zamiarem odłożenia plecaka.

> Piorun-kun?<

148 słów

Od Vlada Cd Shibu

Minęło kilka miesięcy od kiedy zacząłem uczyć Shibu tańca. Muszę przyznać, że miała ona całą masę energii i samozaparcia dzięki czemu nawet porażki nie były jej straszne, cały czas wytrwale ćwiczyła i doprowadzała wszystko do perfekcji.
- Na dzisiejszą lekcję przygotowałem walca wiedeńskiego.- Powiedziałem kiedy Shibu pojawiła się na naszej lekcji. Suczka skinęła głową i rozpoczęliśmy lekcję, którą skończyliśmy dopiero kilka godzin później.
- Shibu robisz ogromne postępy.- Powiedziałem chwaląc przybraną córkę, z której byłem bardzo dumny. Jej trauma powoli odchodziła w niepamięć, choć czasem wciąż zdarzało jej się nie panować nad sobą.
- Chciałbym, żebyś na następną lekcję to ty przygotowała jakiś taniec, którego chciałabyś się nauczyć.- Powiedziałem na zakończenie.
<Shibu?>

112 słow

Od Shibu cd Mirczy

Siedziałam sobie sama pod drzewem i wetowałam mój notatnik. Chciałam iść po książkę, ale Vlad-san miał teraz trening, a nie chciałam sama buszować po jego gabinecie. Przeglądała zebrane przez siebie informacje, kiedy usłyszałam jak ktoś idzie w moją stronę. Jak się okazało był to jeden z moich przyrodnich braci, a dokładniej Mircza. W sumie lubiłam z nim przebywać.
- Shibu chciałabyś może pójść z nami na trening?- zaproponował zatrzymując się przede mną. Spojrzałam na notatki, a potem na niego.
- Jasne, czemu by ne. - odpowiedziałam chowając zeszyt do małego plecaczka i szybko wstałam.
- Co ciekawego dzisiaj trenujecie? - spytałam kiedy ruszyliśmy w stronę gdzie odbywały się treningi. Do owego placu treningowego nie był jakoś daleko, na nasze szczęście.
- Najpewniej walkę na miecze. - odpowiedział. - A co chciałabyś się przyłączyć? - zapytał z cichym śmiechem.
- Raczej podziękuje. - powiedziałam. Chciałam coś dopowiedzieć, ale weszliśmy już na plac gdzie czekał Vlad i reszta. Jak wiadomo czekali na Mircze, a nie na mnie.
- To ja tu na ciebie poczekam. - powiedziałam, rozglądając się po placu. Po chwili moim oczom ukazał się niepilnowany tor przeszkód, idealnie na poćwiczenie szpiegowskich umiejętności. Szybo się tam wślizgnęłam idąc coraz dalej, a w dodatku wyżej. Szło mi praktycznie perfekcyjnie, jednak tylko do czasu. Kiedy byłam naprawdę wysoko poślizgnęła mi się łapa iw ostatnim momencie złapałam się krawędzi przeszkody.
- Tasukete! Tasukete! - krzyczałam o pomoc po Japońsku. W stresowych sytuacjach często zapominałam innych języków.

> Mircza-kun? <

242 słowa

Od Rin CD Vlada

Przymknęłam oczy. Ostatni raz powtórzyłam wszystkie kroki i wypowiedzi jakich użyję. Serce zaczęło mi ciężko bić, mam wrażenie, że z wielkim trudem otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi. Po raz pierwszy w życiu weszłam gdzieś tam bardzo się stresując. Zamykając drzwi rozglądnęłam się po komnacie. Było ciemno, jedynym źródłem światła było jedno okno, w dodatku przyciemniane. Chwilę mi zajęło zanim moje oczy przyzwyczaiły się do panującego wokoło mroku. To co zobaczyłam, wprawiło mnie jednocześnie w osłupienie i lekkie nawet oburzenie i zażenowanie. Pod oknem stał nie kto inny jak Radu, obok niego Mehmed. Ale serio?
- Hatsune, widzę, że do nas dotarłaś! - powiedział zachwycony wręcz sułtan, chociaż nie udało mu się ukryć lekkiej odrazy, która zresztą zawsze była obecna w jego tonie głosu. - Proszę, rozgość się, tutaj jest wszystko co do życia potrzebne - ta, jasne. Chcąc jak najbardziej oddać rolę uraczonej dzieweczki usiadłam na swoim miejscu, które było nie gdzie indziej, a obok samego sułtana. Ale mam dzisiaj szczęście, nieprawdaż? Starałam się nie odsunąć, kiedy Mehmed z prędkością światła usiadł obok mnie i przywołał Radu by zajął miejsce po jego prawej stronie. Czarny wilk wziął szklankę i nalał sobie do niej chyba ćwierć butelki whisky. Wypił praktycznie na dwa razy. Dolał sobie, wypił i powtarzał te dwie czynności jeszcze z dwa razy. Okej, czyli mam do czynienia z maniakiem przyjemności, który jednocześnie jest uzależniony od wszelkiego rodzaju trunków. W sumie, pewnie jest teraz będzie opowiadał o swoich planach i nie planach, jak to zwykle robią pijani. Wątpię by miał tak mocną głowę, by mógł się oprzeć butelce whisky. Znowu wpadłam na bardzo szalony pomysł... Nie mogę nic na to poradzić.
- Powiedź mi Panie, jak to robisz, że nikt cię nie atakuje? - zaczęłam niepewnie, ale potem słowa same zaczęły płynąć. Sułtan najpierw popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale potem odwrócił głowę i uśmiechnął się lekko.
- Taktyka leży w zaskoczeniu! Mam dwa oddziały zmilitaryzowanych wojowników i dwa oddziały łuczników - zaczął śmiać się histerycznie, tak nagle, że aż podskoczyłam. Zauważyłam, że Radu także zadrżał pod wpływem tego strasznego śmiechu - Zawsze atakuje od tyłu i od wschodu twierdzy. W ten sposób zaganiam ich w kozi róg, bo nie mają gdzie uciec - znowu ten śmiech - Teraz planuję atakować tego, jak mu tam, Vlada III?
Nastawiłam uszy, Radu zresztą także. I znowu ta sama sytuacja - on chce się wysłowić, ale trącam go za plecami sułtana łapą. Kręcę głową gdy popatrzył na mnie.
- On nawet się się zorientuje, z której strony oberwał! Teraz będzie inaczej! Od tyłu i zachodu! - dobra, Rin, zapamiętaj od zachodu i od tyłu, na zachodzie i na tyły twierdzy trzeba ustawić wojska. Nagle usłyszałam głośnie ziewnięcie i zorientowałam się, że sułtan po prostu... zasnął? To byłoby zbyt piękne by było prawdziwe.
- Ekhem, Panie? - Radu odezwał się w sumie po raz drugi, ale nie była to znów jakaś wybitnie długa wypowiedź.
- Nie budź! - syknęłam cicho - Muszę ci coś powiedzieć - dodałam, chcąc jak najszybciej wyjawić mu cel mojej podróży. Radu II przewrócił oczami i poszedł za mną. Wychodzi ze mną z komnaty. Odwracam się w jego stronę. - Tak więc no, zacznijmy się od tego, że nie nazywam się Hatsune Miray. Mam na imię Rin Kagamine i jestem tu z misją. Muszę wytropić czy sułtan Mehmed szykuje się do wojny czy nie. Jak widać, mam już jasną odpowiedź, nawet na tyle szczegółową, by wojska mojego władcy wygrały. Ale nie wracam. Postawiłam sobie dodatkowy cel - widzę, że ci tutaj ciężko. Nie zaprzeczaj, jest to wypisane w twoich oczach. Postanowiłam przyprowadzić cię to twojego domu. Do twojego prawdziwego domu, które znajduje się w Wallachia Dogs. Zajmuję tam posadę skrytobójczyni i szpiega. Tak więc, Radu II, czy wrócisz ze mną do stada, w którym czeka na ciebie twój brat Vlad III, twój ojciec i matka oraz wiele innych członków rodziny?

<Vlad?>

639 słów

Od Shibu cd Maybelline

Spacerowałam powoli po zamkowym ogrodzie z nadzieją, że znajdę drzewo wiśni. Wszystko powoli kwitło więc dobrze by było uczcić Hinami. Nigdy ne robiłam tego w rodzimej sforze, ale tutaj miałam z kim. Potrzebowałam do tego jednak wiśni, chociaż jednej. Chodziłam po ogrodzie już dobrą godzinę, a drzewa ani śladu. A co jeżeli nie mają tutaj wiśni, może gleba nie taka i wiśnia się nie przyjmuje. Trochę posmutniałam z tego powodu, naprawdę chciałam przeżyć Hinam z moją nową rodziną, do tego bardzo liczną rodziną.
- Ohayou! - usłyszałam po chwili wpatrywania się w drzewa. Obróciłam głowę w stronę głosu. Na jego miejscu za uwarzyłam suczkę, w dodatku szczeniaka.
-Konnichwa - odpowiedziałam z lekkim skinieniem głowy. - Nie uwarzysz, że to niegrzeczne witać się zwykłym cześć, kiedy kompletnie nie znasz osoby do której to mówisz. Twoje zachowane było dojść niekulturalne. Pomijam już brak lekkiego ukłonu. - ciągnęłam dalej po japońsku, zając sobie z tego sprawę dopiero pod koniec.
-Wybacz, pewnie nic nie zrozumiałaś, przetłumaczyć? - spytałam już w języku jakiego używało się tutaj. Patrzałam ciekawsko na suczkę czekając aż się odezwie.

> Maybelline-chan?<

179 słów

Od Maybelline CD Mihnei

- Na co masz ochotę?- spytał Mihnea. Rozejrzałam się po stole, na którym był naprawdę spory wachlarz przeróżnych dań, nie tylko te rumuńskie, ale ze względu na korzenie jednej z sióstr wilka, również japońskie.
- Z chęcią zjadłabym chiftele - powiedziałam wypatrzywszy wśród różnorodnych potraw moją ulubioną, coś w rodzaju klopsików w skorupce. Z chęcią spróbowałabym czegoś nowego, ale w razie kiepskiego smaku dania, choć pewnie udałoby mi się nie skrzywić, lecz wolałam nie wystawiać się na próbę.
- Proszę - Mihnea uśmiechnął się miło i podał mi talerz z wybranym przeze mnie jedzeniem. Podziękowałam i zabrałam się za jedzenie.
*tchórzliwy time skip do późniejszego wieczora*
Leżałam na łóżku, a wszystkie moje mięśnie spinały się, pokazując moje podniecenie.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał Mihnea.
- Tak, na pewno - spojrzałam w oczy mojego ukochanego i jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu.
<Mihnea? :3>
143 słowa

Od Rose Cd Mihnea

- Kurcze. Czemu ja jestem taka głupia?! - byłam zła na siebie. Bardzo mi zależało na związku z Mihneą. Wróciłam do mojej komnaty. Nie chciało mi się już spać. Postanowiłam że zrobię plan na ten dzień.
- Co mogłam by robić przedpołudniem? - zaczęłam nad tym rozmyślać. Pomyślałam że dam spokój dla Mihnei. W końcu ma dużo do roboty.
Kilka godzin później wszyscy powoli zaczęli się budzić. Ja natomiast poszłam do kuchni po śniadanie. Jednak posiłek nie był jeszcze gotowy. Musiałam więc poczekać. Już wkrótce jedzenie było gotowe. Wzięłam je i zaniosłam do jadalni. Pierwszy raz tam jadłam. Zwykle tam nie chodziłam bo było tam dużo osób i się bałam. Po śniadaniu wybiegłam zewnątrz. Pobiegałam trochę w kółko ale szybko mi się to znudziło. Po krótkim czasie na podwórku znalazła się resztą szczeniąt. Pożartowaliśmy sobię trochę o różnych rzeczach. W samo południe jak przechadzałam się po zamkowym korytarzu napotkałam się na Mihneę.
- Cześć! Jak u ciebie? - nie mogłam się powstrzymać.
- Dobrze. - mruknął.
- Masz mnie już dość? - wyglądał na nie zadowolonego.
- Nie. Czemu tak myślisz? - najwyraźniej próbował być miłym.
- Jestem świadoma tego że mogę ci przeszkadzać. W końcu ty masz sporo zajęć dodatkowych i wogule. Przepraszam. - mój łebek opadł w dół.
<Mihnea?>

Od Pioruna Cd Shibu

- No nie wiem. Może na podwórku? Tam zawsze jest pięknie. - wyobraziłem sobie piękny ogród japoński.
- To choć. - zaczęła już iść. Kiedy byliśmy na miejscu położyliśmy na trawie.
- Zobacz. - powiedziała rysując na kartce kółko.
- Teraz rób co ci mówię. - podała mi ołówek. Rysowałem zgodnie z jej instrukcją.
- Gotowe. - oznajmiła kiedy na wcześniej pustej i smutnej kartce papieru pojawił się słodki i mały chomik.
- Dziękuję. - powiedziałem wstając z trawy.
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się.
- Jeżeli chcesz możemy jeszcze pogadać. - suczka wyglądał na miłą.
- Zobaczę. Cześć! - i odeszła.
- Cześć. - uśmiechałem się.
<Shibu?>
108 słów 

Od Vlada Cd Rin

Byłem wściekły. Wszystko waliło mi się na głowę wliczając w to wszelkie akcje dyplomatyczne, sprawy finansowe a nawet fragmenty zamku. Trzeba było przeprowadzić gruntowny remont kilkunastu sypialni wschodniego skrzydła, które czasy swojej świetności miał już dawno za sobą. Do tego jeszcze kilku mieszkańców rozchorowało się z nieznanego powodu i mimo że nikt jeszcze z tego świata nie zeszedł zaczęto przebąkiwać o epidemii. Poza tym Mehmed uwięził moich posłów i groził, że albo sczezną w lochu albo odeśle mi ich głowy zatknięte na pale. Oczywiście od razu wysłałem zaufanych ludzi z okupem. Nie mogłem pozwolić żeby, któremukolwiek posłowi stała się krzywda. Ciekawiło mnie jak radzi sobie Rin...
<Rin?>
107 słow

Od Shibu cd Pioruna

Właśnie szłam do mojego przybranego ojca po kolejną książkę i przy okazji odnieść tą przeczytaną. Należałam do samouków i zamiast uczyć się z guwernantką wolałam czytać książki i robić sobie do nich notatki. W tym celu miałam nawet plecaczek, w którym zawsze maiłam ze sobą książkę, długopis i notatnik. Przemierzałam właśnie kolejny korytarz kiedy zaczepił mnie jakiś szczeniak. Chyba już kiedyś go widziałam, jednak nie pamiętam za bardzo jak ma na imię.
- Hej! Możesz mi pomóc? - owy szczeniak właśnie mnie zaczepił Nie chciałam wyjść na gbura więc zatrzymałam się i zlustrowałam go wzrokiem.
- Dobrze, a w czym? - odpowiedziałam po chwili - A no i jak cię nazywają, ja jestem Shibu. - mówiąc to lekko się skłoniłam, jak to nakazywała tradycja mojego rodzimego kraju.
- Piorun jestem. - odpowiedział - Szukam kogoś kto pomorze mi narysować chomika. Potrzebuje tego do pracy na biologie. - wyrzucił szybko z siebie. Trzeba przygnać miał farta, akurat miałam Vladowi oddać książkę o gryzoniach, a rasowanie ne szło mi źle. Wszystkie ważniejsze schematy przerysowywałam do mojego notatnika, więc z tym powinnam sobie poradzić
- Powinnam dam radę ci pomóc. - powiedziałam. -wolisz na dworze czy u siebie w komnacie? - zapytałam. Do swojej komnaty mało kogo wpuszczałam, było tam ciemno i była dojść mroczna. Nie była to komnata przystosowania do przechowywania gości, tym bardziej poznany parę minut temu.

< Piorun-kun?>

226 słów

Od Shibu cd Vlada

Spojrzałam na Vlada z lekkim uśmiechem.
- Dziękuje Vlad-san. - powiedziałam biorąc od niego chusteczkę. Szybo przetarłam pyszczek i znowu spojrzałam na wilka. - Na razie chyba odpuszczę sobie zabawę. To chyba jednak jeszcze nie dla mnie. Chociaż przyjemnie było spróbować. - stwierdziłam ruszając w stronę, z której tutaj przybyłam. Ojciec ruszył za mną, nic dziwnego całe jego potomstwo tam na nas czekało.
- A właśnie Vlad-san, może pouczyłbyś mnie tańczyć. Walczyć umiem, ale nigdy nie pozwalałam sobie na tego typu przyjemności. A z tego co wiem, damie nie wypada nie znać chociaż podstawowych kroków. - zaproponowałam kiedy szliśmy przez las.
- Jasne Shibu, jak tylko wrócimy do zamku to wybierzemy się we dwoje na sale balową. Co ty na to? - spytał po chwili ciszy. Bardzo mnie ucieszyła możliwość nauki czegoś nowego i mniej brutalnego. Byłam od zawsze szkolona w zabijaniu i szpiegostwie więc to będzie dla mnie wielka odmiana. Trochę się nad tym zamyśliłam i nie za uwarzyłam jak byliśmy znowu na polance. Od razu zostałam zasypana pytaniami czy wszystko dobrze i przeprosinami.
- Nie to ja przepraszam, nie powinnam tak reagować - powiedziałam ze spuszczonym pyszczkiem. Było mi strasznie głupio przez to wszystko.- Wszystko dobrze, jednak pozwolicie, że wróce do siedzenia pod drzewem. - dodałam wracając na moje miejsce docelowe, czyli zacieniony fragment łąki pod pojedynczym drzewem.

<Vlad-san?>

220 słów

Od Mihnei Cd Vlad

Ojciec zaplanował spotkanie z wampirem na następną środę. Trochę niepokoiłem się tym spotkaniem ponieważ podobno Dracula miał wpływ na wybór następcy tronu i dlatego też teraz hospodarem został mój ojciec a nie wuj który zginął z powodu swojej głupoty. Czas do spotkania tego minął mi bardzo szybko i miło tym bardziej, że przestałem spędzać większość czasu z Rose, która była taka nijaka a zacząłem częściej przebywać z Maybelline która była po prostu wspaniała. Kiedy nadszedł wyznaczony dzień ojciec zabrał nas wszystkich, od mamy zaczynając na adoptowanych młodych kończąc, do krypty wampira. Tyle że ona wcale nie przypominała posępnego, mrocznego grobowca a raczej zamkową komnatę.
- Witajcie w moim domu który dzięki waszemu ojcu i mężowi wygląda tak jak widzicie.- Powiedział Dracula uśmiechając się do nas.
- Ale nie przedłużajmy tego w nieskończoność. Zapraszam do mnie dwóch najstarszych synów.- Wampir zeskoczył z sarkofagu przykrytego czerwoną tkaniną i podszedł do mnie i Sorciera.
- Mihnea i Sorcier... Obaj macie dar odziedziczony po ojcu i z całą pewnością obaj bylibyście wspaniałymi hospodarami. W tym wypadku Vlad wyznaczył Ciebie swoim następcą, Mihnea i wiem, że postąpił słusznie. Ty Sorcier też zostaniesz kimś równie ważnym jak twój brat.- Dracula uśmiechnął się do nas i ruszył dalej.
- Mircza... Nazwany tak po zmarłym wuju, do którego wcale nie jest podobny. Ty też zajmiesz wysokie rangą stanowisko.- Wampir podchodził do każdego, witał się z nim i mówił mu kilka słów. Po jakimś czasie musieliśmy udać się do swoich obowiązków.
- Mihnea... Nie warto być z kimś tylko dlatego, że chce mu się zrobić przyjemność lub nie chce się go zranić. Zostaw Rose jeśli jest Ci z nią źle. Miałem w życiu trzy żony jednak najbardziej kochałem pierwszą. Druga była mariażem politycznym, trzecia też jednak ją również pokochałem. Nie marnuj sobie życia na małżeństwa bez miłości...
Tato?

Od Vlada

Remont krypty Draculi, jak po prostu zacząłem nazywać przodka, szedł pełną parą. Przez pierwsze tygodnie sprzątałem w niej sam, wynosiłem kości i czyściłem podłogę z plam krwi. Później całkowicie przypadkiem dowiedziałem się że dawniej krypta była większa więc zacząłem rozkuwać ściany co po dwóch tygodniach przyczyniło się do nadwyrężenia barków. Wtedy już niestety musiałem powiedzieć co robię w podziemiach i pozwolić sobie pomóc. Z pomocą profesjonalnych pracowników wszystko poszło znacznie szybciej, ściany, które swoją drogą były piekielnie grube bo na ponad metr, ustąpiły po zaledwie dwóch dniach mimo całej swojej solidności. Po uprzątnięciu gruzu do krypty wniesiono stół z kilkoma krzesłami, łóżko, o które Dracula sam wyraźnie poprosił, kilka skrzyń i przede wszystkim nowy sarkofag wykonany przez najlepszych kamieniarzy, wyłożony drewnem dębowym i czerwonym aksamitem. Na wieku pięknymi literami wyrzeźbiono napis: Vlad III Palownik Dracula hospodar wołoski, który następnie zalano złotem. Byłem zadowolony z efektu końcowego, gdy kryptę rozświetliły świece i pochodnie, na ziemi leżały miękkie dywany a ściany pokryły gobeliny.
- Podoba mi się tu.- Stwierdził uśmiechając się Dracula.
- Teraz chyba powinieneś poznać moją rodzinę i zaakceptować mojego następcę.- Powiedziałem na co wampir kiwnął głową. Spotkanie zaplanowałem na czas za kilka dni.
Mihnea?

Od Rin CD Vlada

Ponownie stanęłam przed obliczem sułtana. Robiło się to już nudne, teraz on wstanie, zacznie coś mówić na temat tego jaki to on jest wspaniały... Chyba już wolałam znosić to wszystko inne co mnie spotkało. Chętnie bym stąd wyszła, ale, no cóż, moja misja sama się nie wykona. Patrzyłam znudzonym wzrokiem na wnętrze komnaty, bo wcześniej nie miałam nawet ochoty, nie mówiąc o czasie, dokładniej się jej przyjrzeć. Było tu mniej zdobień i innych niepotrzebnych rzeczy niż na korytarzu, ale nadal było tego dużo. Brązowawe ściany, miejscami wpadające w kremowy i lekki pomarańcz, przykrywała złota ozdoba, wijąca się po prawie całej długości ściany.
- Moja droga Hatsune Miray, mam nadzieję, że Radu ze szczegółami ci wszystko opowiedział... - z zamyślenia wyrwał mnie głos sułtana. Popatrzyłam na niego, zaraz potem na jego oblubieńca. Otwierał już usta, by coś powiedzieć, ale skąd miałam wiedzieć CO on dokładnie chce powiedzieć?
- Tak, oczywiście - odpowiedziałam szybko za niego. Aż mi się zrobiło smutno z powodu brata Vlada. Nie tylko siedzi tutaj, nie ma kontaktu w rodziną, w najgorszym wypadku codzienne musi chodzić do alkowy, w dodatku biedak w ogóle nie może się odezwać.
- Doskonale! Tak więc, Hatsune, widzimy się wieczorem w mojej komnacie. Muszę cię zapoznać z panującymi tam zasadami - wytrzeszczyłam oczy. Jakim cudem!? - To nie jest prośba, tylko rozkaz - dodał, jakby widział moją niechęć - Wyprowadzić - kiwnął głową na strażników. Tak jakbym chciała tu zostawać dłużej. Szybko, bez niczyjej pomocy, wyszłam z komnaty. Oddychałam ciężko i sfrustrowana walnęłam pięścią w jedną ze ścian.
- Co ci ta ściana zrobiła? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam głowę. Przede mną stała Elif, we własnej osobie. Niosła jakiś kosz z płótnami i patrzyła na mnie życzliwie.
- Mam dzisiaj wieczorem zjawić się w alkowie... - zaczęłam niepewnie. Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że widzę cień współczucia w oczach wadery. Może to było tylko złudzenie, ale miałam prawie pewność, że tutejszej służbie nie żyje się lekko.
- Musisz się przegotować. Masz szczęście - ostatnie zdanie wypowiedziała cicho, uprzednio nerwowo się rozglądając. Przekrzywiłam lekko głowę, myśląc nad tym, jak osoba w moim położeniu może mieć szczęście. Już miałam zaprotestować, ale Elif odstawiła kosz to najbliższej sali i zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju. Siedziały tam trzy osoby, które dziergały, układały i krytykowały jakieś ubrania. - Ja znikam, one już cię uszykują. - Wadera wyszła z pokoiku wcześniej klepiąc mnie lekko po ramieniu. Westchnęłam i pomyślałam o Radu, któremu obiecałam wszystko wytłumaczyć. Niechętnie oddałam się w ręce tych trzech kompletnie mi obcych osób. Wiedziałam, że opór na nic, zresztą mam udawać uległą dwórkę, więc jawny bunt nie przysporzy mi wiarygodności.
(nieoczekiwane przewinięcie czasu o tak zwane "godzinę później)
Stojąc w jakimś powłóczystym stroju, nie rozumiem, jak one mogły uznawać go za praktyczny, przed komnatą sułtana rozmyślałam jak odpowiadać na nawet najbardziej chamskie odzywki. Wymyślałam tysiące alternatywnych biegów wydarzeń i starałam się wymyślać, co robić by jakimś cudem uniknąć wykorzystana mnie samej do jakiś działań (#Specjalnie nie mówię jasno). Cóż, teraz mój los zależy tylko i wyłącznie ode mnie.

<Vlad?>

495 słów