Dni mijały sobie spokojnie a Bal Wielkanocny był coraz bliżej. Wedle tradycji organizowaliśmy go wieczorem, dzień po zakończeniu świętowania czyli we wtorek po poniedziałku wielkanocnym. Celem balu było zakończenie świąt i zapewnienie nieco rozrywki członkom nie obchodzącym Wielkanocy. Salę balową przygotowywano już na ten cel od kilku dni, nie obyło się przy tym jak co roku bez ofiar: Thalia zwichnęła łapę, Peachy Woman nabawiła się bólu pleców, dowódca straży Samson nie może założyć hełmu, ponieważ ma na głowie gigantycznego guza od uderzenia drabiny, Hannibal poważnie się potłukł a Kupidyn z niewiadomej przyczyny wylądował na oddziale szpitalnym u Merlina z poważnymi obrażeniami, które raczej nie powstały przypadkowo (oczywiście podejrzewałem Lunaver, z którą to pies miał poważne zatargi, ponieważ chętnie odbierał jej pracę samozwańczo swatając psy, co mu szczerze mówiąc świetnie wychodziło). Nieszczęścia nie ominęły również mnie, chociaż w moim przypadku skończyło się na szczęście tylko na kilku siniakach i nieco bolącej głowie. Sytuacja znaczenie gorzej miała się w kuchni. Co prawda większość psów w niej przebywających była profesjonalistami jednak zdarzali się pojawiać w niej tacy laicy (jak ja), którzy pojawiali się w kuchni jedynie od święta (jak ja) i prawie zawsze zdarzało im się coś popsuć (jak nie ja). Skutkiem tego pięciu kucharzy wylądowało u Merlina w Infirmerii z poparzeniami, niektórzy całkiem poważnymi, trzech pomocników skończyły z skaleczeniami różnego rodzaju. Tym sposobem około jednej trzeciej członków sfory w okresie wielkanocnym ucierpiało w różnego rodzaju wypadkach. Po przeprowadzeniu inspekcji na sali balowej, w kuchni i jeszcze kilku miejscach udałem się do sali narad gdzie miała odbyć się ostatnia narada przed balem. Po chwili marszu obok mnie pojawili się Gales i mój nowy doradca Wilk, który był jednocześnie moim samozwańczym prywatnym ochroniarzem. Weszliśmy razem do sali narad, gdzie już czekała cała reszta rady: gamma Peachy Woman, delta Amane oraz doradcy mojego ojca Perykles i Sokrates.
- Witam wszystkich na kolejnej naradzie. Dziś chciałbym wam przedstawić mojego nowego doradcę Wilka.- Powiedziałem na co Wilk ukłonił się lekko wszystkim zebranym.
- Czy nosisz imię Wilk czy to jakiś pseudonim?- Zapytał bez ogródek Sokrates.
- Nazywam się Aaron Wilkowski jednak proszę by zwracano się do mnie Wilk. Tak jest krócej.- Powiedział mój doradca, a wszyscy pokiwali zgodnie głowami. Nasza trójka szybko zajęła miejsca i rozpoczęliśmy naradę, która potrwała kilka godzin.
- Skoro już skończyliśmy omawiać wszystkie ważne sprawy możemy się rozejść i przygotować do balu.- Powiedziałem i razem z Wilkiem i Galesem opuściłem pomieszczenie. Kilka godzin później wszyscy zebrali się na sali balowej czekając na rozpoczęcie Balu Wielkanocnego.
- Witam wszystkich zebrany. Żeby nie przedłużać wstępów zapraszam wszystkich obecnych do tańca! Rozpoczynamy tegoroczny Bal Wielkanocny. Wznieśmy jeszcze toast za pomyślność. Na zdrowie.- Powiedziałem i szybko wypiłem zawartość mojego kieliszka. Wino, mimo że wcale nie było mocne sprawiło, że po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło. Nagle w drzwiach pojawiła się wadera w pięknej zielonej sukni balowej. Szybko odstawiłem mój kielich i podszedłem do niej.
- Pani czy mogę prosić do tańca?
- Oczywiście panie.- Odparła podając mi dłoń.
- Przykro mi z powodu twojej rodziny.- Szepnąłem kiedy już tańczyliśmy.
<Elisabetha?>
503 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz