sobota, 7 kwietnia 2018

Od Peachy Woman Ślub

- A teraz czas na kolejną zabawę. Mamy tu z Lunaver cztery buty: dwa Pana Młodego i dwa Pani Młodej. Zadanie dla was jest następujące: trzeba niepostrzeżenie zwinąć buty sprzed nosa Młodej Pary a później zrobić coś co zachęci młodych do ich wykupienia. Możecie zbierać do nich monety, wykonać jakiś taniec, czy co tam właściwie chcecie. Buty są cztery, więc cztery osoby mogą je zwinąć. Życzę powodzenia.- powiedział Wilk i uderzył w dzwonek na znak rozpoczęcia kolejnej konkurencji. Od razu zaczęłam się zastanawiać jak tu zwinąć buta młodej parze. Mój wzrok padł na Coryntha. W poprzedniej zabawie udało nam się wygrać, więc może i tu nam się poszczęści. Podbiegłam do niego i przytuliłam go mocno. Stanęłam na palcach tak, abym mogła powiedzieć mu coś na ucho.
- Koreczku mój kochany - zaczęłam cicho. - O nic nie pytaj, tylko rób co ci mówię. Teraz zaczniesz mnie całować. Tak jakbyś zaraz miał mnie przelecieć. Wiesz, jak wtedy w biurze. Pchaj mnie w stronę najbliższej ściany, przy okazji przejdźmy przed nosem pary młodej. W miarę szybko. Jest tam tłumek, więc nie będzie wyglądało to nienaturalnie. Zachowuj się trochę jakbyś był pijany, dobrze? - zakończyłam.
- Z wielką chęcią - rzekł Corynth i gwałtownym ruchem postawił mnie na ziemi, po czym zaczął całować. Złapał mnie za policzki, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Gdy poczułam, że Korek odrobinę zbyt mocno się wczuwa i pakuje swój język trochę zbyt głęboko do moich ust, delikatnie odsunęłam jego głowę. 
- Może trochę delikatniej? - spytałam.
- Nie - Korek uśmiechnął się szarmancko i znowu zaczął mnie całować. Oczy średnio mogły mi w tej chwili pomóc, gdyż mogłam się jedynie wpatrywać w głębię błękitnych oczu Coryntha. Kiedy wyczułam, że Korek przestał przepychać się przez tłum i, że jesteśmy w miejscu, w którym na przeciwko krzeseł Vlada i Elisabethy stoją cztery buty, zaczęłam stopą szukać obuwia jednego z nich. Kiedy na nie natrafiłam, wsunęłam czubek stopy do środka i zaczęłam przesuwać nim pospiesznie, popychana przez Coryntha. Udało nam się wyjść z tłumu tak, że nikt się nie zorientował, że mamy buta. Gdy Korek dotarł ze mną pod ściane i zaciekawione spojrzenia przestały kierować się w naszą stronę schyliłam się i podniosłam buta.
- Dziękuje mój Koreczku kochany! - rzuciłam mu się na szyję.
- A nagroda? - uśmiechnął się szelmowsko.
- Możesz mnie jeszcze trochę polizać albo przelecieć po weselu, co tam chcesz - wzruszyłam ramionami.
- Skorzystam z obydwu opcji - po raz kolejny zaczął zasypywać mnie pocałunkami. Wtedy muzyka przestała grać. 
- No już, chodź książę z bajki - pociągnęłam go za rękę.
<Corynth?>
428 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz