Suche gałązki wesoło trzeszczały pod moimi łapami, gdy dosyć szybko przemierzałam pewien las. Minął dokładnie dzień, od kiedy rozpoczynam życie w sforze, więc postanowiłam, że najwyższy czas by poznać tereny mojego domu. Swoją drogą, dziwnie to brzmi - dom. A przynajmniej dla mnie... W każdym razie, wiosenne słońce jeszcze znajdowało się na niebie, mimo, że było już późne popołudnie, co było miłą odmianą po ciemnych popołudniach, jakie były późną zimą. Zatrzymałam się i zadarłam łeb do góry. Przymknęłam oczy by nie oślepnąć i przez chwilę cieszyłam się ciepłymi promieniami słonecznymi padającymi na mój jasny łeb. Wypuściłam głośno powietrze nosem. Podobało mi się to uczucie przyjemnego wypełnienia, po niedawnej pustce, jaka mi została po stracie najbliższych. Nagle opamiętałam się i fuknęłam z dezaprobatą, skierowaną bardziej do mnie samej niźli do całego świata. Nie lubiłam wracać do przeszłości, a zwłaszcza do moich rodziców. I nie rozumiem czemu, mimo usilnych starań, mój umysł nadal wracał do tych obrazów.
- Pfff, Kagamine, co jest z tobą?! - mruknęłam sama do siebie. Jak już mówiłam, nie rozumiem, dlaczego w najmniej chcianym momencie nachodzą mnie te wszystkie widoki, których inni raczej nie będą mi zazdrościć. Nagle zastrzygłam uszami. Gdzieś za mną usłyszałam chrzęst gałęzi. Odwróciłam w tamtą stronę głowę.
<Ktoś? Coś?>
203 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz